Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Insygnia. Wojny Światów

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 2 votes
Akcja: 100% - 1 votes
Wątki: 100% - 1 votes
Postacie: 100% - 1 votes
Styl: 100% - 1 votes
Klimat: 100% - 2 votes
Okładka: 100% - 1 votes
Polecam: 100% - 1 votes

Polecam:


Podziel się!

Insygnia. Wojny Światów | Autor: S.J. Kincaid

Wybierz opinię:

Gosiarella

„Przepraszam, stary. Nie chciałem cię zabić."

 

Wojny towarzyszą ludzkości nieprzerwanie od powstania pierwszych cywilizacji. Gdzieś na świecie zawsze toczy się wojna. Mamy już za sobą dwie wojny, w które uwikłany został niemal każdy zakątek naszej planety. Całkowicie logiczne wydaje się więc pytanie, nie czy, ale jak będzie wygląda wyglądała III Wojna Światowa? S.J. Kincaind postawiła na niezwykle ciekawą formę, która przenosi Ziemskie konflikty w przestrzeń pozaziemską.
W swojej książce stworzyła przyszłość, w której ludzie bez problemu mogą przenosić się do cyberświata i funkcjonować w nim, jako swoje awatary. Moim zdaniem nie jest to zbyt odległa przyszłość i jesteśmy coraz bliżej jej osiągnięcia. Trochę inaczej wygląda sprawa z mapą polityczną tej przyszłości. Światem nie rządzą już mocarstwa, czy unie zawarte pomiędzy nimi, lecz 12 największych korporacji, które posiadają "patent" nawet na wodę i żywność, i tylko one mogą udzielać pozwolenia krajom na korzystanie z tych dóbr, oczywiście za odpowiednią opłatą.
Ziemię znów podzielił konflikt, w którym Stany Zjednoczone sprzymierzyły się z Indiami i blokiem euro-australijskim, z kolei Rosja z Chinami oraz federacją południowoamerykańską. Koalicja Międzynarodowych Korporacji podzieliła się po równo między dwie strony konfliktu. Wojna prowadzona między nimi jest o tyle ciekawa, że została przeniesiona w przestrzeń kosmiczną i żaden człowiek przy tym nie ginie. W walce udział biorą jedynie maszyny, które są sterowane przez ludzi znajdujących się na Ziemi.

 

„- Tom - powiedział Vik, gdy weszli do Kwatery Stonewalla. - Jesteśmy tak beznadziejni, że aż mi przykro."
Tom jest czternastolatkiem, który nie ma stabilnego życia, a normalnego domu. Jego ojciec jest hazardzistą, ciągającym swojego syna od kasyna do kasyna. Matka mieszka z nowym mężczyzną i nie chce mieć z nimi nic wspólnego. Fortuna od lat odwraca się od ojca Toma, dlatego to on musi kombinować by zapewnić im miejsce do spania. Taki styl życia niestety doprowadził do zaniedbania edukacji nastolatka, który przez to nie ma przed sobą świetlanej przyszłości. Wszystko zmienia się, gdy przed chłopcem staje generał Marsh i zaprasza w szeregi kosmicznych wojowników.

 

Pomysł na polityczno-wojnne tło wydarzeń jest bardzo ciekawe i myślałam, że na tym oryginalne pomysły się zakończą. Nie miałam racji, co odkryłam już w Wieży Pentagonu. Przyznam, że początkowo kojarzyła mi się ona odrobinę z Hogwardem z Harrego Pottera, gdzie również nastąpił podział na grupy ze względu na cechy jakie posiadają, posiadali oni niezwykłe zdolności, które w przypadku Insygnii zawdzięczali procesorowi neuronowemu oraz porucznik od programowania przywodził mi na myśl Snape'a. Zdaje sobie sprawę, że takie porównanie jest naciągane, ale w moim przypadku tym bardziej zadziałało na korzyść książki przez przywołanie przyjemnych skojarzeń.

 

„Teraz zaczął jednak rozumieć, od czego są przyjaciele: przypominają, że w gruncie rzeczy nie jest tak źle. Że trzeba umieć śmiać się z samego siebie."
Tom, jak już wspominałam jest czternastolatkiem, jednak nie da się tego wyczuć, gdy czyta się o jego poczynaniach. Zachowuje się wyjątkowo dojrzale, jak na przepełnionego gniewem i ambicjami chłopca. Podoba mi się jego logiczne i sceptyczne podejście do otoczenia oraz zaciekłość. Pozostałe postacie tworzą doskonałe dopełnienie. Mamy bohaterów nieskazitelnych, dobrych, złych, całkowicie zdeprawowanych oraz tych, którzy są jeszcze zagadką. Samo to pokazuje, z jaką dbałością autorka podeszła do budowania swoich postaci, które są złożone, a zarazem wyraziste.

 

Urzekły mnie dowcipne dialogi i przemyślana, wartka akcja. "Insygnia" nie są tym, czego się spodziewałam, gdy pierwszy raz usłyszałam o książce. Wojny Światów są połączeniem fantasy z niedalekiej przyszłości z problemami świata, które znamy od wieków. Chciwość, ambicja, intrygi i pragnienie władzy przeplata się tutaj z przyjaźnią, lojalnością, patriotyzmem i moralnością. Jestem bardzo ciekawa kolejnych tomów Wojny Światów, dalszych losów Toma, Meduzy, KomCam i mam przeczucie, że Unia Afrykańska odegra w nich większą rolę. Zazdroszczę przy okazji tym, którzy będą mieli okazję przeczytać "Insygnia" po raz pierwszy!

Avenix

Tom Raines to zwyczajny chłopak, który wraz z ojcem podróżuje od kasyna do kasyna w poszukiwaniu szczęścia i pieniędzy. Gdy Neil roztrwania ich ostatnie grosze, nastolatek zarabia na przetrwanie grając w gry i pokonując ludzi z pozoru nie do pokonania. Wszystko zmienia się jednak, gdy Tom spotyka generała, który to proponuje mu przystąpienie do wojska i walkę dla korporacji indo-amerykańskich w III Wojnie Światowej.

 

"Insygnia. Wojny Światów" to debiutancka książka amerykańskiej pisarki S.J. Kincaid. Z początku, gdy zobaczyłem ją w księgarni, zacząłem zastanawiać się, czy nie jest to kolejny kicz, skazany na porażkę. W końcu, futurystyczny świat niesamowicie rozwinięty technologicznie, główny bohater inny niż wszyscy, zmieniający własne otoczenie a czasem nawet bieg historii, to motywy dobrze już mi znane. Mimo wszystko, gdy otrzymałem szansę na przeczytanie lektury, nie wahałem się i nie żałuję.

 

Głównym atutem książki jest zdecydowanie jej fabuła. Mimo kilku pomysłów znanych już z innych serii, autorka zaprezentowała całkiem nową i odmienną od wszystkich wizję świata. Już od pierwszych stron, naprawdę wciągnęła mnie historia głównego bohatera oraz jego ojca. Przez pierwsze strony mogłem poznać życie zwyczajnych ludzi, którzy próbują przetrwać w brutalnym świecie - na dodatek buntując się prawu i rządzącym. Gdy historia nabiera tempa i wszystko zmienia się diametralnie, akcja brnie do przodu i nie ma szans, aby od lektury się oderwać.

 

S.J. Kincaid udowadnia swoją książką, że jeszcze nie wszystko zostało wymyślone i można wciąż wydać coś całkiem świeżego, oryginalnego. Najbardziej do gustu przypadł mi pomysł z procesorem neuronowym. Gdy połączy się go z mózgiem, ten staje się on o wiele wydajniejszy i bardziej zmechanizowany. Z radością a nawet zazdrością czytałem o tym, jak Tom poznawał swoje nowe umiejętności. Nierzadko zastanawiałem się też, z uśmiechem na twarzy, jakby to było, gdybym ja mógł mieć taki procesor.

 

Ku mojej radości, autorka nie poprzestaje na samych chipach. Całe otoczenie Toma może być kontrolowane przez procesory a zajęcia w szkole opierają się głównie na nowych, nabytych dzięki procesorowi umiejętnościach. Pisarka zbudowała od podstaw nowy świat, w którym człowiek może kontrolować maszyny, samemu będąc nią po części. Zadziwiła mnie cała sieć możliwości jakie otwiera zwyczajny, jakby się mogło wydać, zabieg wbudowania chipa. Ale jest jeszcze coś. Moc, której nie ma nikt. Prawie nikt. Oto kolejny zadziwiający wątek, który swoje rozwinięcie znajduje pod koniec książki ale intrygować zaczyna już na samym początku. Kolejny raz, Kincaid zaskakuje swoją pomysłowością i niebywałą wyobraźnią.

