Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Pięćdziesiąt Twarzy Greya

Kup Taniej - Promocja

Additional Info

  • Autor: E. L. James
  • Tytuł Oryginału: Fifty Shades Of Grey
  • Seria: Christian Grey
  • Gatunek: Powieści i Opowiadania
  • Język Oryginału: Angielski
  • Przekład: Monika Wiśniewska
  • Liczba Stron: 608
  • Rok Wydania: 2012
  • Numer Wydania: I
  • Wymiary: 125 x 195 mm
  • ISBN: 9788375085563
  • Wydawca: Sonia Draga
  • Oprawa: Miękka
  • Miejsce Wydania: Katowice
  • Ocena:

    4/6

    2/6

    4/6

    1/6

    1/6


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 2 votes
Akcja: 100% - 4 votes
Wątki: 100% - 2 votes
Postacie: 100% - 6 votes
Styl: 100% - 3 votes
Klimat: 100% - 6 votes
Okładka: 100% - 3 votes
Polecam: 100% - 3 votes

Polecam:


Podziel się!

Pięćdziesiąt Twarzy Greya | Autor: E. L. James

Wybierz opinię:

Versatile

Od mody nie da się uciec. Ogarnęła ona większość dziedzin ludzkiego życia, w tym i literaturę. Po potężnej fali książek z wampirami w roli głównej, przyszedł czas na erę powieści erotycznych. Wszystko rozpoczęło się, gdy do sklepów trafił szeroko komentowany utwór Ericki Leonard. Szybko zyskał on oddanych fanów jak i zagorzałych przeciwników. O czym jest ten tekst, skoro wzbudza tyle skrajnych emocji i kontrowersji?

 

„50 twarzy Grey'a" to historia świeżo upieczonej absolwentki literatury - Anastasii Steele, która w zastępstwie za chorą współlokatorkę ma za zadanie przeprowadzić wywiad z chorobliwie bogatym i niebywale przystojnym prezesem dużej korporacji. Dziewczyna sądzi, że spotkanie nie przebiegło najlepiej, nawet nie ma nadziei, że ten fascynujący przedsiębiorca może zwrócić uwagę na tak niezdarną i przeciętną kobietę jak ona. Tymczasem Christian Grey okazuje się być zainteresowany jej osobą. Między bohaterami rodzi się gorący romans, w czasie którego mężczyzna odkrywa przed kochanką swoje sadomasochistyczne upodobania oraz fantazje.

 

Powieść wciąga, tego nie da się ukryć. Wsiąknęłam w fabułę już od pierwszych stron i choć styl pisania autorki mnie nie zachwycił to mimo wszystko z przyjemnością kontynuowałam lekturę. Jednakże im bardziej zagłębiałam się w historię, tym bardziej mnie ona irytowała. Na pierwszy rzut oka widać, że akcja jest skonstruowana w sposób umożliwiający przedstawienie jak największej liczby zbliżeń głównych bohaterów.

 

Postać Anastasii Steele wzbudziła we mnie sporo emocji. Głównie tych negatywnych. Do tej pory zastanawiam się: jak można być tak naiwnym i zaślepionym? Rozumiem przystojny mężczyzna może zawrócić kobiecie w głowie, ale bez przesady miej dziewczyno trochę szacunku do samej siebie! Nie rozumiem, jak można myśleć, że facet może Cię kochać, kiedy wcale nie kryje faktu, że zależy mu tylko i wyłącznie na seksie. Gdybym ja kiedykolwiek otrzymała umowę taką jak Ana bądź słyszała choć co poniektóre z wypowiedzi Christiana (o czerwonym pokoju bólu już nie wspomnę), brałabym nogi za pas i uciekała, gdzie pieprz rośnie. Na wejściu widać, że koleś ma nie po kolei w głowie!

 

Język utworu jest wyjątkowo ubogi. Autorka upodobała sobie kilka zwrotów, które w książce pojawiają się nadzwyczaj często. Jednym z nich jest wykrzyknienie „o święty Barnabo!". Osobiście uważam, że w powieści o takiej tematyce owe powiedzenia raczej nie są odpowiednie. Dodatkowo pani James wielokrotnie przypomni czytelnikowi o niezwykle seksownym zagryzaniu wargi przez Anę oraz o hipnotyzujących, szarych oczach Christiana. Nie uciekniemy również od przerywników, mówiących o wewnętrznej bogini, żyjącej gdzieś w podświadomości głównej bohaterki.

 

Zdecydowanie rozumiem, dlaczego powieść podzieliła czytelników na dwa przeciwne obozy. Jednak pomimo wszelkich zastrzeżeń książce mówię jak najbardziej tak. Utwór czyta się jednym tchem a sceny zbliżeń nie są zanadto perwersyjne. Nie jest to literatura wymagająca, za to z pewnością pozwoli nam skutecznie oderwać się od otaczającej rzeczywistości.

 

Widzieliście już może trailer ekranizacji „50 twarzy Grey'a"? Nie? Koniecznie obejrzyjcie! Alexis Bleder i Matt Bomer tworzą znakomity duet. Teraz z niecierpliwością oczekuję aż film wejdzie do kin.

Gosiarella

„Jesteśmy świadomymi swych czynów dorosłymi i to, co robimy za zamkniętymi drzwiami, jest wyłącznie naszą sprawą."

 

Książka zyskała sławę na długo przed tym, nim trafiła na nasz rodzimy rynek wydawniczy. Już wtedy obiecywałam sobie, że dam sobie z nią święty spokój. Dlaczego? Znajoma czytała ją w wersji angielskiej i na bieżąco relacjonowała mi niedorzeczność tej historii. Później pojawiły się recenzje polskiego wydania, które też wcale nie zachęcały. Dlaczego więc złamałam się i sięgnęłam po nią? Po pierwsze siła marketingu jest olbrzymia! Po drugie jestem fankąZmierzchu. Po trzecie może jestem masochistką, ale chciałam się przekonać, czy książka jest naprawdę tak zła, jak mówią wszyscy dookoła.

 

„Nekrofilia mnie nie pociąga. Lubię kiedy moje kobiety czują i odbierają bodźce"
"Pięćdziesiąt twarzy Greya" opowiada historię niewinnej i niedoświadczonej studentki Anastasi Steele. Nasza dotąd niezbrukana Ana postanawia pomóc przyjaciółce i zastąpić ją w przeprowadzeniu wywiadu dla gazety studenckiej. Jej celem jest prezes prężnie rozwijającej się firmy - Christian Grey. Oczywiście jest niesamowicie przystojny i onieśmielający, dlatego nasza mała Ana zawala wywiad. Nie jest jednak tak źle, jak dziewczynie się wydaje, ponieważ przystojny bogacz zaczyna się nią interesować. Po pewnym czasie zaczynają ich łączyć stosunki seksualne oraz uczucie, które jest równie nietypowe, jak seks. Można również pokusić się o stwierdzenie, że tak naprawdę książka opowiada o głębokim uczuciu, które rodzi się między Panem, a jego uległą.

 

„Czasami się zastanawiam, czy przypadkiem coś jest ze mną nie tak. Być może za dużo czasu spędzam w towarzystwie moich bohaterów literackich i, co za tym idzie, moje ideały i oczekiwania są zdecydowanie zbyt wysokie."
"Pięćdziesiąt twarzy Greya" pierwotnie było fanficiem inspirowanym Sagą Zmierzch. Aby wydać książkę, autorka musiała jednak pozbyć się elementów zapożyczonych od Stephenie Meyer. Niemniej wciąż widać pewne cechy łączące te dwie powieści. Najbardziej widoczne jest podobieństwo w kreacji bohaterów. O ile filmowy obraz Edwarda zniechęcił mnie do tej postaci, to Christian Grey całkowicie go uśmiercił w moich oczach. Christian nie jest zdrowy psychicznie i nie chodzi mi tu wcale o jego upodobania seksualne. E. J. James stworzyła prześladowce, człowieka, których chce zdominować kobietę w każdym możliwym aspekcie jej życia i kocha ją upokarzać (znów nie nawiązuję do sypialni, ani czerwonego pokoju bólu). Jeśli ktokolwiek uważał, że Twilight'owa Bella jest typową literacką sierotką Marysią to nie poznał Anastasi. Ta dziewczyna jest jeszcze bardziej rozbrajająca niż sam Grey! Nawet nie mówię o jej zachowaniu, ale o jej wewnętrznych monologach. Niektórzy wariaci słyszą głosy, a jej nieustannie towarzyszą niewidzialne postacie: niezmiernie irytująca "wewnętrzna bogini" fikająca koziołki, czy też chowająca się za kanapą "Podświadomość". Zdumiewa mnie, jak zaawansowane są jej wizualizacje oraz jak niedorzecznie się one zachowują. Z drugiej strony kto z nas potrafiłby się zachowywać normalnie, gdyby nieustannie towarzyszyły im wizualizacje alter ego?

 

Oczywiście w książce możemy znaleźć pozostałych bohaterów ze Zmierzchu i łatwo da się ich rozpoznać.
„Tego bólu nie da się opisać. Fizyczny... duchowy... metafizyczny... jest wszędzie, wsącza się do mego szpiku."
Przejdźmy jednak do najważniejszej części książki, bo przecież cóż znaczy jakaś tam miłosna fabuła, czy bohaterowie w erotyku. Phi! Opisy zbliżeń seksualnych, czy tam jak woli autorka po prostu "pieprzenia" młodej absolwentki przez młodego biznesmena są zdominowane przez BDSM. Istotą BDSM najogólniej rzecz ujmując jest wiązanie, dyscyplina, dominacja i uległość. W przypadku Christiana mamy do czynienia z rządzą dominacji, wprowadzania dyscypliny, niewoli i wymierzaniem kar, co jest jego fetyszem. Oczywiście wszystko to odbywa się za zgodą Any. Książka nie jest jednak całkowicie zdominowana przez BDSM. Pojawiają się też opisy scen "waniliowego seksu".

 

„- Co to jest waniliowy seks?
- Czysty seks, Anastasio. Żadnych zabawek ani dodatków (...)
-Och.- Myślałam, że nasz seks był czekoladowy z sosem karmelowym i wisienką na wierzchu. Ale co ja tam mogę wiedzieć.."
Historię Any i Christiana poznałam słuchając audiobooka. Joanna Koroniewska początkowo kompletnie mi nie pasowała do tej książki. Jej głos był sztywny i absolutnie się nie zmieniał w trakcie czytania. Po kilku rodziałach zauważyłam poprawę. Choć w dalszym ciągu nie umiałam odróżnić w jej tonie, czy Ana właśnie mówi, czy myśli, ponieważ zlewało się to w jedną całość. Ale czy mogę się jej dziwić, że nie wczuwała się w czytany tekst? Zwłaszcza, że opisywane czynności seksualne (i nie tylko) były nieustannie przerywane wstawkami typu "O święty Barnabo", "Kurcze" itp. Nawet nie śmiem tego komentować...
„Trzeba pocałować wiele żab, nim trafi się na księcia."

 

"Pięćdziesiąt twarzy Greya" byłaby bardzo dobra, gdyby nie była taka zła. Momentami nie byłam zmęczona i widziałam sens w książce. Było to jednak ulotne. Ostatni rozdział mnie zaskoczył i sprawił, że podniosłam ocenę książki. Przywrócił moją wiarę w inteligencje kobiet - może nawet dla głównej bohaterki jest nadzieja? Ten ostatni rozdział jest tak inny od pozostałych, że aż zastanawiam się, czy w proces tworzenia nie zaangażowała się osoba trzecia, zirytowana poczynaniami bohaterów i chcąca przywrócić światu porządek! Wyznam wam, że przez niego aż chciałabym przeczytać kolejne części, jednak wiem, że to tylko pułapka, więc będę twarda i postaram się ze wszystkich sił nie dać się nabrać. Wam samym książki ani nie polecam, ani nie odradzam. Ten tytuł jest tak rozpoznawalny, że moje zdanie nic nie zmieni, jednak uważam, że książka nie jest tak zła, jak mówią. Czytałam gorsze...

Awiola

"Nikt nie jest samotną wyspą, rozmyślam, no może z wyjątkiem Christiana Greya".

 

Dość długo wzbraniałam się przed przeczytaniem jednego z największych bestsellerów ostatnich lat. Zróżnicowane recenzje jakie zdarzyło mi się czytać, ukazywały różne obraz tej prowokacyjnej książki. "Pięćdziesiąt twarzy Greya" to bowiem najbardziej znienawidzona i zarazem najbardziej ukochana powieść czytelników na całym świecie.

 

Erica Leonard, pisząca pod pseudonimem E. L. James to czterdziestodziewięcioletnia gospodyni domowa i była dziennikarka mieszkająca z mężem oraz dwójką dzieci w Londynie. Autorka nie ukrywa, że początkowo jej bestseller był fanfikiem napisanym na podstawie kultowego już "Zmierzchu" Stephanie Meyer. Literatura fanfiction to jak wskazuje nazwa, utwory pisane przez fanów konkretnej książki, czy innego dzieła nawiązujące do jego fabuły. W ten sposób powstał szkielet "Fifty Shades of Grey", pierwszej części trylogii, znanej już na całym świecie i tak niejednoznacznie odbieranej przez czytelników, która autorce przyniosła ogromne profity finansowe i popularność.Anastasia Steel, dwudziestojednoletnia studentka literaturoznawstwa zostaje zmuszona przez swoją przyjaciółkę do zastępstwa w wywiadzie do szkolnej gazetki, podczas którego poznaje nieziemsko przystojnego i pociągającego młodego biznesmena Christiana Greya. Ana to niedoświadczona życiowo dziewica, dla której własna seksualność nie istnieje. Bohaterka jest dokładnym odzwierciedleniem Belli ze "Zmierzchu", nieporadna, cicha myszka, zamknięta w świecie swoich powieściowych bohaterów. Nawiązując znajomość z niebezpiecznie pociągającym ją Greyem, wkracza w świat erotyzmu, zmysłowości ale również praktyk seksualnych z obszaru BDSM, czyli krótko mówiąc sadyzmu i masochizmu. Grey pragnie by Anastasia stała się jego Uległą, podczas gdy on jako Pan będzie spełniał swoje wszystkie seksualne zachcianki.Powieść E. L. James z pewnością nie jest arcydziełem literackim. Nie wiem czy to kwestia tłumaczenia, czy po prostu oryginalny język jest tak niskich lotów. Z pewnością więc nie będę pierwsza, gdy napiszę, że ilość powtórzeń jaka występuję w książce jest przeogromna. Do tego "ciekawe" wstawki, występujące co kilka stron typu "kurka wodna" czy "o, święty Barnabo!" mogą irytować nawet najbardziej cierpliwego czytelnika. Język powieści jest typowym, prostym, komercyjnym przekazem bez zbędnych w tym wypadku metafor czy środków stylistycznych. Tekst ratują jedynie dowcipne e-maile, przesyłane pomiędzy głównymi bohaterami.

 

Na temat "Pięćdziesięciu twarzy Greya" znajdziecie wiele skrajnych opinii. Już sama inspiracja sagą Stephanie Meyer jest traktowana przez niektórych jako główny zarzut i powód do ciągłej krytyki. A mnie absolutnie ten fakt nie przeszkadzał, bo książka naładowana jest seksem i erotyzmem, co wywołało we mnie wiele skrajnych emocji, od obrzydzenia (scena z tamponem) czy przyjemności i podniecenia (kulki gejszy do pochwy). Główna bohaterka jest mdła i nijaka, jednakże w połączeniu z władczym i nie lubiącym kompromisów Greyem, takie wykreowanie jej postaci nabiera sensu. Do tajemniczego, pociągającego seksem i inteligencją mężczyzny nie pasowałaby podobna charakterologicznie kobieta. W tym chyba tkwi wielka popularność tej powieści erotycznej.Autorka przesadziła z wielokrotnym orgazmem Any podczas utraty dziewictwa oraz ciągłą gotowością Greya do zabaw łóżkowych. I mimo tego, że nie mam porównania do innych książek poruszających tematykę sado-maso, to według mnie powieść wzbudza emocje i potrafi podnieść ciśnienie w niektórych fragmentach. I możecie twierdzić, że występuje banalne i tandetne słownictwo, że bohaterowie są bez wyrazu, że seks jest nijaki. A ja nadal uważam, że "porno dla mamusiek" jakim została ochrzczona książka "Pięćdziesiąt twarzy Greya" jest całkiem niezłym czytadłem erotycznym. Dobrze, że nie jestem profesjonalnym krytykiem literackim, gdyż nie mogłabym chyba tego napisać.

 

Śmieszą mnie informacje jakoby niektóre amerykańskie biblioteki zbojkotowały książkę E. L. James poprzez wykluczenie jej ze swoich zbiorów. Ciekawe czy to samo zrobiły z "Pamiętnikiem Fanny Hill", którego miałam okazję czytać. To jest dopiero pornografia. Z niecierpliwością czekam na ekranizację książki, do której prawa kupiło Universal Studios za kwotę pięciu milionów dolarów. Przeniesienie specyficznego klimatu powieści na ekran może być bardzo trudnym zadaniem.Podsumowując, historia Any i Greya jest przykładem literatury masowej, dzięki której można przenieść się do innego świata, bez zbytniego zagłębiania się w fabułę. Nie uważam również, żeby czas zużyty podczas czytania tej powieści, był czasem straconym. Książkę "łyknęłam" w ekspresowym tempie i czekają na mnie dwa kolejne tomy. Przyjemność jaką otrzymałam od autorki dzięki jej wyobraźni jest bezcenna. I nie wstydzę się tego.

Moni_sz

Książka była w czasie promocji wszechobecna. Nie powiem - momentami bardzo mnie to irytowało. Wychodząc jednak z założenie, że trzeba taką książkę przeczytać choćby po to by móc ją później skrytykować :P kupiłam i ja.

 

Po lekturze mam naprawdę bardzo mieszane odczucia. Z zasady jest to erotyk - rozumiem i przyjmuję. Nie mam nic przeciwko mnożącym się scenom łóżkowym (choć w łóżku to tam raczej niewiele się dzieje )

 

Autorka czerpie z "Zmierzchu" pełnymi garściami to niezaprzeczalny fakt, od którego trudno uciec podczas lektury bowiem analogie nasuwają się same. Ja niestety na plus nie mogę tego zaliczyć. O ile naiwna nastoletnia Bella ze "Zmierzchu" wzbudzała moją sympatię o tyle dorosła, wydawać by się mogło dojrzała studentka drażni mnie swoją naiwnością i brakiem jakiegokolwiek doświadczenia. Wybaczcie, ale w tym wieku nie mieć zielonego pojęcia o seksie w ogóle to nie jest normalne.

 

Najwidoczniej jednak autorce przypadł do gustu pomysł kształtowania predyspozycji seksualnych młodej kobiety (o psychice nastolatki) pod wpływem mającego dość perwersyjne gusta erotyczne kochanka. O tego typu gustach się nie rozmawia - to indywidualna sprawa. Dla jasności jednak napiszę, że nie byłam zgorszona książką. Zdegustowana bardziej, bo o ile po książce opiewanej jako "porno dla gospodyń domowych" czy najostrzejszego erotyka ostatnich lat spodziewać się można wielu elektryzujących momentów o tyle autorka? , tłumaczka ? potrafiła doskonale je zepsuć ubogim i dość irytującym językiem. Szczerze mówiąc drażniło mnie ciągłe czytanie o wewnętrznej bogini Anastasii czy powtarzające się dość trywialne okrzyki w wykonaniu Any.

 

Kurcze, poza postacią Greya, którego psychikę próbuje analizować pani James w książce nie znalazłam niczego, co mogłoby mnie przekonać do przeczytania kolejnych części trylogii. Fakt, jedyną rzeczą, która mnie w książce pociągała jest Grey i historia tego jak stał się tym kim jest.

 

Niestety o ile książkę erotyczną napisać może każdy o tyle napisać dobry erotyk jest naprawdę ciężko. To trochę jak z poezją - odpowiedni dobór słów i zwrotów gwarantuje nam wiersz na najwyższym poziomie jeżeli ktoś jednak nie posiada odpowiednio bogatego słownictwa oraz bardzo wykształconej wyobraźni i intuicji oprócz zlepka wersów nie otrzyma nic. Podobnie jest z książką "Pięćdziesiąt twarzy Greya" - autorce najnormalniej w świecie brakuje warsztatu, a ubogi zasób słów jest nie tylko irytujący, ale powoduje, ze niektóre z opisywanych scen erotycznych stają się po prostu obsceniczne.

 

Ów język autorski zubożyła jeszcze tłumaczka fundując nam zwroty typu "kurka wodna" czy "o święty Barnabo".

 

"Gdy zdejmuje bokserki, jego erekcja wyskakuje na wolność.Rany Julek"

 

Wierzcie mi, ale momentami zamiast czytać z wypiekami na policzkach i omdlewać podniecona rżałam jak klacz bowiem wyrażenia używane podczas opisywania scen rozkładały mnie na łopatki.

 

Pomijając już język oraz nijaką bohaterkę oraz jej wewnętrzną boginię książka nie daje nam kompletnie nic. Powiem szczerze (choć jest to dość wstydliwy fakt z mojego życia ), że będąc nastolatką zaczytywałam się Harlequinami. Przypuszczam, a przynajmniej wierzę w to, że wiele z nas przechodziło ten etap. I zapewniam Was, że wiele z tych książek napisane było o wiele lepiej niż "Pięćdziesiąt twarzy Greya". Tej powieści brakuje dokładnie wszystkiego - dobrego stylu, barwnego języka i przede wszystkim realizmu...

 

Tyle jeżeli chodzi o literackie walory książki, a raczej ich brak, bo ukrywać nie można, że jej poziom jest naprawdę koszmarny. Może jednak warto spojrzeć na nią z punktu widzenia zjawiska społecznego. Cała trylogia bowiem jest ostro krytykowana przez środowiska feministyczne. Podobno stanowi ona zagrożenie dla wartości propagowanych przez feministki i nakłania współczesne kobiety do poddania się swoim panom i władcom .

 

Oczywiście można książkę przeczytać - jak widać przeczytałam i żyję. Co więcej nie przewróciła ona do góry nogami mojego życia intymnego tak jak zrobiła to rzekomo z życiem seksualnym milionów Amerykanek. Mało tego - wbrew obawom feministek nie rzuciłam wszystkiego by poddać się swojemu Panu.

 

Kto chce niech czyta - choćby z ciekawości jak ja. Osobiście nie polecam - no chyba ,że jako swoistą ciekawostkę.

 

Hadzia

„Balansujemy na delikatnej huśtawce, którą stanowi nasz dziwny układ – na samych końcach, wahając się, a ona chwieje się niebezpiecznie. Oboje musimy przejść bliżej środka. Mam jedynie nadzieję, że żadne z nas podczas tej próby nie spadnie."

 

Od kilku dobrych miesięcy wszyscy się zaczytują w owej bestsellerowej trylogii książek o Greyu, w mediach aż wrze od pseudotwórczości (twórczością prawdziwą bałabym się to nazywać) pani James i wielu ludzi aż sika z podniecenia na choćby jedno słowo o tej serii. A co w niej takiego wyjątkowego? I ja postanowiłam się o tym przekonać, chociaż ewidentnie nie miałam na nią ochoty, jednak ktoś chciał poznać moją opinię o Pięćdziesięciu twarzach Greya.

 

O fabule tej pozycji nie ma co nawet pisać, bo czytając ją miałam wrażenie, że jej akcja jest równie rozbudowana, jak zlepek kilku filmów porno. No cóż... Kilku bohaterów na krzyż, a cała akcja to wstęp, seks, wyrzuty sumienia, ochota na bzykanko, seks, wyrzuty sumienia, ochota na bzykanko, seks, wyrzuty sumienia, ochota na bzykanko, seks i po raz kolejny wyrzuty sumienia będące zakończeniem. No cóż, jak widać nie jest ona zbyt rozbudowana ani fascynująca, często wręcz irytująca.

 

Do „Pięćdziesięciu twarzy Greya" podeszłam z wielką dozą sceptycyzmu, więc dlatego moje rozczarowanie po skończeniu lektury nie było aż tak wielkie, ale jednak nasunęło się kilka przemyśleń. Po pierwsze, o co chodziło autorce, kiedy tworzyła tę książkę, co chciała przekazać. Jakieś wartości? Wydaje mi się, że niekoniecznie, bo moim zdaniem jedynym przesłaniem płynącym z tej książki jest jedno wielkie stwierdzenie, że seks jest fajny i to wokół niego powinno się wszystko kręcić. Nie mówię, że to jest do kitu, niehigieniczne i obrzydliwe, ale czy to on ma być centrum wszystkiego? Podniecenie czytelnika? No, chyba tak, choć ten sam efekt, ba, nawet lepszy i to w zdecydowanie krótszym czasie, da obejrzenie pornosa. Więc z czego wynika taka popularność tej książki? Sama nie wiem? Czy z tego że ludzie chcą zaspokoić swoje seksualne potrzeby i fantazje, a lepiej się przyznać, że przeczytało się książkę niż obejrzało film dla dorosłych z pięknymi paniami nadmuchanymi sylikonem piersiami? No na to wychodzi. W dzisiejszych czasach seks i nagość są wszędzie. Płaskie brzuchu i roznegliżowane ciała wyskakują w Internecie, są w reklamach dachówek, samochodów czy nawet batoników. (Tak swoją drogą, czy to nie przesada? Przecież te reklamy oglądają także dzieci!). Do tego w większości filmów są sceny łóżkowe, często pokazane w bardzo dobitny i jednoznaczny sposób. Także w wielu książkach pojawia się motyw miłości cielesnej. Wszystko fajnie i pięknie, jeżeli jest to tylko mało znaczący wątek w książce, będący jakimś przerywnikiem czy czymś takim. Ale żeby pisać książkę, której fabuła opiera się tylko i wyłącznie na tym? Jak dla mnie przesada. I nie dość, że akcja Pięćdziesięciu twarzy Greya kręci się wokół jednego, to jeszcze jest napisana językiem banalnym, mało literackim, momentami wręcz prymitywnym. Przyznam szczerze, że tak naprawdę nie potrafię znaleźć w książce nic co uznałabym za ciekawe. Jak dla mnie gniot w najczystszej postaci i to w dodatku taki, którym wielu ludzi się zachwyca, a media opiewają go bestsellerem. Jak dla mnie jest w tym wszystkim coś niezrozumiałego. Ja tylko się ciesze, że czytałam ją na tablecie jako darmowego e-booka i nie wydałam na nią ani grosza. Gdybym ją kupiła, to byłyby to najgorzej zainwestowane pieniądze w moim życiu, a po kolejne części nawet nie zamierzam sięgać.

 

Reasumując, „Pięćdziesiąt twarzy Greya" to książka z serii bez kija nie podchodź. Nie polecam jej nikomu, bo po co marnować na nią czas i pieniądze? Naprawdę nie warto. Jeżeli szukasz podniecenia, to naprawdę lepiej będzie jak obejrzysz sobie taki jeden filmik dla dorosłych. Uwierz na słowo. Istne 50 odcieni irytacji!

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial