Isabelle
-
Za Marilyn Monroe nigdy jakoś szczególnie nie przepadałam, więc też moje zainteresowanie jej osobą było niewielkie. Wiedziałam w jakich filmach zagrała, słyszałam słynne "Happy Birthday" dla Johna F. Kennedy'ego, oglądałam wiele zdjęć aktorki, i postrzegałam ją raczej stereotypowo. Mój pogląd na jej osobę, zmienił się po przeczytaniu "Fragmentów", gdzie głos zabrała ona sama, poprzez swoje notatki, wiersze i listy.
Marilyn jawi się nam, w swoich najintymniejszych zapiskach, jako osoba nieszczęśliwa, samotna, często cierpiąca z powodu depresji.
"Sama!!!!!
Jestem sama - zawsze jestem
sama
cokolwiek by się działo"Aktorka, postrzegana tylko przez pryzmat urody, a nie wewnętrzną wrażliwość, nie czuła się dobrze wśród ludzi. Świetnie określił ją Arthur Miller słowami:
"Żeby przeżyć, musiałaby być bardziej cyniczna lub przynajmniej bliższa rzeczywistości. Ona tymczasem była poetką, która na rogu ulicy próbuje recytować tłumowi wiersze, ten zaś zdziera z niej ubranie"Problemy Marilyn zaczęły się już we wczesnym dzieciństwie. Wychowywała się w rodzinach zastępczych i sierocińcu. Szybko, bo gdy tylko było to możliwe, czyli w wieku 16 lat wyszła za mąż za 5 lat starszego od siebie Jamesa Daugherty'ego. Już na pierwszych strona książki, możemy przeczytać jakim rozczarowaniem dla niej był ten związek i zdrada małżonka. Osobiste zapiski są pełne dojrzałości, mimo iż są dziełem zaledwie 18-letniej dziewczyny.
W pozycji znajdujemy mnóstwo wierszy pełnych nostalgii, smutku, nieszczęścia czy strachu.
"Sądzę że zawsze
głęboko przerażała mnie myśl o byciu czyjąś
żoną
bo nauczyłam się od życia
że nie można kochać drugiego,
nigdy, naprawdę"Z zapisków, możemy sobie stworzyć obraz związku Marilyn z Arthurem Millerem. Na początku wielkie uczucie, stopniowo gasło, aż do całkowitego wypalenia.
"Moim zmartwieniem jest ochronić Arthura kocham go - to jedyna osoba - jedyny człowiek jakiego znam którego mogłabym kochać nie tylko jako mężczyznę pociągającego mnie tak że aż tracę zmysły - ale jest jedyną osobą - jako druga istota ludzka - której ufam tak jak sobie - bo kiedy ufam sobie (w pewnych sprawach), to całkowicie, a z nim tak właśnie jest..."
Oprócz wierszy i zapisków, możemy przeczytać również listy. Szczególnie zwraca uwagę ten, napisany w czasie pobytu aktorki w klinice psychiatrycznej.
W zasadzie cała książka, to takie wołanie o pomoc, wołanie po czasie, nieusłyszane przez nikogo w odpowiednim momencie...W jednym z listów znalazłam fragment:
"jakkolwiek nie jestem przekonana o słuszności publikowania czyichkolwiek listów miłosnych"
Mam wrażenie, że Marilyn nie chciałaby, aby to co najintymniejsze w jej życiu ujrzało światło dzienne i było czytane przez tylu ludzi, więc w kwestii ukazania się tej pozycji, mam chyba jednak mieszane uczucia. A jakie jest Wasze zdanie, na temat publikacji, po śmierci zainteresowanego, tak osobistych notatek?Nie mogę na koniec nie wspomnieć o imponującej biblioteczce aktorki, liczącej ponad 400 pozycji, wśród których znaleźlibyśmy takich autorów jak Dostojewski, Milton, Hemingway czy Beckett. Bardzo dużo czytała i lubiła być fotografowana z książką.
Wielki plus, dla Wydawnictwa Literackiego za wydanie. Jest przepiękne i wygląda jak album. Gruby papier, mnóstwo fotografii, świetna szata graficzna, aż żal, że mój egzemplarz jest pożyczony.
Polecam, szczególnie tym, którzy postrzegają legendę kina bardzo stereotypowo, jako piękne ciało i nic poza tym...