 

Mimo, że "Insygnia. Wojny Światów" to dopiero pierwsza książka autorki, jest napisana w mistrzowski sposób. Język, jakim się posługuje, jest lekki i przyjemny. Dodatkowym atutem - moim zdaniem - jest to, że nazywając obiekty, grupy lub symulacje odwołuje się do postaci i wydarzeń historycznych, głównie z czasów walki o niepodległość Ameryki, dzięki czemu miałem okazję poznać kilku ciekawych bohaterów a także przeczytać o ważnych w historii Stanów wojen i bitew. Oprócz tego, pisarka w bardzo przemyślany sposób rozwija wątki i łączy je ze sobą. Kolejną rzeczą, na którą zwróciłem uwagę jest nieprzewidywalność fabuły. Kilka razy próbowałem wywnioskować, co się wydarzy i nigdy nie udało mi się trafić. Podziwiam Kincaid za to, że nie trzyma się szablonu i za to, iż stworzyła historii, w której kolejne zdarzenia są coraz bardziej zaskakujące ale również brutalne. Nie wszystko zawsze kończy się szczęśliwie, ale z rozwoju zdarzeń powinien być zadowolony każdy czytelnik.

 

Jak w każdej książce, fundamentalną rolę odgrywają bohaterowie. Tom to postać nietuzinkowa. Jest to energiczny i zawzięty chłopak, zawsze walczący o swoją rację. Nie lubi gdy się nim pomiata, dla wyższego celu potrafi poświęcić bardzo wiele. Jest również osobą mściwą i jasno określającą dobro i zło. Sądzę, że główny bohater został naprawdę dobrze przedstawiony i bardzo go polubiłem. W gruncie rzeczy jest podobny do mnie i w większości sytuacji postąpiłbym tak samo jak on.

 

Jego przyjaciele z paczki, Vik, Wyatt i Yuri z charakteru są podobni do niego. Mimo wszystko, trzeba przyznać, że są o wiele bardziej rozważni i mniej impulsywni. Spodobało mi się to, że tworzą zgraną grupę, wspierają się nawzajem i mimo sprzeczek oraz odmiennych zdań, starają się trzymać razem. Postacią, która nieco mnie zaintrygowała, jest Yuri. Już od samego początku, kadet ten miał najniższy poziom wtajemniczenia, co oznacza, że nie mógł poznać nawet prawdziwych imion swoich przyjaciół. Ale czy jest on naprawdę szpiegiem? I jak potoczą się jego losy? Mam nadzieję, że autorka w ciekawy sposób rozwinie ten wątek.

 

W "Insygniach" spotkać można także wiele negatywnych postaci. Głównymi wrogami Toma są Ryzerman oraz Meduza. Jak mogłoby się wydawać, to Meduza powinna być jego przeciwnikiem numer jeden, w końcu pochodzi z zupełnie innego świata, a Ryzerman to jego przełożony. Mimo wszystko, jest inaczej, a dziwna i tajemnicza znajomość z najlepszą wojowniczką na świecie przyciąga i sprawia, że czytelnik zaczyna zupełnie odmiennie postrzegać walkę między korporacjami rządzącymi zasobami świata. W niezrozumiały dla mnie sposób polubiłem Meduzę, Ryzermana jednak znienawidziłem już od początku. Jest to człowiek podły, mściwy w okrutny sposób, niehonorowy i po trupach dochodzi do celu. Najgorsze jest to, że uwziął się na Toma a swoją władzę wykorzystuje przeciw niemu.

 

Muszę przyznać, że na początku bałem się tej lektury. Nie byłem pewien czy przekona mnie pomysł Trzeciej Wojny Światowej prowadzonej w kosmosie i wyglądającej pozornie jak gra komputerowa. Obawiałem się, że życie bohaterów w Wieży będzie dla mnie nudne a akcja będzie się wlec niemiłosiernie aż do końca. Na szczęście bardzo się pomyliłem. Książka pani Kincaid jest fenomenalna i udowadnia, że wciąż można napisać coś nowego i świeżego a nie tylko powielać schematy. Cieszę się, że miałem szansę przeczytać tę lekturę i nie mogę doczekać się kolejnej części. Polecam wszystkim i oceniam na 6/6.

