Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Jutro Przypłynie Królowa

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 1 votes
Akcja: 100% - 1 votes
Wątki: 100% - 1 votes
Postacie: 100% - 1 votes
Styl: 100% - 1 votes
Klimat: 100% - 1 votes
Okładka: 100% - 2 votes
Polecam: 100% - 1 votes

Polecam:


Podziel się!

Jutro Przypłynie Królowa | Autor: Maciej Wasielewski

Wybierz opinię:

Isadora

Pitcairn to mała, skalista wysepka zagubiona na Oceanie Spokojnym, mająca jakieś cztery kilometry kwadratowe powierzchni. Jest najodleglejszym terytorium zamorskim Wielkiej Brytanii; obecnie zamieszkuje ją sześćdziesiąt osób - potomków dziewięciu angielskich buntowników z "Bounty" i dwunastu tahitańskich kobiet.
Ludziom z zewnątrz Pitcairn jawi się jako raj na ziemi. Romantyczna legenda o dumnych potomkach XVIII - wiecznych marynarzy i Tahitanek o egzotycznej urodzie do dziś rozpala wyobraźnię, podobnie jak wizja niewielkiej, izolowanej wspólnoty żyjącej w komunie będącej marzeniem każdego hipisa, gdzieś na środku oceanu, skąd do najbliższego lądu są dwa dni żeglugi i gdzie sześć razy do roku podpływa statek. Brzmi jak sielanka, prawda?

 

W rzeczywistości, skrzętnie ukrywanej przez tubylców przed światem, wyspa jest więzieniem, a rządzi nią terror. Jej mieszkańcy od dziesięcioleci muszą podporządkowywać się bezwzględnym, niepisanym prawom regulującym stosunki społeczne i międzyludzkie, wynikającym z geograficznej i historycznej izolacji. Ucieczka stąd jest praktycznie niemożliwa, nie istnieje prywatność - wszyscy wiedzą o sobie wszystko, niczego nie da się ukryć, a jednocześnie żaden sekret nie może opuścić wyspy. A Pitcairneńczycy mają sporo do ukrycia. O wydarzeniach na wyspie wie każdy, bo każdy miał z nimi w taki czy inny sposób do czynienia, jednak nikomu nie wolno o nich opowiadać światu; zdrada jest surowo karana. I żeby było jasne, mówimy o współczesności.

 

Maciejowi Wasielewskiemu w dużej mierze udało się dotrzeć do prawdy o wyspie Pitcairn i jej mieszkańcach. Jego reportaż jest wstrząsającym świadectwem kultury, która na przestrzeni stuleci uczyniła z rajskiej wyspy "piekło oblepione miodem". Aby dostać się na nią, musiał przed tubylcami ukryć swe prawdziwe zamiary (dziennikarze są zastraszani i deportowani) i podać się za antropologa badającego żeglarskie sagi. Podczas pobytu na Pitcairn wielokrotnie spotykał się z zawoalowanymi groźbami, w końcu musiał opuścić to miejsce. Jednak materiał, jaki udało mu się zabrać, jest wymowny i przerażający.

 

"Jutro przypłynie królowa" to niezwykle udana próba nakreślenia zasad rządzących zamkniętą społecznością, relacji i zależności charakteryzujących wspólnotą Pitcairn - brytyjską kolonią deklarującą swoją suwerenność, której mieszkańcy są anglofobami jak na potomków buntowników przystało - co nie przeszkadza im korzystać ze środków, jakie rząd brytyjski przeznacza na jej utrzymanie. Reguły koegzystencji nie są skomplikowane, społeczeństwo dzieli się na trzy grupy: rodowitych Pitcairneńczyków posiadających najwyższy status, Przechrztów (naturalizowanych przybyszów) oraz Judaszów, czyli zdrajców. O genezie tej ostatniej nazwy za chwilę.

 

"Nie wiem kiedy, ale uwierzyliśmy, że wolno nam wszystko."

