Varia
-
Dryft to opowieść o poszukiwaniu i dokonywaniu wyborów. Każdy z przedstawionych w niej bohaterów pragnie coś odnaleźć. Jeden marzy o miłość sprzed lat, ktoś inny o swoim miejscu na ziemi, a jeszcze inny o powrocie zaginionego syna. Obrane przez nich drogi nie zawsze okazują się być słuszne, lecz wszystkie niosą dobrze znane nam przesłanie – każda decyzja ma swoje konsekwencje.
Lara już jako nastolatka chciała poznawać świat. Gdy trafiła się ku temu okazja, bez wahania opuściła Irlandię i wyruszyła w podróż do dalekiego kraju. Ameryka Południowa okazała się być dla niej ojczyzną pełną doświadczeń. To tam nauczyła się żyć chwilą, poznała Aleja i urodził się Nacio. Tam też miała miejsce pewna tragedia, która skłoniła ją do powrotu i zapoczątkowała kolejne wielkie zmiany.
Akcja obraca się wokół dwóch kobiet. Lary i jej kuzynki Sorchy. Ich konfrontacja jest niczym spotkanie się ognia i wody. Jedna jest wyzwoloną, lecz zranioną duszą. Druga chce być dla wszystkich oparciem. Obie są niepewne swego położenia i pragną zmiany. Poznajemy słodko-gorzkie relacje między nimi. Smak zdrady i towarzyszącą im gorycz porażki.
Karen Gillece stworzyła piękną, refleksyjną opowieść o niebanalnym zakończeniu, która mimo sporej dawki dramatyzmu nie jest wcale przygnębiająca. Dryft to książka płynąca jak nasze życie. Prosta, z pozornie jasnym przesłaniem, a jednak w każdym zdaniu kryje się coś więcej. Coś, co sprawia, że musimy na chwilę przystanąć i pozbierać myśli. Nie jest to lektura służąca rozrywce, ale czyta się ją jak najlepszy bestseller.
Falka
-
Na irlandzkie wybrzeże targane wiatrem ocean raz po raz wyrzuca wszystko co mimowolnie znalazło się kiedyś w jego odmętach. Tony śmieci, wysuszone rozgwiazdy, zwłoki niemowlęcia, zagubione części garderoby, puste muszle. Prędzej czy później odkładana w zapomnienie przeszłość wypłynie na światło dzienne. W przyrodzie nic nie ginie. Dryft uratuje przed zaginięciem raz pomyślane uczucia, każde pragnienie tlące się w skazanym na niepamięć czasie.
W ten niegościnny krajobraz powraca Lara. Lata wędrówek po tętniącej kolorem Ameryce Południowej, bezcelowe przenoszenie się z miejsca na miejsce, byle więcej zobaczyć, może coś poczuć, zakończyły się tragedią. Odwróciła wzrok na gwarnym targu, jej syn zniknął z pola widzenia. Nikt nie wie gdzie jest, pewnie już nie żyje. Jeśli dziecko nie znajdzie się w ciągu czterdziestu ośmiu godzin, szanse na jego znalezienie są przecież minimalne. Ojciec chłopca chyba stracił nadzieję, bo zgodnie ze swoim zwyczajem wyrusza w kolejną podróż w poszukiwaniu ukojenia. Tym razem bez Lary. Ona wraca do rodzinnej Irlandii.
Półsenna, przepełniona smutkiem i tęsknotą zamieszkuje w rodzinnym domu, w sąsiedztwie szczęśliwej rodziny kuzynki. Mimo szczerych chęci egzystuje na granicy rzeczywistości, odurzenia i wspomnień. Przeplata pracę i odnawianie domu pustymi rozmowami z rodziną i świeżo odnowionymi kontaktami. W takim małym miasteczku czas przecież stoi w miejscu. Nic więc dziwnego, że mąż kuzynki, Christy z dnia na dzień musi coraz mocniej tłumić w sobie uczucie. Stara miłość nie rdzewieje, mawiają. Zagubiona, bezradna, piękna kobieta i niespełnione nigdy oczekiwania rozczarowanego mężczyzny w średnim wieku. Jak zwykle musi skończyć się to wielką miłością.
Tym razem nie będzie to jednak historia o szczęściu, a ukojenie, którego wszyscy doświadczą będzie jedynie chwilowe. „Dryft" to bowiem wielowątkowa opowieść o życiu każdego z osobna, rozciągnięta pomiędzy urojeniami a brakiem, który coraz silniej znamionuje otaczającą ich rzeczywistość. Portrety ludzi nieszczęśliwych w poukładanych pozornie życiach i usilne próby jego odświeżenia, walka o odczuwanie, emocje, zmianę, kryją się pod wątłą fabułą wzajemnych relacji, które gmatwa przeszłość, niedostatecznie usunięta w cień.
Nie dziwi więc, że ponad głównym wątkiem króluje galeria charakterystycznych postaci i ich życie wewnętrzne. Siatki powiązań, ucieczki w uczucia i próby radzenia sobie w obliczu życia, które nie zadowala chociaż powinno, bo teoretycznie nikomu z nich niewiele brakuje do szczęścia. Rekompensuje to w zasadzie słabą akcję, tkliwe wyznania i typowe sytuacje. W końcu tak banalne są wszystkie uczucia i ludzkie starania. Gillece ukazała to z całą świadomością, niezrażona możliwym zbliżeniem się do granicy kiczu.
„Dryft" nie jest prostą historią o zdradzie, jak mogłoby się wydawać. Nie jest dogłębnym portretem psychologicznym matki po stracie dziecka, urażonej żony w obliczu lekceważenia męża, w końcu niespełnionego nauczyciela-pisarza, który otrzymuje od losu szansę naprawienia złego wyboru z przeszłości. Napisana głęboko i miękko, z wielu punktów widzenia, w niedopowiedzeniach i sennych krajobrazach wiatru jest niewątpliwie opowieścią o szukaniu i palącej podskórnie potrzebie odnalezienia siebie w konfrontacji z czasem. O potrzebie ruchu do przodu powodowanej niedostatecznym odczuwaniem. Obsesji posiadania czegoś więcej, co nada wartość i cel. Co rzecz jasna nie istnieje.
Za książkę serdecznie dziękuję Oficynie Wydawniczej „Stopka" oraz portalowi Sztukater.