Isadora
-
"Pasjonujący kryminał w kolorze sepii niekiedy z przewagą czerni" - bardzo rzadko zdarza się tak treściwy, a zarazem trafny i adekwatny opis na okładce jak ten odnoszący się do fabuły "Gdańskiego depozytu" Piotra Schmandta. Cóż więc w niej takiego niezwykłego, zapytacie. Ano, wszystko - począwszy od wyjątkowo nietypowej i skomplikowanej zagadki kryminalnej poprzez mistrzowsko skonstruowaną intrygę aż po uchwycone z zadziwiającym rozmachem i autentyzmem realia przedwojennego Gdańska oraz jego specyficzny, niepowtarzalny klimat.
Wolne Miasto Gdańsk, ostatnie miesiące przed wybuchem II wojny światowej. W powietrzu wyczuwalna jest już atmosfera zagrożenia, narasta gorączkowy niepokój, który w tym newralgicznym mieście wydaje się być bardziej intensywny niż gdziekolwiek indziej. Mimo to mieszkańcy Gdańska próbują wieść normalne, zwyczajne życie zajmując się swoimi sprawami. Wyjątkowo od tego daleki jest jednak Zygmunt Noskowski, dyrektor Komisariatu Rządu RP, który ma na podorędziu sprawę spędzającą mu sen z powiek. Otóż pewien tajemniczy mężczyzna ukrywający się pod nazwiskiem Georg Rook składa polskiemu rządowi ofertę przejęcia pewnego bezcennego depozytu. Sprawę należy zachować w tajemnicy, gdyż ustalenie prawa własności skarbu należącego niegdyś do księżnej Eufrozyny Ostrogskiej nie jest rzeczą łatwą i oczywistą, a wręcz przeciwnie: delikatną i zawiłą. Dlatego też przekazanie depozytu powinno odbyć się w ścisłym sekrecie, przy udziale jak najmniejszej liczby osób oraz oczywiście za odpowiednim wynagrodzeniem.
Historia zaczyna się komplikować, kiedy w intrygę angażują się - świadomie lub też nie - kolejne osoby oraz okazuje się, że polski rząd nie jest jedynym pretendentem do przejęcia depozytu. Sprawa zatacza coraz szersze kręgi, coraz więcej osób funkcjonuje na jej obrzeżach - jak choćby współpracownicy Noskowskiego: jowialny major Szalewski i przystojny referent Ossowski, a poniekąd także naiwna pracownica komisariatu, panna Stasia. W aferę wplątany zostaje również handlarz dziełami sztuki Jaan van Clijs, jego żona Wilhelmina, niejaki Albert Ruthe kręcący się koło panny Stasi w nie całkiem uczciwych zamiarach oraz tajemnicza Maria Walter skrywająca swoją prawdziwą tożsamość aż do ostatniej strony, kiedy wszystko nagle staje się jasne.
"Gdański depozyt" to niesamowity kryminał gwarantujący naprawdę niesamowite wrażenia. Wymaga od czytelnika wielkiego skupienia i nieustannej koncentracji uwagi, gdyż w przeciwnym razie grozi nam sromotne pogubienie się w gąszczu intrygi. Wielkim atutem powieści jest misternie skonstruowana fabuła, w której konieczne jest uważne śledzenie rozwoju akcji, każdego kroku bohaterów i sekwencji wydarzeń; tu każdy drobiazg ma znaczenie, a nagłe zmiany perspektywy i zawrotne tempo akcji z łatwością mogą zmylić czytelnika prowokując jednocześnie do niezłej umysłowej gimnastyki. Nadzwyczaj oryginalna zagadka, której istotą jest nie czynnik ludzki, czyli kto, gdzie, kiedy, lecz sam depozyt - jego zawiła historia, zawartość, prawo własności. Zwłaszcza ten ostatni element nabiera szczególnego znaczenia w kontekście statusu Wolnego Miasta Gdańska w przededniu wojny.
Na uwagę zasługują także realia obyczajowe przedwojennego Gdańska, przedstawione bardzo sugestywnie, z wielką dbałością o szczegóły i niezwykłym autentyzmem. Autor z doskonałym wyczuciem uchwycił rozwarstwienie społeczne i narodowościowe miasta podkreślając je charakterystycznym językiem oddającym ducha tak czasów, jak i miejsca akcji. Dzięki temu niesamowity klimat Gdańska stał się jeszcze bardziej wyczuwalny.
Kolejnym plusem powieści są jej bohaterowie. Ich wielkie nagromadzenie mogłoby się skończyć pobieżnym potraktowaniem postaci, tymczasem każda z nich jest doskonale nakreślona, wyrazista i charakterystyczna. Moim faworytem pozostaje piłsudczyk major Szalewski, którego sposób bycia i wysławiania się jest może nieco zbyt karykaturalny, ale zarazem idealnie oddaje specyfikę wojskowego ducha II RP czyniąc majora prawdziwą ozdobą powieści.
"Gdański depozyt" to istna kryminalna perełka i prawdziwe intelektualne wyzwanie dla czytelnika. To nie lada gratka dla każdego miłośnika kryminałów - intrygująca i ujmująca niepowtarzalnym klimatem przedwojennego Gdańska, okraszona mgiełką nostalgii powieść.
Gorąco polecam!
Dosiak
-
Do Komisariatu Rzeczypospolitej Polskiej w Wolnym Mieście Gdańsku przychodzi bardzo tajemniczy list od pewnego kolekcjonera dzieł sztuki, zapewniającego, że jest w posiadaniu informacji o kosztownościach, które powinny należeć do państwa polskiego. Dyrektor Zygmunt Noskowski wraz ze swoimi współpracownikami – referentem Osowskim i majorem Szalewskim są niezwykle zaintrygowani całą sprawą. Niestety zdobycie potrzebnych informacji o ukrytym skarbie wymaga ogromnej ilości zabiegów i negocjacji. Nie wszystko idzie zgodnie z planem, przez co panowie wpadają w poważne kłopoty. Na dodatek w całą sprawę zamieszanych jest mnóstwo innych osób, wśród których znajdują się ponętne i zmysłowe kobiety, niebezpieczni agenci oraz nieuczciwi informatorzy, mający nadzieję na rozwiązanie kwestii kosztowności według własnego pomysłu.
O Gdańskim depozycie czytałam wiele pozytywnych recenzji, które zachęciły mnie do sięgnięcia po powieść i wyrobienia sobie własnego zdania na jej temat. Książka spełniła moje oczekiwania, ponieważ spodziewałam się interesujące historii z dobrze zarysowanym kontekstem społecznym i politycznym. Najnowsza powieść Piotra Schmandta nie posiada dynamicznej i trzymającej w napięciu akcji, ale mimo tego cała historia jest na tyle ciekawa, że w trakcie lektury nie przeszkadzało mi nieco wolniejsze tempo rozwoju wydarzeń. Autor niemal od razu wprowadza wszystkich bohaterów, przez co początkowo czułam lekkie zdezorientowanie, które na szczęście szybko ustąpiło miejsca ciekawości, co też wyniknie z natłoku tak różnych postaci.
Ogromnie przypadła mi do gustu pieczołowitość, z jaką Schmandt opisał życie różnych warstw społecznych w Gdańsku lat trzydziestych. Nie mam na myśli jedynie różnic majątkowych, które z oczywistych powodów sprawiają, że inaczej spędzają czas wolny zamożne damy z towarzystwa, a inaczej sekretarki czy też maszynistki, ale najbardziej rzuca się w oczy przepaść między Polakami a Niemcami, mieszkającymi w tym samym mieście. Właściwie nie ma w tym nic zaskakującego, ale z tej powieści, niejako na drugim planie, wyłania się obraz zwaśnionych i podzielonych mieszkańców Gdańska, których drażni wzajemna obecność. Na ulicach ludzie w zasadzie nie posługują się językiem polskim, w tzw. dobrych domach niechętnie wynajmuje się Polakom pokoje, a w gazetach często ukazują się artykuły stawiające rodaków w jak najgorszym świetle. Dzięki temu kontekstowi Gdański depozyt to nie tylko historia o poszukiwaniu historycznego skarbu, ale także opowieść o narastającym konflikcie pomiędzy stroną polską i niemiecką. Warstwie językowej również nie mogę nic zarzucić, ponieważ idealnie pasuje do opisywanych czasów. Dzięki niej jeszcze intensywniej odczuwałam klimat przedwojennych sklepików, towarzyskich spotkań, a także atmosferę samego miasta, która tak różni się od dzisiejszego pośpiechu i zaganiania mieszkańców.
Bohaterowie wykreowani przez Piotra Schmandta to bardzo różnorodne i czasami nieprzewidywalne postaci. Dyrektor Noskowski czuje się znużony swoimi obowiązkami i myślami coraz częściej wybiega w przyszłość, widząc siebie odpoczywającego na zasłużonej emeryturze. Major Szalewski z nostalgią wspomina czasy, gdy był w czynnej służbie i walczył z nieprzyjacielem. Jego nieco rubaszne usposobienie nie przysparza mu sympatii towarzyszy, ale major ma na tyle wysoką pozycję, że nikt nie ośmieli się wykluczyć go z planu przejęcia skarbu. Panna Stasia to nieco głupiutka dziewczyna, dla której najważniejsze są modne stroje i wieczorne wyjścia do kina. Dziewczyna od dawna wzdycha do Osowskiego, mając nadzieję, że mężczyzna w końcu ją dostrzeże i zechce kontynuować znajomość na gruncie prywatnym. Oprócz wymienionych bohaterów w powieści pojawiają się też znacznie bardziej tajemnicze osobistości, których zamiary nie są tak jasne i przewidywalne. Najciekawsze jest to, że losy bohaterów splatają się w pewnym momencie, chociaż nie wszyscy zainteresowani zdają sobie z tego sprawę.
Główny wątek został wprowadzony w sposób niejednoznaczny, trochę zakamuflowany. Historyczny skarb jawi się na początku jako wielka niewiadoma, która choć pociągająca może przynieść szereg problemów. Autor umiejętnie wodzi czytelnika za nos, ponieważ w pewnym momencie zupełnie nie miałam pojęcia jak cała sytuacja zostanie rozwiązana. Przez wprowadzenie licznych postaci, które na dodatek często przyjmują fałszywą tożsamość udało się, prostą w gruncie rzeczy, intrygę skomplikować. Na końcu akcja przyspiesza, robi się nieco niebezpiecznie, a główni bohaterowie wpadają w poważne tarapaty. Niestety sam finał oceniam jako zbyt prosty i mało zaskakujący. Chociaż w trakcie lektury czułam się trochę zagubiona postępującymi wydarzeniami, a jednocześnie zaciekawiona wątkiem tajemniczych kosztowności, to uważam, że na ostatnich stronach zabrakło spektakularnego wydarzenia, jakiegoś elementu, sprawiającego, że moje myśli nieustannie krążyłyby wokół poznanej opowieści. Zamiast tego otrzymałam dobrze napisaną, choć nieporywającą powieść, która przeniosła mnie do Gdańska z okresu międzywojnia, pokazując jak wyglądało ówczesne życie.
Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater oraz wydawnictwa Oficynka.