 

Kulturowa izolacja, oderwanie od korzeni, samowola i poczucie bezkarności zaowocowały moralną degrengoladą utrwalaną przez stulecia, która znalazła wyraz w przerażającym zwyczaju przekształconym w społeczną normę. O tragicznej sytuacji pitcairneńskich dziewcząt świat dowiedział się w 2004 roku, kiedy kilka z nich zdecydowało się przerwać zmowę milczenia i opowiedzieć o gwałtach, jakich na wyspie przez długie lata doświadczały kilkuletnie nawet dziewczynki. Zapoczątkowała je grupa najsilniejszych mężczyzn na wyspie zwanych Chłopcami, a wkrótce przywilej ten rozciągnął się na cała męską populację. Sieć wzajemnych zależności i przysług doprowadziła do społecznego przyzwolenia na gwałty, traktowane jako spłata zaciągniętego długu (pomoc przy budowie domu, przy zbiorze owoców, uratowanie życia). Gwałcono nawet własne krewniaczki (wyjątkiem były stosunki ojciec - córka, ale często zdarzało się, że tatuś udostępniał córkę bratu czy sąsiadowi licząc na odwzajemnienie przysługi), było to zachowanie powszechne, praktykowane przez całe pokolenia, którego nie uniknęła żadna kobieta na wyspie. Procesy sądowe, jakie ruszyły po pierwszych oskarżeniach, były farsą, podobnie jak wyroki. Rodziny, które zdecydowały się wystąpić przeciwko wspólnocie i zeznawać, spotykały się z groźbami i innymi szykanami, jako Judasze plasując się najniżej w społecznej hierarchii Pitcairneńczyków.

 

"Kto oddał więcej przysług, ten stoi wyżej we wspólnotowej hierarchii. Kto zaciągał długi u wszystkich, ten nikomu nie może odmówić."

 

Maciej Wasielewski dotarł do świadków tamtych wydarzeń, zmienił ich personalia - i pozwolił mówić. Niektórzy z rozmówców nadal mieszkają na wyspie, innym udało się z niej uciec, ale dla ofiar gwałtów koszmar wciąż trwa. Nie potrafią poradzić sobie z traumą, zacząć nowego życia, nawiązać normalnych relacji międzyludzkich, rany psychiczne są zbyt głębokie.
Jednak choć wątek brutalnych gwałtów będących przywilejem mężczyzn jest w reportażu dominujący, najbardziej wstrząsający i najwięcej nam mówi o wyspiarzach i ich życiu, nie jest jedynym, jaki porusza autor. Sygnalizuje wiele innych kwestii, kilka pozostaje niedopowiedzianych, inne intuicyjnie wyczuwa, ale - jak sam stwierdza - boi się zapytać. Czytelnik musi sam snuć domysły, wnioskować ze skąpych wypowiedzi mieszkańców lub z tego, co ukryte między wierszami. Ta niejednoznaczność jest zarazem fascynująca i przerażająca, autor nie narzuca interpretacji odkrytych faktów; jakie jeszcze tajemnice kryje rajska wyspa na Pacyfiku?

 

Ogromną zaletą publikacji jest jej wielopłaszczyznowość. Wasielewski przytacza w skrócie historię wyspy, a więc buntu na "Bounty", opowiada o początkach kolonizacji Pitcairn i krwawych wydarzeniach, które drastycznie ograniczyły liczbę kolonistów. Szokująca jest świadomość, że geny wyspiarzy pochodzą od dziewięciu Anglików i dwunastu tahitańskich kobiet; dla tubylców to powód do dumy, jednak dla nas to przede wszystkim koszmar w postaci obciążeń genetycznych, przez lata kumulujących się w małej, zamkniętej społeczności. Wiadomo, że wielu z marynarzy "Bounty" cierpiało na skłonności autodestrukcyjne i psychopatię, charakteryzowała ich impulsywność i agresja. Co takiego mogli odziedziczyć potomkowie skłonnych do dominacji, zaburzonych psychicznie mężczyzn i uległych, usłużnych Tahitanek? Czy wykształcone przez Pitcairneńczyków normy społeczne i powszechnie akceptowalne zachowania są wynikiem genetycznych obciążeń w równym stopniu, co kulturowa izolacja? Statystyki są bezlitosne i przerażające: odsetek ludzi z poważnymi zaburzeniami psychicznymi na świecie wynosi 1%, na Pitcairn... 30%.
Problem jednak jest bardziej złożony. Autor ukazuje stosunek Wielkiej Brytanii do swej maleńkiej kolonii na przestrzeni lat, jak również hierarchów Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego, do którego należeli mieszkańcy wyspy. Mimo licznych sygnałów, że na Pitcairn źle się dzieje, władze jak długo mogły, ignorowały problem, pozostawiając zdesperowanych ludzi samych sobie. Czy w takiej sytuacji może dziwić bezkarność i samowola na wyspie?

 

"Jutro przypłynie królowa" to coś znacznie więcej, niż reportaż o życiu współczesnych potomków zbuntowanych XVIII - wiecznych marynarzy. Pitcairn jest metaforą społeczeństwa, które zatraciło zasady moralne niemal niezauważalnie, a doprowadziły do tego lata izolacji, chowu wsobnego, negacji kultury, obojętności innych. To studium zła, do jakiego zdolny jest człowiek bezkarny, oderwany od korzeni kulturowych i moralnych. Publikacja Wasielewskiego pokazuje, czym jest banalność zła, jak łatwo przekroczyć jego granice i zatracić istotę człowieczeństwa. To porażający siłą przekazu obraz zamkniętej społeczności i zasad nią rządzących, a także głęboka i wielowymiarowa analiza ludzkiej natury sięgająca pierwotnych źródeł kultury i moralności. Nie jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna, wręcz przeciwnie; i niech Was nie zmyli jej niewielka objętość: na niespełna stu siedemdziesięciu stronach kryje się prawdziwe bogactwo treści, szaleństwo emocji i fundamentalnych pytań o istotę człowieczeństwa. Gorąco polecam!

Magda Bitner

Wyspa Pitcairn to zaledwie cztery kilometry kwadratowe na Oceanie Spokojnym, najdalej wysunięte terytorium zamorskie Wielkiej Brytanii. Kiedyś na tej bezludnej wysepce wylądowali buntownicy z Bounty wraz z grupą porwanych tahitańskich kobiet i mężczyzn. Pierwsza gazeta z reszty świata dotarła tu w 1921 roku. Przez lata Pitcairn było uznawane za raj na ziemi. Kościół Adwentystów Dnia Siódmego (jedyny na wyspie) wydał nawet broszurkę zachwalającą bogobojny styl życia mieszkańców. W 2004 roku na tym wizerunku nie tyle pojawiła się rysa, co rozsypał się on w drobny mak. Na ławie oskarżonych zasiadło siedmiu mieszkańców, między innymi były burmistrz. Zarzucono im 55 przestępstw seksualnych, w tym gwałty na kilkuletnich dziewczynkach. Autor książki "Jutro przypłynie królowa", Maciej Wasilewski, był jednym z niewielu obcokrajowców, któremu udało się przedostać na wyspę.

 

Z Wasilewskiego będą ludzie. Ma te wszystkie cechy, jakie powinien posiadać dobry reporter. Potrafi dozować informacje tak, żeby jak najlepiej wprowadzić czytelnika do opisywanego świata. Pisze tyle, ile powinien i ani słowa więcej. Dostrzega detale istotne dla zrozumienia bohaterów i dobrze mu idzie budowanie napięcia. Całą historię poznajemy we fragmentach, ale ich kolejność nie jest przypadkowa. Równolegle z historią wyspy autor opowiada nam o losach Veroniki, która oczywiście nie jest Veroniką. Kobieta uciekła z wyspy i próbuje ułożyć sobie życie, ale patrząc na jej zachowanie w codziennych sytuacjach, szybko zdajemy sobie sprawę, jak bardzo poranioną ma duszę. Świetnie obrazuje to fragment o adopcji psa:

Veronika tuli szczenię do piersi.
- Zobacz, jaka śliczna, całkowicie zależna ode mnie. Nazwę ją Fifi.
- Ufa tobie.
- Jest zbyt łatwowierna. Je mi z ręki, a przecież mogłabym jej podać truciznę.
- Dlaczego miałabyś ją karmić trucizną?
- Przepraszam, nie złość się. Jestem taka głupia! Czasem miewam niestosowne myśli, tracę kontrolę.
Mówię coś, a potem tego żałuję. W głębi serca czuję co innego. Gdybyś wiedział, ile mnie kosztuje bycie normalną...

 

No właśnie, po co krzywdzić zależne od nas bezbronne stworzenie? Veronikę krzywdzili, chociaż też była mała i bezbronna. Ciężko sobie nawet wyobrazić, jak musiały się czuć kobiety na wyspie. Zwykle jest tylko jeden oprawca, tutaj każdy mógł być zagrożeniem. W domu gwałcił kuzyn albo wuj, w szkole trzeba się było bać nauczyciela, a i po drodze do domu łatwo kogoś spotkać. Na Pitcairn są tylko cztery kilometry dróg, naprawdę nie ma dokąd uciekać. Wasilewski próbuje wniknąć nie tylko w psychikę ofiar, ale i oprawców. Kim byli? Jaką pozycję mili w społeczności? Jak proces zmienił ich życie? Autor dość surowo ocenia też udział Wielkiej Brytanii w całej sprawie, która gdyby mogła pewnie zamiotłaby całą aferę na Pitcairn pod dywan. Dość łagodne wyroki wzburzą nawet najbardziej miłosiernego czytelnika. Pitcairneńczycy dostali obrońcę z urzędu. Został nim Paul Dacre. To on najprawdopodobniej namówił Garwooda do złożenia zeznań i okazania skruchy. Podobno było to tak:

- Ty dokonasz wyboru, Garwood. Możesz kiblować tu albo w Anglii. Wiesz, co się dzieje z amatorami dziecięcych spódniczek w Anglii?
- Powinieneś go posłuchać, Garwood. On chce uratować ci życie.

