Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Pożeracz Snów

Kup Taniej - Promocja

Additional Info

  • Autor: Bettina Belitz
  • Tytuł Oryginału: Splitterherz
  • Gatunek: HorrorPowieści i Opowiadania
  • Język Oryginału: Niemiecki
  • Przekład: Alicja Rosenau
  • Liczba Stron: 600
  • Rok Wydania: 2011
  • Numer Wydania: I
  • Wymiary: 144 x 205 mm
  • ISBN: 9788324015344
  • Wydawca: Znak Emotikon
  • Oprawa: Miękka
  • Miejsce Wydania: Kraków
  • Ocena:

    5/6

    5/6

    4.5/6

    5/6

    3/6

    5/6

    4/6

    6/6

    4/6

    5/6

    3/6

    5/6

    4.5/6


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 2 votes
Akcja: 100% - 2 votes
Wątki: 100% - 2 votes
Postacie: 100% - 6 votes
Styl: 100% - 4 votes
Klimat: 100% - 1 votes
Okładka: 100% - 2 votes
Polecam: 100% - 2 votes

Polecam:


Podziel się!

Pożeracz Snów | Autor: Bettina Belitz

Wybierz opinię:

Alex9

 Sny odchodzą wraz przebudzeniem, czasem pamiętamy je trochę dłużej, gdy były przyjemne uśmiechamy się w momencie gdy wypłyną wśród wspomnień, a odganiamy od siebie gdy są koszmarem. Niektórzy mają sny prorocze lub wracają w nich do ważnych chwil ze swego życia. Co jednak gdy to co pojawia się w naszym umyśle niepokoi, powtarza się i staje się rzeczywistością? Ale nim główna bohaterka "Pożeracza snów" doświadczyła potęgi sennych obrazów jej życie uległa ogromnej zmianie.

 

Wioska gdzieś na skraju cywilizacji, miejsce zesłania i do tego jeszcze nawiedzone - tak widzi nowe miejsce zamieszkania Elie. Przeprowadzka z wielkiego miasta bez zapytania jej o zdanie uważa za karę. Entuzjazm rodziców nie zaraził dziewczyny, nie pomaga też w zawiadomieniu się tęsknota za przyjaciółmi i chłopakiem, który był kandydatem do pierwszego wielkiego uczucia. Na takich podstawach ma zbudować swoje życie, a przynajmniej dotrwać do matury, później świat będzie stał dla niej otworem. Jednak na razie musi brać udział w grze pt. "Cieszymy się z przeprowadzki". Już podczas pierwszego weekendu jest świadkiem pojawienia się nieprawdopodobnej zjawy, to co widzi kładzie na karb zmęczenia i gry światła. Może legendarna miejscowa postać - jeździec bez głowy jest tylko mitem, ale inny tajemniczy jeździec czający się w mrokach pobliskiego lasu raczej urojeniem nie jest...

 

A do tego wszystkiego sny o dziecku, które nie odchodzą w niepamięć wraz z przebudzeniem się, ale zostają w myślach przypominając na jawie o swoim istnieniu. Wiosna - początek nowego życia w przyrodzie, może także coś nowego czeka na Ellie ...?

 

Kim tak naprawdę jest Colin Blackburn, spotkany przypadkowo na sali gimnastycznej, podczas poszukiwania komórki? Tajemniczy jeździec i trener sztuk walki wie nadspodziewanie dużo o nowej mieszkance Riedderdorfu, tak jakby znał ją, ale przecież ona dopiero co przyjechała w to miejsce. Niektóre zdarzenia są dla niej jakby deja vu, jednak przecież to niemożliwe, prawda? Tak samo jak kojący głos słyszany przez dziewczynę zawsze gdy tego potrzebuje. Tylko dlaczego sen nie przynosi odpoczynku, lecz wręcz przeciwnie, to co się pojawia w jego czasie jeszcze wzmacnia uczucie niepokoju i nieprzystosowania do nowego miejsca zamieszkania?

 

Wraz nadejściem wczesnego lata Elie zdaje się być wciągana w coś czego sama nie jest świadoma. Sen staje się dla niej na poły ucieczką od rzeczywistości na poły koszmarną pułapką. Nie jest dla niej wytchnieniem, a raczej projekcją dawno zapomnianych obrazów, wspomnień - lecz czy należących do niej? Ma też okazję bliżej poznać tajemniczego Colina, który zaczyna ją coraz bardziej interesować i to z wzajemnością. Czy przyciąga ją do niego odmienność od miejscowych rówieśników czy coś co tkwi o wiele głębiej i jest bardziej niebezpieczne? Wydaje się, że chłopak zjawia się zawsze wtedy kiedy dziewczyna jest najsłabsza, może to tylko przypadek, bo jeżeli nie to jaki miałby cel? I czy tylko on ma tajemnice?

 

Świat, który znała już nigdy nie będzie taki sam po tym gdy poznaje prawdę - ojciec jest pół demonem, pół człowiekiem, nie chciał przejść na ciemną stronę, teraz walczy z nią. Jak żyć z taką prawdą, gdy bliska osoba przedstawia swoją wersję - logiczną, opartą na diagnozie lekarskiej, lecz która jest oszustwem, a to co powinno być fantazją czy też zmyśleniem ma wszystkie znamiona realności? W innym świetle wygląda teraz też odejście starszego brata Elii i zerwanie kontaktu z rodziną matki, wszystko powoli zaczyna się układać w całość - nowy obraz prawdziwej rzeczywistości otaczającej dziewczynę. To co można by uznać za sen staje się dla niej jawą, to co wydawało się realne okazało się kłamstwem, w dobrej wierze i dla ochrony, jednak oszustwem. Jeden sekret wyjaśnił się, ale to co chowa przed Elie i światem Colin nadal pozostaje ukryte, a i rodzice do końca nie odsłonili swoich tajemnic. Zagrożenie, które wydawałoby się, że istnieje tylko w czasie snu jest równie groźne na jawie, tym bardziej gdy chce się pośredniczyć pomiędzy dwoma światami, z których do jednego nie można już wrócić, a do drugiego nie chce się wejść. Takie życie wybrał ojciec Elie, jednocześnie jest to także wybór dla jego rodziny, niełatwy i przynoszący ból. A dzięki istocie, którą uważa za wroga, jego córka umie zrozumieć to co go dręczy. Jednak upór by poznać prawdę ma swoją cenę - oddalenie się od ludzi, którzy mogli stać się przyjaciółmi i odrzucenie przez osobę, którą obdarzyło się uczuciem.

 

Wraz z nadejściem jesieni kończy się to zaczęło się pewnego wiosennego wieczoru, a co nie miało prawa zaistnieć. Jednak koniec jednego jest początkiem czegoś innego, może lepszego, może gorszego, lecz dla człowieka mającego nadzieję jest iskierką światła w najgorszych chwilach.

 

Książka "Pożeracz snów" to historia dziewczyny i chłopaka, czujących się wyobcowanymi, jednak tak jak inni z ich otoczenia pragnący miłości i poczucia akceptacji, takimi jakimi są, bez udawania kogoś kim nie są. Jest też wątek tajemnicy rodzinnej, której ukrycie powoduje niezrozumienie i rozłam w rodzinie. Zmory są znane z ludowych przypowieści, jako istoty dręczące ludzi we śnie, wręcz je duszące, karmiące się koszmarami lub je zsyłające. Co jednak gdy potrzebują pozytywnych snów, marzeń sennych do życia i zewnętrznie mało się różnią od ludzi, którym skradają to co daje siły, chociaż ofiary nie zdają sobie z tego sprawy? Autorka sięgnęła po opowieści trochę zapomniane, jednak równie interesujące co legendy paranormalne.

Odcień purpury

Siedemnastoletnia Elisabeth przeprowadza się razem z rodzicami z tętniącej życiem i rozrywkami Kolonii do przesiąkniętego wiejskim klimatem i spokojem Kaulenfeld w Westerwaldzie. Tym samym zostawia za sobą wszystko, na co tak ciężko pracowała, by stać się lubianą i zauważaną – dwie najlepsze przyjaciółki, coniedzielne wyjścia do kina, zakupy w centrach handlowych oraz swoją wielką niespełnioną miłość z którą nawet nie zamieniła nigdy słowa – Grischę. W nowym miejscu okazuje się, że musi wszystko zacząć od początku, co wcale nie przychodzi jej łatwo. Na dodatek na jej drodze pojawia się tajemniczy chłopak o imieniu Colin, który pewnego dnia ratuje ją przed utonięciem by potem pozostawić w lesie niezaszczyconą nawet jednym spojrzeniem.

 

Od tego czasu chcą nie chcąc Ellie coraz częściej trafia na Colina i staje się nim coraz bardziej zaintrygowana, począwszy od samego faktu, że nigdy nie udaje jej się dostrzec jego twarzy a skończywszy na jego niezwykłych umiejętnościach sztuki walki, które w jego wykonaniu bardziej przypominają taniec niż serię ciosów. Kim tak naprawdę jest Colin i jaki związek mają z nim sny o niemowlęciu, które coraz częściej nawiedzają Ellie?

 

Elisabeth wydaje się od początku nie pasować do miejsca w którym przyszło jej zamieszkać, jednak powoli, wraz z upływem czasu zaczyna zdawać sobie sprawę, że to wszystko, czym kiedyś się otaczała tak naprawdę nic dla niej nie znaczy. Jest to pierwszy etap w jej nowym życiu, który pokazuje, jak nieistotne są drogie ciuchy, zbyt ostre perfumy jej przyjaciółek, wyregulowane brwi i kolczyk w pępku, którego i tak nigdy nie chciała. Ta wewnętrzna przemiana odkrywa oblicze silnej i upartej, chociaż zbyt często płaczącej dziewczyny a tym samym - fałszywe przyjaźnie i niespodziewanych sprzymierzeńców, którzy nagle pojawiają się jej w życiu.

 

Główny wątek napędzany wewnętrzną przemianą Ellie dotyczy w dużej mierze wybranka jej serca, który nie okazuje początkowo zbyt wielkiego entuzjazmu na widok głównej bohaterki. Sama Ellie przez większość czasu ma zaczepne podejście do Colina dzięki czemu autorce udało się uniknąć melodramatyczności jaka mogłaby powstać w wyniku zderzenia dystansu Colina z rosnącym zaintrygowaniem Elisabeth. Dochodzi do tego jeszcze wątek fantastyczny, który opiewa wokół istot żywiącymi się snami, wyszukującymi pożywienia wśród przepełnionych szczęściem, niczego nieświadomych dusz ludzi i zwierząt. Jest on bardzo zgrabnie wbudowany w fabułę powieści i nie zostawia poczucia całkowitej nierealności. Delikatnie przeprowadza czytelnika poprzez kolejne fakty na temat nowo odkrytego świata i tych niezwykłych istot.

 

„Pożeracz snów" to wyczerpująca pozycja, której zarówno język, jak i sprawne przedstawianie rodzącego się uczucia pomiędzy Ellie a Colinem sprawia, że całość jest harmonijną historią o przezwyciężaniu lęku, osnutą w sieć magii oraz zwykłych ludzkich pragnień.

Klara203

Pierwszy raz stykam się z niemieckim piórem i to jeszcze kobiety. Bettina Belitz napisała niesamowitą opowieść pt.,, Pożeracz snów", w której skupiła się na snach. Czytając wiele książek jeszcze nie spotkałam się z takim dziełem o takiej tematyce. Zazwyczaj wiele pisarzy skupia się na wampirach, wilkołakach, krwi, aniołach i wielu postaciach niezwykłych.

 

Okładka książki przedstawia twarz będącą w wodzie do nosa zamoczonej. Wokół niej krążą ptaki a na niebie znajduje się księżyc i mgła. Moją uwagę przykuły pierzaste stworzenia, ponieważ jest ich wiele a pyzatym lubię niebieski.

 

,,Godzina za godziną, minuta za minutą. I będę dalej walczył, aż ta dusza stanie się stara i głucha."

 

,,Pożeracz Snów" opowiada o nastoletniej Elisabeth, która z miasta przeprowadza się na wieś do Koloni. Wielki cios jest to dla niej, ponieważ zostawiła wszystko tam co kochała a teraz w innym świecie ciężko jest jej się odnaleźć. Pewnego razu zostaje uratowana z rzeki przez nieznajomego, którego z biegiem czasu poznaje. Chłopak ma na imię Colin a za swoimi plecami posiada wiele tajemnic. W życiu Elisabeth wielką rolę zaczyna odgrywać sen, który ją coraz częściej atakuje.

 

Przyprowadzając do domu Colina myślała, że będzie tak jak z innymi chłopakami, ale okazuje się inaczej. Ojciec nastolatki pragnie za wszelką cenę zakazać jej kontaktu z nim, ale ona jest uparta i zaczyna grać nie fair. Odkrywa prawdziwą tajemnicę, która ukazuje jej, że jej ojciec i znajomy nie są ludźmi. Okazuje się, że ci dwaj mężczyźni mają z sobą wiele wspólnego. Pomimo tego, że Colin jest zagrożeniem dla Elisabeth, to ona zakochuje się w nim. Jej ukochanemu zaczyna grozić niebezpieczeństwo, ponieważ ktoś przypomniał sobie o nim, gdy zaczął być szczęśliwy. Mężczyzna nie chce by stała się krzywda naszej bohaterce, ale ona i tak przyłącza się do walki ze zmorą o imieniu Tessa. Ten stwór jest bardzo silny a Colina traktuje jak swoją własność. Czy uda im się wygrać z nim.

 

Książka ukazuje jak często przyjaźnie są kruche. Najbardziej wkurzyła mnie Maik, ponieważ dla niej ważny był chłopak i chciała wszystko robić dla niego. Wiele na świecie jest takich ludzi, że kolegują się tylko z kimś by być lubianym przez kogoś innego. Ja na jej miejscu bym wolała znajomość nową zawrzeć niż się starać o coś co nie ma sensu.

 

Postać Tillmana pokazała, że pomimo przeszkód można być silnym. Choć jest młodszy od Elisabeth to potrafił stanąć przeciwko jej koledze z klasy. Przede wszystkim nasza bohaterka mogła liczyć na jego pomoc i na nie wyjawienie jej tajemnicy.

 

Największą wadą książki są długie opisy. Czasami przez taki opis nie miałam siły jej czytać i rzucałam książkę na bok. Możliwe jest, że autorka kocha opisy, ale dla mnie czasem były one za nudne. Na szczęście początek i końcówka bardzo wciągają. Poza tym w książce jest wiele ciekawych scen, które trochę moją ocenę książki zmieniły.

 

,,Pożeracz snów" posiada cztery rozdziały i podrozdziały, które posiadają tytuły. Tematy podrozdziałów pokazywały, o czym będzie w nich mowa. Niektóre z nich były ciekawe a inne bardzo krótkie.

 

Książkę polecam wszystkim śpiochom by wreszcie zobaczyli, co się dzieje z ich snami i kto je im zabiera. Ciekawe co wtedy zrobią i jak się zabezpieczą przed tą osobą.

LadyBoleyn

Przyznam, że gdy usłyszałam tytuł „Pożeracz snów" nie miałam pojęcia, czego po tej książce powinnam oczekiwać. Z jednej strony spodziewałam się horroru, w którym nie zabraknie szczypty bólu i cierpienia, natomiast z drugiej – historii, gdzie romans będzie w sposób idealny współgrał z intrygą i tajemnicą. Po przeczytaniu tejże lektury muszę przyznam, że Bettina Belitz połączyła zarówno zgrozę z miłością, co sprawiło, że ta powieść zaczęła pożerać mój czas przeznaczony na sen.

 

Główną bohaterkę, Elisabeth, poznajemy w chwili, gdy razem z rodzicami przeprowadza się na wieś. Dotychczasowa mieszkanka dużego miasta dosyć sceptycznie patrzy na ich dom położony w dosyć odludnym miejscu, pocieszając się jedynie faktem, że po zdaniu matury będzie mogła powrócić do bardziej zaludnionej miejscowości. Elisabeth była zmuszona pozostawić swoje dotychczasowe życie, przyjaciół i plany, nie mając w nowym miejscu zamieszkania żadnych znajomych. Już pierwszego dnia w szkole otrzymuje przydomek „miastowej panienki", co sprawia, iż jej próby zawarcia przyjaźni momentalnie zostają przekreślone. Pomimo tego stopniowo przekonuje do siebie ludzi, którzy zauważają, że pierwsze wrażenie bywa mylne. Niezapomnianym elementem życia nastolatki są również sny, które przynoszą jej coraz ciekawsze obrazy, którymi dzieli się ze swoim rodzicielem. Jej dotychczasowe dni zmieniają się, kiedy pewnego dnia gubi telefon i zostaje zmuszona cofnąć się do szkoły w poszukiwaniu zguby. Na miejscu poznaje Collina – nieco zamkniętego w sobie i sceptycznego chłopaka, który słynie jako mistrz karate. Po tym wydarzeniu, Elisabeth dosyć często spotyka Collina na swojej drodze, stopniowo zaprzyjaźniając się z nim. Jednakże, gdy ojciec Ellie poznaje jej przyjaciela – zabrania jej spotykać się ze szkolnym kolegą. Na jaw wychodzi tajemnica, rodem z filmu fantasty, która sprawia, że Elisabeth musi stanąć po stronie rodziny lub Collina, nie mając pojęcia, komu powinna ufać. Jednego jest pewna – jej nowy przyjaciel nie może być człowiekiem, a ojciec przez całe jej życie bazował na kłamstwie, które sprawia, że gubi się we własnych domysłach.

 

„Pożeracz snów" to powieść, w której nie brakuje szybkiej akcji, ciekawych bohaterów oraz wyznań, które potrafią wstrząsnąć, jak i wywołać uśmiech na naszej twarzy. Początkowo nie potrafiłam zrozumieć, co dzieje się w tejże lekturze, jednak wraz z kolejnymi stronami coraz lepiej pojmowałam zachowanie Elisabeth, która uporczywie starała się być kimś, kim nigdy nie była. Bettina Belitz niewątpliwie wykazała się ogromną kreatywnością, bowiem ostatnimi czasy w księgarniach królują wampiry, upadłe anioły i wilkołaki, natomiast w tym przypadku – pożeracze snów. Autorka stworzyła całkowicie nową postać, która potrafi przyciągnąć oraz zainteresować. Sama natura tych stworzeń zasługuje na szczególną uwagę, ponieważ widząc nazwę takiego organizmu spodziewałam się natychmiastowego wyssania marzeń i śmierci. Natomiast sprawy wyglądają zupełnie inaczej i nawet, gdy mary zostaną zabrane, życie poszkodowanego zmieni się niewiele, chociaż to również zależy od kilku czynników.

 

Bettina Belitz posługuje się przyjemnym dla oka stylem, chociaż muszę przyznać, że brakuje w nim nieco lekkości. Niektóre rozdziały były dosyć suche oraz sztywne – nie było w tym wszystkim takiego ciepła, które sprawiłoby, że zakochałabym się w opisanych wydarzenia i w bohaterce. Jednakże pomimo wszystko, zdolności pisarskie autorki zasługują na uwagę, ponieważ widać, iż potrafi stworzyć tekst, który interesuje czytelnika. Dialogi zostały napisane w bardzo dobry sposób i wydawały się być prawdziwe. Również monologi bohaterki, jej przemyślenia i opis uczuć sprawiły, że polubiłam „Pożeracza snów", odnajdując w Elisabeth dziewczynę, której społeczeństwo postawiło zbyt wysoką poprzeczkę. Akcja nabiera tempa stopniowo, powodując, że po pięćdziesiątej stronie ciężko już oderwać się od lektury, w której wszystko może być możliwe. Ciekawe wątki i szczera, aczkolwiek nieprosta, bohaterka to główne atuty tej książki, która trzyma w napięciu do samego końca.

 

Podobał mi się fakt, że Bettina Belitz nie wyidealizowała Elisabeth tak, jak zwykle zdarza się w tego typu powieściach. Bohaterka była normalną nastolatką, która w danej chwili znalazła się w ciężkiej sytuacji, z której wytrwale próbowała wybrnąć. Jej niepewność i samokrytyczność sprawiały, że polubiłam jej osobowość, mając nadzieję, że zacznie doceniać swoje pozytywne strony, nie zwracając na kilka wad. Szkolni przyjaciele Ellie – Maike i Tillman również zasługują na uwagę, ponieważ obydwoje na swój sposób próbowali pomóc nastolatce. Niestety, chęci Maike głównie opierały się na próbie zaimponowaniu wybranemu chłopakowi, natomiast Tillman – wytrwałym podążaniu za przygodą. Najciekawszym bohaterem w całym „Pożeraczu snów" jest Collin, który zauroczył mnie od pierwszego spotkania. Niesamowita postać, która tajemniczość miała wypisaną na twarzy. Uwielbiam czytać o tego typu osobach, które stale ukrywają swoje sekrety, pragnąc, by nie ujrzały one światła dziennego. Początkowo jego chłodne podejście do Elisabeth powodowało dreszcze, ale stopniowa zmiana na miłego i ciepłego chłopaka nieco mnie... zasmuciła. Był takim pięknym czarnym charakterem, a pani Belitz zrobiła z niego romantyka. No jak tak można...

 

„Pożeracz snów" to bez wątpienia ciekawa pozycja, która w sam raz nadaje się na zimne wieczory, spędzone z kubkiem gorącej herbaty. Intryga, tajemnica i przede wszystkim – wspaniale wykreowani bohaterowie sprawiają, iż ciężko oderwać się działań Ellie i jej przyjaciół. Najbardziej uderzył mnie w tej książce fakt, że wszystko wydaje się być normalne, dzięki czemu łatwiej wyobrazić sobie wszystkie wydarzenia. Utwór polecam – premiera 16 czerwca.

Natula

Nastoletnia Ellie wraz z rodzicami przeprowadza się na wieś. Okolica jest spokojna i malownicza, jednak dziewczyna czuje się zagubiona, tęskni za dawnym życiem, ukochanymi przyjaciółkami i za zasięgiem w komórce. Z trudem przychodzi jej nawiązywania nowych kontaktów, czuje się wyalienowana w nowym środowisku. Wszystko się zmienia kiedy podczas szalejącej burzy z opresji Ellie ratuje niesamowicie przystojny nieznajomy. Jak się okazuje wybawicielem jest tajemniczy Colin. Od tego zdarzenia nastolatka zaczyna mieć dziwny sny a jej myśli krążą tylko wokół intrygującej postaci chłopaka, który swoim magnetyzmem przyciąga ją, żeby za chwilę brutalnie odepchnąć.

 

Książka jest autorstwa Bettiny Balitz. Ta niemiecka pisarka postawiła na paranormalną fabułę, oparta na obecnie modnym schemacie młodych, pięknych i nieziemsko zdolnych.

 

Przyznam szczere, że powieść niesamowicie trudno mi się czytało. Irytowała mnie postać Ellie, niby niegłupia dziwucha, ale nieżyciowa. Ciągle mdlejąca, słabnąca i płacząca nastolatka nie zachęcała mnie do czytania, momentami miałam ochotę dać jej klapsa i krzyknąć „weź się kobieto ogarnij!" dobrze, że od czasu do czasu bywała głodna i świetnie biegała, przynajmniej przestałam podejrzewać u niej anemię.

 

Colin, również nie odbiega od standardu boskiego osobnika z nieskazitelną urodą, zniewalającą budową i niezwykłą sprawnością. Cóż można napisać, wszystko to już było, mam wrażenie, że to stały szablon pojawiający się w książkach dla młodzieży, aż ze złości chce się tupnąć prawa nogą.
Na szczęście w tej nużącej przygodzie pojawia się światełko w tunelu. Pomysł na meritum fabuły jest oryginalny i wybija się z nudnych powielanych wzorców z wampirami i strzygami w tle. Wreszcie jest coś, co pachnie nowością, mimo że sny nie są czymś nowym w literaturze to wykonaniu Belitz przedstawiają się bardzo atrakcyjnie. Autorka wprowadza w wątek demony i zmory. Postacie zjaw są groźne, krwiożercze, łaknące pięknych marzeń sennych. Pełne napięcia wydarzenia rozgrywają się na tle mrocznego lasu, do tego dochodzę opisy które zaskakują swoją plastycznością i realne, nieprzesłodzone dialogi.

 

Co do stylu to mogłabym się czepiać, w książce jest kilka niegramatycznych zdań, jednak zapewne wynika to z tłumaczenia a nie z winy autorki, więc dam sobie spokój - zapomnijmy. Drażni również to, że książka jest nierówna, początek powieści jest mało interesujący, opisy monotonne i meczące, ma się wrażenie, że autorka na bieżąca szuka pomysłu na rozbudzenie czytelnika i w końcu tak się dzieje. Nagle następuje kumulacja informacji, atmosfera zagęszcza się, klimat jest pełny niepokoju i oczekiwania. Bardzo żałuję, że w momencie w którym powieść zainteresowała mnie to już się skończyła.

 

„Pożeracz snów" nie spełnił moich oczekiwań, czuję się rozczarowana lekturą. Być może wynika to z faktu, że wyrosłam z nastoletnich marzeń i po dobrej książce spodziewam się głębokiej, intrygującej fabuły z nietuzinkowymi bohaterami.

 

Mimo moich obiekcji, książka może się podobać, na pewno zachwyceni będą czytelnicy lubiący paranormalne romanse, których nie zrażają szablonowe postacie i przewidywalna akcja. Dla mocno wymagającej części moli książkowych stroniących od tego gatunku będzie to uciążliwa, mało zajmująca powieść.

Leanne

Opis Wydawcy:
Ona – wrażliwa, samotna, nie chce się pogodzić z przeprowadzką na wieś w lasach Westerwaldu.
On – niesamowicie przystojny, intrygujący i groźny. Ellie wyczuwa, że tkwi w nim głęboka tajemnica, ale choć się boi – za wszelką cenę chce się z nim spotykać.
To on – Colin Blackburn – ratuje ją w czasie burzy i od tej chwili Ellie nawiedzają niesamowite sny, groźne i jednocześnie fascynujące. Sny, które prowadzą ją na granicę dwóch światów...
Dzieli ich wszystko. Łączy tylko tajemnica.

 

Non - Dreamers. Życzcie mi miłych snów...

 

Chyba każdy zgodzi się ze mną, że w literaturze młodzieżowej, prym wiodą powieści w typie Paranormal Romance i coraz to sławniejsze Antyutopie. Obie te konwencje są bardzo popularne i nie brakuje w nich najdziwniejszych stworzeń, znanych nam tylko z legend i baśni. Autorzy prześcigają się w pomysłach, na kreowanie coraz to nowszych, dziwniejszych światów. Mamy zatem wampiry, wilkołaki, Anioły, elfy, wróżki, zmiennokształtnych, demony i inne temu podobne fantasmagorie. Tematyka snów, od zawsze jest owiana pewną tajemnicą, a hipotezy naukowców, niewiele mają w tym wypadku do rzeczywistości. W sławetnych Paranormalach, brak nam całkowitego zagłębienia się w tematykę snów. O ile mi wiadomo, na rynku wydawniczym ukazała się tylko jedna Trylogia poświęcona temu niesamowitemu zjawisku, a delikatnie mówiąc - sukcesu ona nie odniosła. Bez wątpienia, za to, udało się to niemieckiej Autorce, Bettinie Belitz.

 

Osiemnastoletnia Elisabeth, zwana Ellie, czy też Lassie, jest w zupełności zadowolona ze swojego życia w zatłoczonej, zadymionej Kolumbii. Razem z przyjaciółkami chodzi na zakupy, umawia na randki, imprezuje po nocach i wkłada wiele wysiłku, by nie przypinano jej łatki outsiderki, czy 'kujonki'. Cały jej świat burzy się dosłownie w ciągu sekundy, gdy ojciec - szanowany psychiatra, zostaje dyrektorem jednej z placówek psychiatrycznych, co wiążę się z przeprowadzką do Westerwaldu - wsi, gdzie nawet wrony zawracają. Ellie jest wściekła, rozgoryczona i bynajmniej nie ma zamiaru zawierać znajomości z nowymi sąsiadami, czy angażować w życie społeczności nowego miejsca zamieszkania. Wszystko się zmienia, gdy w mroku dostrzega niecodzienną postać - jeźdźca na koniu. Od tej pory, wszystko się zmienia. Dziewczyna żyje na granicy jawy i snu, halucynacji i omamów, w których towarzyszy jej niezmiennie Colin Blackburn - olśniewający, lecz tajemniczy mężczyzna, o twarzy niezmiennie spowitej mrokiem. Bo, nic nie jest takie jak się wydaje. A sny czasami, są czymś więcej, niż wytworami naszej wyobraźni i przebłyskami minionych wydarzeń. Zapraszam Was, do świata, gdzie rzeczywistość miesza się z sennymi majakami i gdzie trudno o sprawiedliwe osądy. Czy można je wydawać, śniąc na jawie ? Tutaj wszystko może się wydarzyć, a sny stają się prawdą. Lepiej być ostrożnym, bo czasem we mgle jest ukryte więcej, niż wydaje się na pierwszy rzut oka...

 

Jeszcze przed lekturą książki, słyszałam, że akcja rozkręca się dosyć powoli i nie mogę temu zaprzeczyć. Autorka nie nadaje sztucznego przyśpieszenia, wydarzeniom opisanym w powieści; daje czas bohaterom i Czytelnikom na poznanie historii i dotarcie do sedna tajemnicy. To wszystko sprawia, że historia jest nie tylko sugestywna, ale także niezwykle naturalna i niewymuszona. Narracja, poprowadzona jest całkiem dobrze, z punktu widzenia głównej bohaterki, co nie trudne do zauważenia - nie jest nowością w tego typu książkach. "Pożeracz Snów", ma bez wątpienia dobrze dopracowaną fabułę, nieźle poprowadzoną narrację, a akcja to jeden z największych plusów tej książki, ale przeszkadzała mi jedna rzecz. Mianowicie, lektura miała swoje wahania - raz była przesycona barwną, gorączkową akcją, a raz zdarzało się, że ziewałam, albowiem były i momenty niezbyt ciekawe.