Jane Rachel

„Tom Raines chciałby być kimś wyjątkowym. Niestety jego życie jest wyjątkowo... nudne – to nieustająca wędrówka od kasyna do kasyna z ojcem, pechowym hazardzistą. Tom zarabia na nich obu, wyzywając innych na pojedynki w grach komputerowych. Pewnego dnia wszystko się zmienia. Ktoś dostrzega jego osiągnięcia w świecie wirtualnych potyczek. Tom dostaje propozycję – może zostać kadetem w Wieży Pentagonu, elitarnej akademii wojskowej. Jeśli przetrwa, stanie się członkiem Sił Układu Słonecznego i poprowadzi swój kraj do zwycięstwa w III wojnie pozaziemskiej. Wreszcie będzie kimś ważnym, nadludzką maszyną bojową obdarzoną możliwościami, o jakich marzy każdy wirtualny wojownik. Życie w Wieży daje Tomowi wszystko, czego zawsze pragnął – przyjaciół, zainteresowanie dziewczyn, szacunek rywali. Ale czy jest gotów zapłacić za to najwyższą cenę? Insygnia to wciągająca przygoda w futurystycznym świecie. Ale też opowieść o poszukiwaniu własnej tożsamości, zmuszająca do myślenia wizja rozwoju ludzkości i technologii."

 

Na początku w ogóle nie zainteresowałam się tą pozycją – swoje serce dawno temu oddałam romansom paranormalnym i chciałam wyłącznie chłonąć książki z tego gatunku. Wszystko zmieniło się wtedy, kiedy do rąk wzięłam Insygnię. Wojny światów. Przyzwyczaiłam się do nastoletnich bohaterek, schematów, wielkiej miłości i mnóstwa kłopotów, dlatego obawiałam się przygody z debiutancką powieścią pani Kincaid. Po raz pierwszy miałam do czynienia z literaturą science-fiction. Jak wypadło to spotkanie?

 

- (...) Miałem fantastyczną bliznę nad okiem, która po operacji także zniknęła. Szkoda. Dzięki niej wyglądałem bardziej męsko.
- Nie wierzę.
- Naprawdę miałem bliznę. – Vik wskazał na swoją brew.
- Tak, w to wierzę. Po prostu nie mogę sobie wyobrazić, żebyś kiedyś wyglądał męsko.

(str. 91)

 

Głównym bohaterem jest czternastoletni Tom Raines – postać bardzo kolorowa i wprowadzająca do książki wiele pozytywnych emocji. Autorce udało się stworzyć idealny obraz nastoletniego chłopca; poczucie humoru, skłonności do bójek, głupie (czasem naprawdę ryzykowne) pomysły, fantazje o dziewczynach, rodząca się odwaga i powolne wkraczanie do świata dorosłych. Tom wiele razy był powodem moich nagłych wybuchów śmiechu, oczywiście w duecie z Vikiem (przyjacielem Toma, a także współlokatorem). Nie sposób było nie roześmiać się przy ich chłopięcych wygłupach, zwłaszcza wtedy, kiedy główny bohater za wszelką cenę chciał udowodnić, że nie jest tylko zwykłym kadetem oddziału Aleksandra. Sam Vikram też jest ciekawie przedstawiony, lecz autorką trochę za mało skupiła się na jego postaci. Zdecydowanie lepiej mamy opisanego Yuriego – kadeta z Rosji, dzięki któremu na moich ustach bardzo często gościł uśmiech – Wyatt, Elliota oraz słynną Meduzę, najsilniejszego wojownika z obozu wroga. Za wykreowanie postaci, ich różne charaktery i upodobania należy się plus.

 

Autorka bardzo dobrze ukazała nam obraz świata podczas III wojny światowej, gdzie bitwy nie toczą się na Ziemi, lecz w Kosmosie. Pomysł na taki wizerunek jest niezwykle ciekawy. Sądziłam, że oprócz nowoczesnych maszyn będę miała do czynienia z najróżniejszymi niebezpiecznymi wymysłami przyszłości. Pani Kincaid zdecydowała się na kosmiczne bitwy z użyciem nastoletnich zdolności. Elementy takie jak procesory neuronowe, symulacje czy wirtualne gry dodają klimatu Insygnii. Dzięki temu powieść staje się ciekawsza i wciąga bardziej z każdą przeczytaną stroną.

 

Najlepszym dodatkiem do całokształtu jest humor. Oprócz bardzo wciągającej i interesującej historii o nastoletnich kadetach uczonych walki z wrogiem mamy również porządną dawkę śmiechu. Nieraz (o czym wspomniałam wcześniej) miałam łzy w oczach. Gdyby nie kilka naprawdę śmiesznych scen, Insygnia byłaby kolejnym poważnym dziełem o misji ratowania świata. Tak więc za odzywki Vika, zachowanie Toma, spryt Wyatt, naiwność i dobroć Yuriego oraz miłość do samobójstw Beamera autorce daję ogromnego plusa.

 

Jedynym minusem powieści pani Kincaid jest zbyt mała ilość akcji. Oczywiście mamy kilka mrożących krew w żyłach scen, lecz sam opis mówi nam, że historia Toma ma miejsce podczas III wojny światowej. Brakowało mi prawdziwych pojedynków młodych kadetów oraz walki między dwoma obozami. W tym miejscu stawiam małego minusa.

 

„W tym samym momencie doskoczył do niego z tyłu jeden z wojowników ninja i przebił go mieczem.
Vik spojrzał na swój brzuch.
- Żartujesz sobie ze mnie? Nigdy nie umieram na ćwiczeniach fizycznych! – Potem opadł na ziemię obok Toma. – No dobra, jestem tu. Co chciałeś mi powiedzieć?
- Za tobą był. – Tom uśmiechnął się do zabitego przyjaciela, który leżał z nim w ruinach Stalingradu, wśród nazistowskich ninja. – Ostrzec ciebie zapomniałem."

(str. 138)

 

O punkt kulminacyjny oraz samo zakończenie nie ma się co martwić. Ostatnie strony trzymają w napięciu; aż proszą się o to, aby nie czytać tak szybko i zostać parę chwil dłużej w świecie czternastoletniego chłopca. Niestety, książkę czyta się naprawdę szybko. Wciąga czytelnika, sprawia, że czas zatrzymuje się w miejscu i zabiera ze sobą do Waszyngtonu z przyszłości. To smutne, że przygoda z tak kolorową i zabawną grupą przyjaciół skończyła się po dwóch dniach.

 

Sam styl pani Kincaid jest bardzo przyjemny i lekki, chociaż niektóre zwroty rodem z literatury science-fiction mogą nas mylić. Mimo to po kilkudziesięciu stronach lektury możemy przyzwyczaić się do takich terminów. Uważam, że narracja trzecioosobowa w czasie przeszłym spisała się na medal – gdyby autorka zdecydowała się na pisanie w pierwszej osobie, jej powieść straciłaby bardzo dużo stworzonej przez nią magii. Dzięki trzecioosobowej narracji jesteśmy w stanie lepiej poznać poszczególnych bohaterów, co sprawdziło się w przypadku Insygnii.

 

Podsumowując:

Ta książka oczarowała mnie – od dawna nie czytałam tak dobrej powieści! Było to moje pierwsze spotkanie z literaturą science-fiction i mam nadzieję, że nie ostatnie. Historia Toma jest niezwykle ciekawa i wciągająca; taka inna na tle wychodzących teraz powieści. Każdemu fanowi fantastyki i sci-fi gorąco polecam Insygnię. Powieść pani Kincaid będzie również bardzo dobrym wyborem dla tych, którzy dopiero wkraczają w świat powieści o wirtualnym podłożu, a także dla tych, którzy chcą spotkać się z dobrą, trzymającą w napięciu, interesującą lekturą.

 

„Tom doszedł do wniosku, że Elliot chciał w ten sposób zemścić się za środową symulację. Byli wtedy ławicą piranii. Beamer postanowił zwabić krokodyla pływającego pobliżu. Machał energicznie ogonem w nadziei, że zostanie pożarty („Nigdy jeszcze ni zabił mnie krokodyl! – powiedział potem Tomowi)."

(str. 187)

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial