Jjon
-
Gdybym miała całodobową księgarnię pod oknem, albo nawet po przeciwnej stronie ulicy, to z pewnością pogalopowałabym teraz dzikim pędem po książkę Harosława Jaszka Jak niczego nie rozpętałem. Powód? Przeczytałam właśnie nową książkę tego autora - Jak niechcący spowodowałem upadek światowego koncernu i chciałabym w trybie natychmiastowym przeczytać również tę pierwszą, licząc na to, że będzie to równie świetna zabawa. A nieczęsto mi się zdarza ubawić się po pachy w trakcie czytania książki. Nie sposób przedstawić uroków tej niepozornej z wyglądu książeczki pełnej rozbrajających spostrzeżeń. Sarkazm i wysoce kulturalna ironia zawarte w niezwykle inteligentnym sposobie przedstawienia 'przygody' narratora, jaką była praca w sporym przedsiębiorstwie, to coś, co wyróżnia książkę Harosława Jaszka Jak niechcący spowodowałem upadek światowego koncernu.
Przedsiębiorstwo, w którym rozgrywa się akcja to firma o wdzięcznej nazwie Nethol, zajmująca się rozwojem rynku... otwieraczy do puszek. Praca w światowym koncernie to dla wielu osób szczyt marzeń. Bohatera książki Jaszka spotyka to szczęście - zostaje zatrudniony w Netholu. Propagowane przez zarządzających koncernem hasła robią wrażenie - Polegamy na sobie, Troszczymy się o klientów, Dotrzymujemy słowa. Zdawać by się mogło, że pracownika czeka tu idylla. Firma wyznaje zasady - żeby nie powiedzieć ideologię - które mówią o dbałości o pracowników, o tym, że zawsze widzi się cel, że chce się poprawiać świat. Ale mówić to jedno, a robić drugie... Nie wystarczą umieszczone na ścianach plakaty, głoszące wzniosłe, lecz nierzeczywiste slogany. Zupełnie jak kiedyś...
Pełna idylla niezupełnie jest możliwa. Aby duże przedsiębiorstwo działało bez zarzutu, potrzebne są też procedury. Nie szkodzi, że bezsensowne. Procedury to procedury - trzeba się ich trzymać. Brzmi znajomo? Ilu bezsensownym procedurom poddajemy się, idąc przez życie, każdy wie. A co się dzieje z takimi osobami, które nie chcą się im poddać; które nie chcą tańczyć tak, jak im zagrają; które umieją myśleć samodzielnie; które mają swoje zdanie? Sensowne działania wśród takich ludzi jak Miękisz, Śliski, Buraczyński, Lodowski nie jest łatwe. Nazwiska mówią same za siebie :-)
Według mnie doświadczenia z pracy w światowym koncernie opowiedziane przez bohatera, to nie tylko zabawna historyjka, ale również odpowiedź na takie pytania: czy można jednak pozostać sobą i zachować swoje wartości wśród ludzi, którzy mają inne spojrzenie na rzeczywistość oraz czy jest możliwe, żeby - mając do pokonania bezsensowne procedury - zrobić jednak coś sensownego. Jaka jest odpowiedź - warto sprawdzić.
Dodatkowo jest w książce Harosława Jaszka coś, co uwielbiam - niebanalna zabawa słowami i pomysłowe słowotwórstwo, a może raczej 'akronimotwórstwo', czyli na przykład IAIA (Improvement Actions Implementation Average) czy PSAMI (Personnel Satisfaction and Motivation Investigation). Również tytuły rozdziałów, które nabierają dodatkowego znaczenia, kiedy im się dobrze przyjrzymy, na przykład "Zmiany Są Motorem Postępu" :-)
Myślę, że wystarczy, jeśli jako podsumowanie umieszczę życzenia dla kolejnych czytelników: "Miłej zabawy" :-)
****************** Isabelle
-
"- Proszę pana, jest pan siódmą osobą, do której mnie przełączono. Proszę mnie już dalej nie przełączać..."