 

Sama bohaterka, jest nietuzinkowa, oryginalna i przede wszystkim interesująca. Ma swój charakter i nie boi się o siebie walczyć, chociaż momentami irytowały mnie jej irracjonalne, czy moim zdaniem bezmyślne zachowania. Nie uważam tego jednak, za minus książki, bo postrzeganie pewnych spraw zależy tylko i wyłącznie od odbiorcy. Ja na przykład, obojętnie ile pół - demonów wparowałoby do mojego mieszkania, pojechałabym z przyjaciółkami na Ibizę, gotowa się świetnie bawić. Niestety, wahania dotyczyły w takim samym stopniu Ellie, jak i akcji. Raz była to silna i zdecydowana dziewczyna, innym razem typowa, zamknięta w sobie szara myszka. Główny męski bohater - Colin, jest chyba jedną z najbardziej udanych i plastycznych postaci w książce. Z początku, spotkało mnie rozczarowanie, bo oczekiwałam nieco innego bohatera. W moich wyobrażeniach, nie było miejsca na jazdę konną (wbrew pozorom, konie odgrywają w tej historii, całkiem znaczącą rolę ), sztuki walki, czy - pozwólcie, że posłużę się opisem Ellie - "lekko skośne oczy" (nie, nie jestem rasistką, wręcz przeciwnie). Te cechy, początkowo mnie denerwowały, ale z czasem pozwoliły się docenić, jako przejaw indywidualizmu i kreatywności ze strony Autorki. Postacie drugoplanowe, także są dobrze skrojone i po prostu sympatyczne. Takie, które z miłą chęcią poznałoby się w realnym świecie, choć... nie wszystkie.

 

Wszystko pięknie, ale cóż; nie jest tak słodko, jakby się mogło wydawać. Powieść ta, ma niestety trochę wad, które w zasadzie są dla mnie zupełnie zrozumiałe. Rzadko udaje się stworzyć, zwłaszcza debiutującym Autorom, dzieło bez ani jednej skazy. Niektóre fragmenty, przypominały mi do bólu, słynną sagę "Zmierzch", co nie było zbyt przyjemnym doświadczeniem, bo jej fanką zdecydowanie nie jestem. Mam tutaj na myśli, między innymi utarty już schemat, polegający na przeprowadzce do nowego miejsca, oraz nieco trywialne szczegóły - chłód ciała Colina (przypominam, że Edward Cullen, także mógł poszczycić się lodowatą skórą) fakt, że Blackburn jest swego rodzaju wegetarianinem, podobnie jak Edward - nie będę się zagłębiać w szczegóły, bo myślę, że popsułabym wielu osobom czytanie książki i szansę samodzielnego zapoznania się z historią.

 

Niestety, "Pożeracz Snów" zdecydowanie nie jest wyciskaczem łez, na który po cichu liczyłam. Dla mnie to była mało wzruszająca historia, jeśli patrzeć na nią z punktu widzenia, osoby oczekującej romansu. Nie jest to miłość chwytająca za serce, poruszające są za to emocje bohaterów, a najbardziej chyba fragmenty złożone ze snów Elisabeth. To istne arcydzieło i do tych fragmentów będę wracać niejednokrotnie, bo chociaż brak w nich wzniosłych słów i wyszukanych zwrotów, to niezaprzeczalnie ujmują Czytelnika swoją magią i prostotą. Książkę, momentami czyta się z dozą melancholii i spokojem, innym razem nie nadąża się z przewracaniem kartek. To wszystko sprawia, że "Pożeracz..." jest zbyt przewrotny i niecodzienny, byśmy mogli o nim zapomnieć zaraz po skończeniu lektury. Pożre nasze dusze i pochłonie myśli w całości. I warto jeszcze uważać, bo... mogą zostać pożarte także sny.

Lena173

"Pożeracz snów" jest pierwszą - wydaną w Polsce - książką, która została napisana przez niemiecką autorkę Bettinę Belitz. Zanim jednak sięgnęłam po lekturę tej powieści, to dosyć długo zastanawiałam się nad tym, czy aby na pewno powinnam zabrać się za jej czytanie. Znalazłam bowiem w sieci mnóstwo opinii na jej temat. Większość z nich była niezwykle kuszących i wręcz nakazywała mi podjąć wyzwanie, inne zaś tego stanowczo odradzały. Dopiero recenzja napisana przez Kalio utwierdziła mnie w przekonaniu, że jeśli nie podejmę tego ryzyka, to nigdy nie dowiem się, jak to będzie w moim przypadku.

 

Elizabeth Sturm jest zwyczajną nastolatką, która wraz z rodzicami przenosi się z zaludnionej Koloni na wieś w lasach Westerwaldu. W nowym miejscu dziewczyna czuje się bardzo zagubiona i samotna. Mimo szczerych chęci nie potrafi się odnaleźć w nowym miejscu, a co za tym idzie - strasznie tęskni za swoimi przyjaciółkami. Wszystko do czasu, gdy w życiu głównej bohaterki pojawia się tajemniczy mężczyzna, który ratuje ją podczas trwania burzy. Z biegiem czasu okazuje się, że owy nieznajomy skrywa w sobie jakąś tajemnicę. Mimo to, że Ellie odczuwa strach przebywając w towarzystwie Colina, to nie jest w stanie odmówić sobie kolejnych spotkań z nim. To właśnie one dodają jej sił i sprawiają, że jej życie nie jest tak beznadziejne, jakby się wydawać mogło...

 

"Pożeracz snów" to książka, która pozwala czytelnikowi zagłębić się w świecie, w którym nie spotkamy się z obrzydliwie pięknymi wampirami, czy też chorobliwie zazdrosnymi wilkołakami. Mamy za to postać jeszcze bardziej tajemniczą i nieobliczalną, która będzie starała się odsunąć od siebie główną bohaterką, a w głębi serca będzie czuć, że wcale tego nie chce. Podobnie zresztą było i w przypadku postaci wykreowanych przez amerykańską pisarkę Stephenie Meyer. Dziwnym trafem cały ten zabieg prawie w ogóle mi nie przeszkadzał. Co prawda przez kilkadziesiąt pierwszych stron fabuła książki ciągnęła się niemiłosiernie, jednak potem wszystko wróciło już do normy i bez zbędnych irytacji mogłam oddać się lekturze powieści.

 

Bettina Belitz posługuje się niezwykle lekkim i przyjemnym dla oka piórem, które nie powinno sprawiać problemu potencjalnym czytelnikom. W całości tekstu nie znalazłam przesadniej sielanki, jednak główna bohaterka potrafiła mocno zaleźć mi za skórę. Być może to moja wina ale naprawdę nie przepadam za osobami, które z jednej strony wydają się być bezpośrednie, a z drugiej bywają strasznie naiwne. Nie mniej jednak spotkanie z powieścią uważam za całkowicie udane, a czas spędzony na jej czytaniu okazał się być niezwykle sympatycznym. Z czystym sumieniem polecam ją więc wszystkim tym, którzy maja ochotę spędzić kilka godzin z niezobowiązującą pozycją literacką.

Fonin

Właściwie do autorów niemieckich, z jakiś niewyjaśnionych powodów, byłam nastawiona negatywnie. Pewien wpływ na to na pewno miało narzekanie mojej przyjaciółki na jakąś książkę. Słuchałam tego wprawdzie jednym uchem lecz widocznie utrwaliło mi się to w umyśle i nieświadomie unikałam książek germańskich pisarzy. Całe szczęście miałam okazje przeczytać "Pożeracza snów" i moja opinia radykalnie się zmieniła.

 

Sny. Czym są dla nas właściwie sny? Naukowcy nadal nie potrafią jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Niektóre są piękne inne zaś zamieniają się w okropne koszmary. Sama muszę z przykrością stwierdzić, że śnię bardzo rzadko...
Fabuła "Pożeracza snów" jest nierozerwalnie związana z ta tematyką. Co sprawia, ze jest oryginalna, wyjątkowa i warta czasu z nią spędzonego.

 

Elisabeth Sturm wraz z rodzicami przeprowadza sie z tętniącego życiem miasta, Kolonii, do sennej wioski Kaulenfeld. Oczywiście nie nastraja ją to pozytywnie. W mieście zostawiła wszystkich znajomych, o których tak zawzięcie zabiegała próbując się wpasować w ich świat. Należała do paczki najpopularniejszych dziewczyn w klasie. Chodziła w markowych ubraniach, bawiła się w modnych klubach, nie wychodziła z domu bez makijażu i wyprostowanych włosów. I kiedy wreszcie zaczęła czuć się akceptowana w tamtejszym liceum, jak grom z jasnego nieba spadła na nią wiadomość o przeprowadzce. Jej ojciec dostałam posadę dyrektora szpitala dla psychicznie chorych i nie mógł zaprzepaścić tej szansy.
Zamieszkują w starym domu obrośniętym winoroślą. Rodzice Ellie są naładowani optymizmem i przeciwieństwie do swojej córki tryskają radością. A ona najlepiej przespała by cała tą sprawę. Niestety tak się nie da. Musi rozpocząć nowe życie w nowym miejscu, a co za tym idzie nowej szkole. Już od pierwszego dnia sprawy nie mają się dobrze.

 

Nowi znajomi uważają ją za paniusię z miasta, zadzierającą nosa, za snobkę i przemądrzała kujonkę.

 

Przytłoczona całą ta sytuacją Ellie wybiera się na spacer, który będzie niemal momentem zwrotnym w jej życiu. Kiedy przechadza się po leśnej ścieżce nagle nad nią rozszalała się burza. Dziewczyna nieprzyzwyczajona do tak gwałtownego żywiołu wpada w panikę. Próbuje walczyć z zacinającym deszczem i hulającym wiatrem jednak bezskutecznie. Kiedy jest już niemal pewna przegranej, znikąd pojawia się jeździec na czarnym koniu i niczym rycerze księżniczkę, ratuje dziewczynę z opresji.

 

Potem Ellie jeszcze niejednokrotnie spotka swojego wybawiciela. Colin nieodparcie będzie ją pociągał, ale tez i przerażał. Zostanie ujawnione wiele szokujących faktów. Wyniknie wiele nieprzewidzianych zdarzeń. Ellie spotka się z zazdrością, nienawiścią, miłością, ale i strachem. Bo nawet we śnie nie jest do końca bezpieczna. Bo gdzieś tam czyha zmora, głodna ludzkich nocnych fantazji. A może nie jest ona wcale tak daleko. Może mieszka ona nawet pod tym samym dachem?

 

Wśród wszystkich książek o wampirach, czarodziejach, wilkołakach, upadłych aniołach i całej rzeszy innych paranormalnych stworzeń, "Pożeracz snów" jest niczym orzeźwiający powiew świeżości. Nie uświadczysz tu drogi czytelniku żadnego z wyżej wymienionych postaci. Mimo iż książka jest zdecydowanie fantastyczna to jednak podczas czytania ma się wrażenie zniewalającej realności fabuły. Cały utwór napisany jest w narracji pierwszoosobowej z perspektywy Elisabeth. Jedynie prolog jest opisem odczuć kogoś innego. Wprowadza nas w mroczny klimat powieści.

 

Bohaterowie wprost podbili moje serca. Najpierw zacznijmy od postaci którą pokochałam rozszalałą miłości i z niecierpliwością wyczekiwałam fragmentów z nim związanych. Jest to mianowicie... Master X. Wtajemniczenie wiedzą, a nie wtajemniczonych informuje, ze jest to kot. Szalony i nieprzewidywalny niczym mój Nico. I za to właśnie tak go uwielbiam.

 

Główna para bohaterów Ellie i Colin też uzyskali moją sympatię. Ona jest taką zwykłą nastolatką, która jest lekko zagubiona w otaczającym ją świecie. Ma swoje lęki i marzenia. Nie jest jednak żadną eteryczną istotką, która za wszelką cenę trzeba chronić, bo nie daj Boże się skaleczy. Jest odważna i bardzo bardzo uparta. Niektórych może irytować to, ze ciągle jest zmęczona i zasypia w niespodziewanych momentach, ale ja osobiście bardzo ją rozumiem bo sama potrafię przysnąć w różnych miejscach i pozach :D.
Colin. Ach Colin! Zdecydowanie jeden z moich ulubionych męskich bohaterów. Groźny, tajemniczy, bardzo poraniony na duszy. To to co foninki lubią najbardziej. Oczarował mnie swoim wyglądem i zachowaniem.

 

Bardzo zaintrygował mnie również Tillmann. Odegrał w utworze znacząca rolę i bardzo go polubiłam. Mam nadziej, że autorka nie zrobi tu jakiegoś trójkąta miłosnego właśnie z nim jako tym drugim.

 

Akcja dzieje się tu w wolnym tempie, co zdecydowanie nie jest minusem tej pozycji. Pozwala czytelnikowi z oczekiwaniem wyglądać kolejnych przygód bohaterów. Czytelnik może dłużej rozkoszować się książką, mimo iż na końcu i tak czuć niedosyt i można powiedzieć lekkie rozczarowanie, które potęguje głód na druga część, tej jak się zdążyłam zorientować trylogii.

 

Musze również pochwalić wydawnictwo za okładkę książki. Jest czarująca, w pewien sposób magiczna. W porównaniu z oryginalną okładką nasza jest bardzo kreatywna i wyróżniająca się z tłumu. Nastraja potencjalnego czytelnika po zapoznania się z nią by rozwikłać tajemnice w niej zawartą.

Samash

Bettina Belitz zadebiutowała na polskim rynku książką pt. Pożeracz snów. Wiele osób przeczytało ową książkę i równie dużo zrecenzowało ją. Czytając te wszystkie recenzje nie wiedziałam, co o książce myśleć. Przeczytałam kilka, kilkanaście pozytywnych recenzji, trafiło się kilka negatywnych. Stwierdziłam, że dopóki po nią nie sięgnę nie dowiem się' prawdy'.

 

Tak, więc, poznałam Elisabeth Sturm, jedynaczkę, która przeprowadziła się z 'cywilizowanej' Kolonii do małej wsi tuż obok lasów Westerwaldu. Jest zagubiona, samotna, tęskni za cywilizacją, przyjaciółmi. Buntuje się licząc na to, że rodzice pozwolą jej powrócić do Kolonii. Tymczasem rodzice nic nie robią sobie z jej buntu, cieszą się przeprowadzką.

 

Pewnego dnia odwiedzają ich sąsiedzi, a Ellie wychodzi z domu i udaje się na spacer. Idąc przez las ze słuchawkami w uszach nie zauważa, że nadciąga burza. Nastolatka jest w niebezpieczeństwie. Ratuje ja tajemniczy mężczyzna na koniu. Czyżby królewicz na białym rumaku? Nie, jest to bardzo tajemniczy typ, na czarnych koniu. Jest chamski i ordynarny.

 

Wrzeszczcie nadchodzi pierwszy dzień w nowej szkole. Ellie nie chce tam iść, czuje się wyalienowana. Poznaje pewna miła dziewczynę, która pomaga jej się zaklimatyzować w szkole.

 

Pewnego dnia zostaje uwięziona w sali gimnastycznej. Boi się. Tymczasem poznaje tajemniczego sportowca, który ćwiczy na sali. Oczywiście nie widzi jego twarzy, nie poznaje imienia. Absolutnie nic.

 

Gdy udaje jej się wydostać odkryła, że odjechał ostatni autobus do jej domu. I znowu ktoś ja ratuje. Jak się później okazuje jest to tajemniczy mężczyzna z Sali.

 

Od tego momentu zaczynają się dziwne i niebezpieczne sytuacje w życiu Ellie. Ojciec nie godzi się na to, aby nastolatka spotykała się z Colinem Blackburnem. Ona tego pragnie, lecz Colin ja odpycha, choć tak naprawdę w głębi duszy chce się z nią spotykać.

 

I tak zaczyna się fascynująca, pełna emocji i niebezpieczeństw historia. Ellie myślała, że na takim pustkowiu nic się nie dzieje. Nic bardziej mylnego.

 

Przyzna, że początek książki czyta się bardzo ciężko i mozolnie. Jest to spowodowane tym, że nic konkretnego się nie dzieje. Jak dla mnie książka zaczęła się robić ciekawa ok. 150 strony.

 

Wtedy zaczęło się robić niebezpiecznie, tajemniczo. Akcja się rozwijała z każdym słowem, zdaniem, stroną, rozdziałem. I podobało mi się to. Sprawiało to, że nie sposób było się oderwać od książki. Czytając książkę miałam wrażenie, ze kipi ona emocjami sprzecznymi. Ellie niewinna, naiwna nastolatka i jej totalne przeciwieństwo: Colin, przystojny, umięśniony, niebezpieczny i tajemniczy mężczyzna. Nie dziwiłam się ojcu Ellie, że nie chce, aby jego córka się spotykała z takim 'typem'.

 

Największą wadą/minusem tej książki jest jej główna bohaterka. Irytowała mnie niesamowicie. Swoim zachowaniem, sposobem bycia. Czasami miałam ochotę rzucić książkę w kąt i zacząć czytać coś innego. Chyba nie spotkałam się jeszcze z tak irytującym bohaterem jak Elisabeth Sturm. Pomimo tego dość dużego minusa książkę da się przeczytać i może się ona podobać. Myślę, że gdyby Ellie była inna, książka byłaby na 5+ ;)

Kolmanka

Wyobraźcie sobie nastolatkę, która nagle zmuszona jest opuścić wielkie miasto, swoich przyjaciół, eleganckie galerie handlowe i szalone imprezy w klubach. Razem z rodzicami przeprowadza się do niewielkiej mieściny (sama określa ją mianem "wiochy" i "wsi"). Wzbudza to w niej uczucie frustracji i buntuje się przy każdej nadarzającej się okazji. Jej ojciec - znany psychiatra - jest pasjonatem ludzkich dusz a jego biblioteka zapełniona jest po brzegi fascynującymi księgami.

 

Ellie rozpacza po "stracie" przyjaciółek, narzeka na brak cywilizacji i z góry traktuje znajomych z nowej szkoły. Oni zresztą uważają ją za arogancką i wyniosłą. Od czasu przeprowadzki dziewczyna zaczyna mieć dziwne i niepokojące sny. Często zasypia w bardzo dziwnych miejscach w środku dnia. Któregoś dnia poznaje Collina, który w pewnym sensie ratuje jej życie podczas burzowego wieczoru. Jest w nim coś intrygującego i chłodnego. On sam nie ma zbyt pochlebnej opinii wśród mieszkańców i kolegów Ellie. Uchodzi za dziwadło, bowiem mieszka w lesie i jeździ na czarnym rumaku. Nie, nie obawiajcie się, Collin nie jest wampirem;)

 

Jak przystało na gatunek paranormal romance, będzie i uczucie. Ellie dowie się, co było powodem ich przeprowadzki. Jaka mroczną tajemnica skrywa jej rodzina. Co oznaczają jej sny? Być może czyha na nią śmiertelne niebezpieczeństwo. Świat okazuje się być miejscem tajemniczych zmor, żywiących się pięknymi, ludzkimi snami, pozostawiając ich otępiałych i bliskich depresji.

 

Bardzo podobała mi się metamorfoza bohaterki. Z typowej "imprezowej panienki" przemienia się w trzeźwo myślącą, zdystansowaną wobec świata kobietę. Zaczyna zauważać jak puste i pozbawione sensu były jej dawne przyjaźnie. Odnajduje w sobie odwagę, aby pokonać słabości i lęki.

 

Książka trzyma w niesamowitym napięciu. I mimo, ze pewnie nie jestem docelowym odbiorcą "Pożeracza snów", bawiłam się doskonale.

Gosiarella

"Piękno naznaczone złem...
Miłość na granicy jawy i snu...

 

Ona - wrażliwa, samotna, nie chce się pogodzić z przeprowadzką na wieś w lasach Westerwaldu.
On - niesamowicie przystojny, intrygujący i groźny. Ellie wyczuwa, że tkwi w nim głęboka tajemnica, ale choć się boi - za wszelką cenę chce się z nim spotykać.
To on - Colin Blackburn - ratuje ją w czasie burzy i od tej chwili Ellie nawiedzają niesamowite sny, groźne i jednocześnie fascynujące. Sny, które prowadzą ją na granicę dwóch światów...
Dzieli ich wszystko. Łączy tylko tajemnica."

 

"Pożeracz snów" to piękny i obiecujący tytuł, który zdobi niezwykłą okładkę. Zapowiadała się naprawdę dobrze, więc właśnie tą książkę wybrałam, aby urozmaicała mi długą drogę w autokarze.

 

Książka opowiada historię nastoletniej Elisabeth, którą poznajemy w momencie jej przeprowadzki z Kolonii do małego miasteczka Kaulenfeld. Nowe miejsce niezbyt jej się podoba i ciężko jej nawiązać nowe znajomości. Oczywiście jej życie nabiera sensu, gdy z opresji ratuję ją leśniczy i mistrz karate na koniu i żeby nie było nie porozumień to mistrz karate, jeździec konny i leśniczy to jedna i ta sama osoba. Potem Ellie zakochuję się po czubek swojej pustej czaszki i pojawiają się problemy.

 

Ellie jest zmienna, nie może się do końca zdecydować, czy chce mnie denerwować, czy też chce, abym ją lubiła. Niestety przeważa to pierwsze. Główna bohaterka boi się własnego cienia, pająków ( co akurat jest zrozumiałe), koni i wysokiego, co tylko można się bać. Do jej nieustannego lęku dochodzą jeszcze dziwne sny, omdlenia i przede wszystkim niesamowita empatia, która jest okropnie zmarnowanym motywem. Elli jest także kapryśna, uległa, często głupia, brak jej chyba zdolności społecznych, a do tego nieustannie płacze (kolejny zmarnowany wątek). Te wszystkie minusy idą jednak czasami w niepamięć, bo dziewczyna ma swoje przebłyski, kiedy naprawdę robi lub myśli coś mądrego i widzę w niej przez chwilę odbicie swoich myśli.

 

Co do Collina, bo tak na imię ma jej rycerz na koniu, to jest całkowitym przeciwieństwem Elisabeth. Jest inteligentny, przewidujący, niebezpieczny, wie czego chce i to on wydaje jej polecenia (z dwojga złego lepiej niech ten mądrzejszy mówi, a głupi wykonuje). Jego wyrażanie miłości pozostawia wiele do życzenia, ale jej woła o pomstę do nieba. Jest co chwilę przerażona, że jej ukochany ją zabiję, szkoda tylko, że w sytuacjach prawdziwego zagrożenia jej strach znika ... w ślad za rozumem. Mimo, iż fabuła nie jest zbytnio zagmatwana i tajemnicza to nie będę wam zdradzała jakie przeszkody napotkają na swojej drodze, bo zabrałabym wam ostatnią odrobinę przyjemności. Co się tyczy pozostałych postaci to nie są wybitne, a wręcz trochę wyblakłe i nieciekawe.

 

Dochodzę już do najcięższego grzechu tej książki, który wpłyną na moją negatywną ocenę wszystkiego, co w książce zawarte, a mianowicie OPISY. Te okropne, nudne, a przede wszystkim nieciekawe i niechciane opisy atakowały mnie z każdej możliwej strony. Powodowały, że chciałam wyrzucić książkę na Serbskiej ziemi, by już nie nudziły mnie więcej. Jednak udało mi się zebrać w sobie i dotrwać do końca. Cóż muszę przyznać, że dodatkową motywacją był fakt, że pozostałe książki były trochę poza moim zasięgiem (kierowca nie chciał otworzyć luku bagażowego). Na pocieszenie druga połowa książki była odrobinkę lepsza.

 

Ogólnie rzecz ujmując książkę czytało mi się topornie, postacie nie były ciekawe, a pomysły źle zrealizowane. Może po prostu źle odbieram niemiecką literaturę? W końcu to kolejne niemieckie "dzieło", które skutecznie mnie do siebie zraziło. Mimo wszystko jej coś co nie pozwala mi dać najniższej oceny, jednak to coś jest dla mnie nie uchwytne i nie umiem tego nazwać :(

Ocena: -3 / 6 Wiele od tej książki wymagałam, lecz nie wiele dostałam.

 

„Jeszcze kilka tygodni temu zostałabym z pewnością uznana powszechnie za damę. Nie tęsknie wprawdzie do wysiłków włożonych w utrzymywanie tamtego stanu - po prostu mi się to znudziło- ale moja próżność została draśnięta. Jeśli dzisiejszej nocy miałam umrzeć, chciałam przynajmniej umrzeć, jako kobieta pożądana."

Tetiisheri

Elizabeth Sturm jest główną bohaterką powieści Bettiny Belitz „Pożeracz snów". To zwyczajna siedemnastoletnia dziewczyna, która wraz z rodzicami przeprowadza się z Kolonii na wieś położoną w lasach Westerwaldu. Ellie nigdy nie czuła się komfortowo w nowych miejscach, wśród nowych twarzy, a nawiązywanie kontaktów z rówieśnikami sprawiało jej kłopot.

 

Podobnie jest teraz. Nowe otoczenie, szkoła, obowiązki sprawiają że nastolatka czuje się zagubiona i samotna. Jej życie stopniowo nabiera barw i zmienia się, kiedy któregoś dnia podczas burzy z tarapatów ratuje ją tajemniczy chłopak Colin. Młody mężczyzna, jak się okazuje, skrywa pewną tajemnicę co z jednej strony powoduje w Ellie niepokój, a drugiej strony działa jak magnes. Po kolejnych spotkaniach z Colinem, Ellie zaczynają nawiedzać dziwne sny – czasem przerażające, ale częściej mroczne i owiane nutką fascynacji, magii i sekretu.

 

Bettina Belitz w swojej pierwszej wydanej w Polsce powieści podzieliła fabułę na cztery części. Opowieści zostały przedstawione z punktu widzenia głównej bohaterki. Akcja powieści rozwija się bez pośpiechu, co umożliwia czytelnikowi zrozumienie fabuły i przeniknięcie do świata snów Ellie. Pierwszoosobowa narracja świetnie spełnia swoją rolę i daje szansę poznania emocji targających główną bohaterką, począwszy od jej leków i słabości, a skończywszy na kolorowej gamie wzniosłych uczuć takich jak wzruszenie, czy wrażliwość.

 

Powieść napisana jest lekkim i przyjemnym w odbiorze językiem. Bez cienia wątpliwości mogę stwierdzić, że „Pożeracz snów" jest lekturą nietuzinkową, intrygującą, wywołującą jednocześnie dreszczyk emocji, ale także zaciekawienie dalszym rozwojem akcji. Tajemnicze sny Ellie podsycają zagadkowy klimat książki i stanowią ciekawe tło dla wątku romansu rozgrywającego się na łamach książki. Już teraz z niecierpliwością wypatruję kolejnej części tej niesamowitej opowieści.

Magda

Bettina Belitz- niemiecka pisarka, autorka książek młodzieżowych, dziennikarka. W Polsce ukazała się jak dotąd jedna jej książka- Pożeracz snów, która jest pierwszą częścią trylogii.

 

Ellisabeth Sturm poznajemy w chwili, kiedy razem z rodzicami przeprowadza się z Kolonii do niewielkiej wioski położonej w westerwaldzkich lasach. Chociaż okolica jest piękna i niezwykle spokojna, to przyzwyczajona do życia w wielkim mieście Ellie czyje się tutaj jak na wygnaniu. Zaklimatyzowanie się w nowym środowisku wcale nie jest takie łatwe. Z trudem przychodzi jej też nawiązywanie znajomości, przez co w nowej szkole postrzegana jest jako wyniosła, wielkomiejska panienka, gardząca ludźmi z prowincji. W rzeczywistości jest jednak zwyczajną, wrażliwą dziewczyną, która z każdym dniem czuje się coraz bardziej samotna i zagubiona.

 

Nudę i monotonię życia Ellie przerywa pojawienie się tajemniczego nieznajomego, który ratuje ją podczas burzy. Jak się później okazuje jest nim przystojny i niezwykle intrygujący Collin Blackburn. Od początku wzbudza w niej niepokój, jednak z drugiej strony jego nieco mroczny charakter przyciąga ją jak magnes. Z każdym dniem dziewczyna jest nim coraz bardziej zafascynowana, zaczynają ja też nawiedzać dziwne sny, coraz częściej traci poczucie rzeczywistości. Czy ma to jakiś związek z Collinem i czy Ellie może czuć się całkowicie bezpieczna?

 

Książki z gatunku paranormal romance nie należą do moich ulubionych i szczerze mówiąc bardzo rzadko po nie sięgam, ale Pożeracz snów od razu przyciągnął moją uwagę. Jest to głównie zasługa przepięknej, pobudzającej wyobraźnię okładki i wielu pozytywnych recenzji. Po lekturze mam jednak mieszane odczucia. Akcja toczy się tutaj niespiesznie, w niektórych momentach autorka niepotrzebnie według mnie ją rozwleka. Może miała na celu wprowadzenie czytelnika w odpowiedni klimat powieści, ja niestety poczułam się przez to lekko znudzona. Na szczęście gdzieś w połowie książki akcja przyspieszyła i napięcie wzrosło. Z coraz większą ciekawością śledziłam rozwój znajomości Ellie i Collina. Polubiłam główną bohaterkę, chociaż początkowo jej postać trochę mnie drażniła. Wątek miłosny może jest trochę naiwny, ale przedstawiony w nienachlany sposób. Niewyjaśnione sny Ellie w których granice rzeczywistości coraz bardziej się zacierają podsycają tajemniczy klimat i wprowadzą do fabuły magiczny, oniryczny nastój. Całość napisana jest lekkim, plastycznym językiem, a odbiór całej historii dodatkowo ułatwia pierwszoosobowa narracja. Podsumowując, książkę ogólnie uważam za całkiem udaną i chociaż nie powaliła mnie na kolana, to ma w sobie coś, co sprawa, że mam ochotę przeczytać kolejne tomy tej trylogii.

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial