Scathach
-
Jeszcze nigdy nie miałam takiego problemu z żadnym tomikiem. Do tej pory wiersze każdorazowo wzbudzały we mnie jakieś emocje, niekoniecznie dobre, ale JAKIEŚ. Do poezji Leona Zawadzkiego podchodziłam jak do jeża, kilkakrotnie wertowałam tę książeczkę, starałam się podczytywać po jednym, dwu utworach, jednak dobrnięcie do końca było dla mnie prawdziwą katorgą. Nie dlatego, że nie zgadzam się z jakimiś poglądami, których wyrazicielem był podmiot liryczny, nawet nie dlatego, że irytowały mnie niemiłosiernie stosowane rymy, lecz dlatego właśnie, że przez większą część tej literackiej miniatury przeszłam całkowicie obojętnie.
Choć tematyka wydawała się ciekawa, teksty Zawadzkiego ukazały mi się jako bezpłciowe, beznamiętne, zupełnie nijakie. Nie potrafię na ich temat powiedzieć nic, prócz banalnego wymienienia właśnie owej tematyki, którą porusza, choć i to przychodzi mi z wielkim trudem, bowiem z tej lirycznej mdłości trudno było mi nawet wydobyć łatwo uchwytną problematykę. Nie potrafię wyjaśnić tych odczuć – od samego początku wiedziałam, że Gall Anonim XX, to nie jest lektura dla mnie, czułam to przez okładkę.
Choć wiem, że nie zawsze może być tak, że literatura wzbudza w nas emocje, że często budzi właśnie jedynie oschłość i obojętność i nikt nie jest temu winny: ani autor, ani odbiorca, to jednak przykro mi, że tak się stało. Nie będę nawet sztucznie zrzucać całej winy na karb nieodpowiedniego czasu na lekturę – najzwyczajniej Zawadzki, to nie jest poeta, który mnie porusza, a którego poezja dotyka w jakikolwiek sposób mojej wrażliwości jako czytelnika. Trudno. Będę szukać dalej.