Czy zdarzyło Wam się kiedyś dzwonić do jakiejś firmy, gdzie po kolei przełączano Was do kolejnych osób, a żadna nie potrafiła udzielić odpowiedniej informacji? A zastanawialiście się kiedyś, czym taka dezinformacja w dużych instytucjach jest spowodowana? Jeżeli chociaż raz, przeszło Wam takie pytanie przez myśl, to koniecznie musicie sięgnąć po książkę "Jak niechcący spowodowałem upadek światowego koncernu", najnowszą pozycje Harosława Jaszka, autora znanego z książki "Jak niczego nie rozpętałem"Pierwsze co w tej pozycji rzuca się w oczy, to zdjęcie na okładce. Wzięłam książkę do ręki... najpierw wielkie zdziwienie - co to jest? Potem długotrwały atak śmiechu, którym postanowiłam zarazić resztę rodziny (nie było to trudne), a następnie kolejne zastanowienie - co też to zdjęcie ma do wielkiego koncernu? Jak się okazało bardzo wiele, a wyjaśnienie pojawia się na kartach książki.
Bohater, niemłody już mężczyzna, zostaje zatrudniony w światowym koncernie - Netholu - producencie otwieraczy do puszek. Wszystko w firmie budzi zachwyt, szczególnie plakaty z których krzyczą hasła takie jak: "Poprawmy świat", "Chcemy zmieniać świat na lepsze poprzez oferowanie coraz nowszych produktów", "Chcemy być liderem wśród dostawców produktów, które produkujemy", "Zawsze widzimy cel", "Najważniejszy jest sprawny proces", itd... Oczywiście bohater w 100% identyfikuje się z misją i wizją firmy i w całej swej niemal dziecięcej naiwności, wierzy, że Nethol to miejsce gdzie najważniejszy jest pracownik. Ale hasła na plakatach i rzeczywistość, to dwa zupełnie różne światy.
Koncern sterowany jest przez... normy i procedury, poprawiane niemal każdego dnia. Oczywiście większość nieżyciowa i niewykonalna (że już nie wspomnę o tym, że niezapamiętywalna). Ale, jak wiadomo człowiek potrafi dostosować się do każdych warunków... W końcu zawsze można wdrożyć procedurę awaryjną... (patrz -> okładka)
"Jak niechcący...", to satyryczny obraz wielkiego koncernu, pełny z pozoru absurdalnych sytuacji, które jak wiem z zasłyszenia, mają miejsce w rzeczywistości. Chociaż autor na końcu książki, jak zwykle dodał informację, że wszelkie sytuacje i osoby są fikcyjne, myślę, że każdy zatrudniony w dużym przedsiębiorstwie znajdzie coś, co będzie mu się kojarzyć z jego własnymi absurdami firmowymi.
Nie lada gratka dla studentów ekonomii i zarządzania (sama skończyłam zarządzanie, więc miałam powody do tym większej radości), bo wszystkie hasła które pojawiają się na salach wykładowych, tutaj znajdują swoje nietypowe zastosowanie. Do tego skróty typu PSAMI (Badanie zadowolenia i motywacji personelu), KASA (badanie zadowolenia kluczowych klientów), PAPKA (doroczna ocena pracowników w kluczowych obszarach) i mój faworyt - IAIA (nie będę rozwijać, sami sprawdzicie), powodowały u mnie niekontrolowane ataki wesołości. Prawda, że są niezwykle... wymowne?Cała pozycja, to ukazanie w krzywym zwierciadle nowoczesnego zarządzania, które często nijak się da zastosować w praktyce. Nie ma w "Jak niechcący..." momentu słabszego, książka jest niezwykle równa, pełna ironii i świetnego humoru. I moim skromnym zdaniem, lepsza niż poprzedniczka.
Jeżeli chcecie wiedzieć, jak doprowadzić do upadku światowego koncernu, to koniecznie sięgnijcie! Z czystym sumieniem polecam, a autorowi z całego serca dziękuję za długotrwałą poprawę humoru. Do tej pozycji na pewno wrócę jeszcze nie raz i czekam na kolejne!