 

Gwałciciele nie byli tak łaskawi wobec swoich ofiar. Gdzieś na drugim biegunie jest postawa reprezentowana przez pewnego profesora matematyki na Uniwersytecie w Zurychu, który mówi: "To nie nasza sprawa. Uwarunkowania kulturowe". Wielu ludzi Zachodu szczyci się takim multikulturowym podejściem, trudno jednak nie mieć wrażenia, że czasem to tylko usprawiedliwienie umycia rąk i przyzwolenia na zło. Na szczęście autor "Jutro przypłynie królowa" nie wpada w pułapkę oceniania bohaterów, bardziej go interesuje, jak funkcjonuje społeczność po tym wszystkim. Nigdy nie ufano tu obcym, wielu uznało zeznające w procesie kobiety za zdrajczynie wspólnoty. Nie znajdziemy tu odpowiedzi na pytanie, czy wyspa może powrócić do normalności. Możemy się jedynie domyślać, że będzie to bardzo ciężkie zadanie. To ciągle tylko cztery kilometry kwadratowe lądu, który musi pomieścić zarówno oprawców jak i ofiary.

 

"Jutro przypłynie królowa" to też pytanie o naturę dobra i zła. Nie bez powodu w książce znajdziemy cytaty Jana Jakuba Rousseau i Rene Descartes'a. Autor zadaje pytanie, z którym od wieków zmagają się filozofowie: człowiek rodzi się z natury dobry czy zły? Społeczeństwo nas wypacza, czy to właśnie dzięki jego normom człowiek powstrzymuje instynkt, który karze krzywdzić? Czy pozostawieni samym sobie i naturze staniemy się dobrzy, a może jednak źli? Mieszkańcy Pitcairn mogli w końcu sobie stworzyć raj na ziemi, a zgotowali piekło. I wreszcie czym tak naprawdę jest dobro i zło? Czy to pojęcia uniwersalne? A może zależne od okoliczności i norm obowiązujących w danej społeczności? Czy fakt, że wśród Tahitańczyków kontakty seksualne z bardzo młodymi kobietami są normą może usprawiedliwiać to, co my nazywamy pedofilią? I wreszcie, czy ofiara żyjąca w społeczności, w której gwałt jest normą, cierpi mniej? Myślę, że prawda leży gdzieś pośrodku, a sama sytuacja na Pitcairn przypomina nieco to, co dzieje się z ludźmi w czasie wojny. Nagły brak norm w niektórych wyzwala najgorsze instynkty, okazuje się, że jedynym co powstrzymywało daną jednostkę przed mordem i gwałtem był strach przed karą. Ale są też i tacy, którzy będą ryzykować własne życie, żeby pomóc innym. Na wyspie też nie wszyscy gwałcili. Wasilewski porusza również kwestię obciążeń genetycznych. Wyspiarze są w końcu potomkami specyficznych ludzi, agresywnych i porywczych buntowników, z których wielu było kryminalistami. Z drugiej strony tahitańskie kobiety znane są z uległości. Do tego dochodzi kwestia małej puli genów, co sprzyja zaburzeniom psychicznym. Mimo to ciągle nie wszyscy gwałcili. Może wiec dobro i zło to tylko kwestia wyboru? Bo nie uwierzę, że człowiek (o ile oczywiście nie jest klinicznym przypadkiem socjopaty) nie ma w sobie na tyle empatii, czy też sumienia, które nie pozwoliłoby mu zauważyć, że gwałcona dziewczyna tego nie chce. Niektórzy z oskarżonych tłumaczyli się, że seks był dla nich jak jedzenie, byli głodni to brali, nie widzieli w tym niczego złego. Ale czy naprawdę nie widzieli strachu i upokorzenia w oczach tych dziewczynek? Mało co jest tak uniwersalne wśród przedstawicieli różnych kultur jak cierpienie. Po lekturze "Jutro przypłynie królowa" trudno nie zadawać sobie takich pytań i choćby już ten fakt czyni tę książkę wartą przeczytania.

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial