Isabelle
-
Potrzebowałam czegoś łatwego, lekkiego, najlepiej o miłości, - sięgnęłam po Villę... Miałam duże oczekiwania wobec tej książki, ponieważ wcześniej czytałam wiele pozytywnych recenzji dotyczących zarówno tej, jak i innych pozycji tego autora. Niestety, Pezzelli nie sprostał moim oczekiwaniom, czuję wręcz wielki zawód.
Jason Mirabella, to młody i ambitny specjalista do spraw marketingu. Życie układa mu się bardzo pomyślnie, ma pieniądze, piękną narzeczoną i świetną pracę. Niestety popełnia błąd, za który musi zapłacić wysoką cenę. Pieniądze i oszczędności znikają w zastraszającym tempie, narzeczona odchodzi... Jason zostaje z niczym. Ledwo starcza mu na bilet powrotny na Rhode Island, gdzie jego ojciec wraz z dwojgiem rodzeństwa prowadzi pensjonat. Bohater, niczym syn marnotrawny powraca na łono rodziny, aby wylizać rany i odkryć, co w życiu jest najważniejsze...
Swego czasu, bardzo lubiłam takie historie i wręcz je pochłaniałam, ale ta rozczarowała mnie bardzo. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to wymagająca lektura, ot czytadło do poduszki, ale czy musi być przy tym aż do bólu przewidywalne? Autor wykorzystał utarty już schemat, więc bez problemu mogłabym siąść nad szklaną kulą i przewidzieć, co wydarzy się na kolejnej stronie, albo w kolejnym rozdziale.
Na plus oceniłabym niektórych bohaterów. Szybko dają się polubić, tylko liczyłam na trochę więcej z życia pensjonatu i pracy w nim.Krytyka wobec książki, wynika też z faktu, że spodziewałam się czegoś bardziej klimatycznego, czy też poruszającego, bo dałam się zwieść przepięknej okładce. A powiało wielką, przewidywalną nudą. Nie sprostała moim wymaganiom i nie wiem czy to wynika z tego, że już się nie nadaję do czytania takich książek, czy też dlatego że z tą książką jest po prostu coś nie tak (czytałam również pozytywne recenzje jak pisałam wyżej, więc chyba to pierwsze jednak)
Jestem na nie, ale nie przekreślałabym tej pozycji, bo zdaję sobie sprawę z tego, że znajdzie ona wielu zwolenników.
by Isabelle. Vivi22
-
Bardzo często (jeśli nie zawsze) sięgam po książkę na podstawie m.in okładki. Musi przyciągnąć mój wzrok, żebym do niej zajrzała, obejrzała, przeczytała na końcu o czym jest. W tym przypadku sięgnęłam po tę książkę z racji pozytywnej opinii Skarletki.
Książka to czytadło. Owszem, szybko się ją czyta bo jest napisana łatwym, potocznym językiem. I tyle. Niech nie zwiedzie Was okładka bo książka nie jest tak klimatyczna jak to, co widzą oczy. Nie ma tam tak pięknej okolicy, lawendy, tyle słońca, zieleni drzew, sielskich i rodzinnych klimatów. Jest śnieg, rodzinny interes, kłopoty w pracy głównego bohatera, kobieta spodziewająca się dziecka. I inne pierdoły, na które, uważam, że szkoda tracić czasu.
W tej książce jest nuda, nuda i jeszcze raz nuda.
I kurcze muszę Wam napisać, że odkąd przeczytałam IV części "Zmierzchu" tak do dzisiaj żadna książka tak mnie nie wciągnęła... A szkoda. Bo lubię czytać grube książki i takie, które od pierwszej strony wciągają. I nie ma znaczenia cena książki bo jestem skłonna wydać każdą kwotę na takie książki. Ale na pozycje z wampirami się nie skuszę bo mam wrażenie, że każda taka to bezskuteczna próba podrobienia serii "Zmierzch". A ja nie chcę czytać o urywanych głowach, krwi i zabijaniu.
A może się mylę i warto inne przeczytać? Znacie takie?