Kasiek
-
"Złote żniwa. Rzecz o tym, co się działo na obrzeżach zagłady Żydów" - Jan Tomasz Gross, Irena Grudzińska-Gross
Nie tak dawno wszędzie szemrano o „Złotych żniwach", polskie społeczeństwo było oburzone, że ktoś podjął temat. Zaintrygowana sięgnęłam po książkę, oczekując, ze będę musiała ją chować przed Świętym Oficjum, bo będzie zawierało treści heretyckie.A co dostałam?
Inspiracja do napisania książki i pewnego rodzaju motywem przewodnim jest zdjęcie. Fotografia z pozoru tak normalna, że mogłaby się znaleźć w rodzinnych albumach, nasiąknięta socrealizmem, rodem z podręcznika. Jednak jak z większością spraw, prawdę dostrzeżemy gdy się wpatrzymy. Bo oto owszem grupa ludzi, gdzieniegdzie mundur, ale na pierwszy rzut oka trudno dostrzec, złożone w centrum kości, ludzkie szczątki, nie budzące strachu, paniki w otaczających, wyluzowanych ludziach.
O co chodzi? O rabowanie żydowskiego. Pojęcie szerokie. Chodzi o rozkopywanie przyległych do obozów zagłady ziem, zagrabianie majątków, wyzyskiwanie.
Zapytałam siebie co nas tak oburza. Mniemam, że nie chodziło o krzywdę wyrządzoną narodowi żydowskiemu przez Polaków. Myślę, ze chodziło o to, że ktoś śmiał napisać o Nas, Narodzie sprawiedliwych wśród narodów świata, coś złego. Coś złego o narodzie In genere, nie o pojedynczych przypadkach, a o akcji na szerszą skalę. Ja słyszałam o latach wojny i traktowaniu Żydów od moich dziadków, jako małe dziecko, czy jako starsza panienka, więc wiedziałam, że nie zawsze było tak pięknie jak u Sendlerowej. Co nas oburza? Prawda? Biorąc pod uwagę, że książka, jest oparta na wiarygodnych źródłach, nie możemy z tym polemizować. Z drugiej strony, czy możemy potępiać? W czasie wojny milczą prawa. I najłatwiej osądzić, potępić i żyć w przekonaniu, że gdyby spotkało to nas bylibyśmy kryształowi, i dziś nasze drzewo w Yad Vashem rosłoby piękne i wielkie. Tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono.Zarzuca się, że nie napisano o tych przejawach dobra. Zwykle nie mamy nie przeciwko subiektywizmowi, który dostrzega tylko nasze dobro. Nie czuję się współwinna za wyrządzenie krzywdy komukolwiek ponad czterdzieści lat przed moim urodzeniem. Ani ja, ani moi bliscy, nie podpalali stodoły, brat Babci wyszedł żywy z Auschwitz. Nie przepraszam, nie czuję się oburzona, bo mam absolutnie czyste sumienie. I nie rozumiem tego oburzenia.
A ja znowu wdaję się w pogawędkę zanim napisać więcej o książce. Składa się ze stosunkowo krótkich rozdziałów z których każdy porusza wybraną tematykę. Jest to książka smutna, momentami przerażająca, opisy działają na wyobraźnię. Mi działało bardzo.
Ale nie żałuję, ze przeczytałam książkę, może warto sobie pewnie sprawy uzmysłowić.
Wybieram się do Majdanka, bo do Auschwitz sama na pewno nie pojadę, chociaż jak Mama opowiada mi wspomnienia z wycieczki do Majdanka, plus ta książka, to zastanawiam się czy na pewno chcę...Ale z drugiej strony, jeśli nadejdzie dzień w którym nie będzie wzbudzało we mnie TO oburzenia, zgrozy, przerażenia, to wtedy chyba będzie to znaczyło, że nie jestem już człowiekiem.