Heyday
-
"Zdrada Nieśmiertelnego"- to druga i ostatnia, niestety, książka z serii "Nieśmiertelny". Od kiedy przeczytałam pierwszą cześć powieści, nie mogłam zapomnieć historii Evie - dziewczyny z nad morza. Muszę przyznać, że bardzo zżyłam się z jej historią i przeżywałam ją razem z nią.
Wiele osób bardzo negatywnie oceniło poprzednią część książki i nie omieszkali się, by zmieszać z błotem wspaniałej - moim zdaniem - pisarki. Gillian Shields przedstawiła nam z pozoru zwykłą dziewczynę, którą wplątała w niezwykłą historię. Przyznaję, że do połowy tej powieści myślałam, że bardzo zawiodłam się na autorce, jednak jak się okazało, to był tylko wstęp do wspaniałego, smutnego, niezwykłego zakończenia. Przy ostatnich rozdziałach płakałam jak bóbr. Po prostu nie mogłam uwierzyć, że mogę się tak zżyć z zapisanymi kartkami.
Ta powieść mówi o przyjaźni, która może przekształcić się w siostrzaną miłość - najczystsze uczucie na świecie. Mówi też o miłości, która często wymaga wiele bólu i cierpienia. Książka w niesamowity sposób obrazuję, że droga do szczęścia nie zawsze jest prosta i nie zawsze jest w jasności. Czasami trzeba udać się w stronę ciemności, aby potem zaznać spokoju. Zdaje nam się, że to co robimy, kiedyś spełznie na niczym, ale to nieprawda. Los zawsze w końcu poprowadzi nas tam, gdzie powinnyśmy być. Nieważne ile przedtem przejdziemy. Ważne, że nam się uda.
Jestem co najmniej oczarowana nie tyle samą książką, co historią którą opisuje, że po prostu po przeczytaniu jej, jeszcze przez dość długi czas miałam łzy w oczach. Naprawdę nie wiem, co mnie tak w niej wzruszyło, czy główna bohaterka, czy jej trudne życie, które nie zawsze usłane było różami. Czasami miałam wrażenie, że Evie jest taka sama jak ja - zagubiona, niepasująca do standardów jej otoczenia.
Tą książkę zapamiętam na pewno na bardzo długi czas, a jej historia pozostania na zawsze we mnie.