Alina
-
Co nieco słyszałam o autorze, były to słowa raczej pochlebne, dlatego chciałam przeczytać jego książki, szczególnie tę jedną. Rozmiary ma ona niepozorne – pozornie czyta się szybko. Mi jednak się to trochę dłużyło. I jedynym powodem, który za tym przemawia, jest to, że korporacje, firmy PR i inne rzeczy zarządzające dużą ilością zasobów ludzkich chyba już mnie nudzą, bo za każdym razem są pisane o tym samym.
„Jak niechcący spowodowałem..." obnaża rzeczywistość ukrytą pod warstwą pozorów – bo czy większości z was nie wydawało się, że działanie wielkich firm jest jasne i klarowne, każdy przynajmniej trochę wie, co ma robić i wszystko jest sprawne? Okazuje się (i oceniam to nie na przykładzie tylko tej jednej pozycji), że tak naprawdę wszędzie panuje chaos, nikt niczego nie rozumie i nie mam zielonego pojęcia, dlaczego jeszcze jakakolwiek duża firma utrzymuje się na rynku, bo biorąc pod uwagę logikę, wszystkie powinny upaść tuż przed otwarciem drugiej filii. Jakimś cudem udaje im się przetrwać. I właśnie to mniej więcej opisuje Harosław Jaszek. Ten dziwny cud przetrwania. Do momentu przypadkowego upadku.
Książeczka jest ironiczna, choć nie na ten sposób, który lubię. Opowiada o paradoksach, bezsensie i bezmyślności pracodawców, którzy zamiast poprawiać sytuację, pogarszają ją – czy to przypadkowo czy celowo – nieistotne. W trakcie lektury bardzo poważnie się zastanawiałam nad swoją pracowniczą przyszłością – czy ona ma sens? Rzeczywistość w tego typu literaturze jest zazwyczaj bardzo szara i naprawdę odechciewa się czytelnikowi kiedykolwiek podjąć się jakiegoś zajęcia. Może autor próbował przedstawić to na sposób humorystyczny, jednak nie odniosło to w moim przypadku spodziewanego efektu, raczej wprawiło w przygnębienie.
Wiem, że wielu osobom podobała się ta książka. Może gdybym nie odebrała jej tak bardzo osobiście i nie próbowała wyobrażać sobie własnej przyszłości, spodobałaby się i mi.
Marta_25
-
Historia zaczyna się od tego, że dla głównego bohatera wreszcie „zaświeciło słońce". Tym słoneczkiem w życiu mężczyzny staje się międzynarodowa korporacja o nazwie Nethol, która produkuje otwieracze do puszek. Nethol zdaje się być istnym rajem dla pracowników. Bohater jest pod wielkim urokiem korporacji i całkowicie się z nią identyfikuje. Szczerze wierzy w slogany widniejące na plakatach głoszące, że pracownicy są najważniejsi oraz że Nethol pragnie zmieniać świat na lepszy. Jednak rzeczywistość bardzo odbiega od tych pięknych idei głoszonych na plakatach. Podstawą funkcjonowania firmy są skomplikowane i czasami wręcz niemożliwe do wykonania procedury. Bohater nie zniechęcając się błędami cierpliwie uczy się tych wszystkich procesów. Nie tylko liczne procedury budzą zdziwienie czytelnika, ale także podejście osób zatrudnionych do wszelkich niepowodzeń. Porażki przyjmowane są przez każdego pracownika raczej obojętnie i kwitowane słowami „sam świata nie zbawię."
„Jak niechcący spowodowałem upadek światowego koncernu" Harosława Jaszka to ironiczny obraz funkcjonowania wielkiej korporacji. Autor ujawnia „od podszewki" procesy sterujące przedsiębiorstwem oraz wszelkie niedociągnięcia osób kierujących zespołami ludzi. Zastanawiające jest to, jak Netholowi udaje się przetrwać na międzynarodowym rynku (oczywiście, aż do tego nieszczęsnego upadku) skoro wśród pracowników panuje totalny chaos. Jak? Przekonajcie się sami.
„Jak niechcący spowodowałem upadek światowego koncernu" to kolejna książka Harosława Jaszka, którą miałam okazję poznać i wywarła ona na mnie pozytywne wrażenie, jednak moim ulubieńcem pozostaje dzielny filolog z książki „Jak niczego nie rozpętałem".