Zacofany.w.lekturze
-
Marcel Pagnol wychował się w Prowansji. Jego ojciec, nauczyciel, do spółki ze szwagrem kupił dom na wsi, czy raczej daleko za wsią. Marcel z rodziną ma wyjechać tam na wakacje. Najpierw są stosowne przygotowania, kupowanie mebli, plany, aż wreszcie zaczynają się wakacje. Marcel i jego brat poznają dom, ogród, wypuszczają się za ogrodzenie. Zabawy w Indian, łapanie owadów i wreszcie wielkie marzenie o tym, by wraz z ojcem i wujem wybrać się na polowanie. Łowiecką epopeję wieńczy niecodzienny sukces, Marcel zaś nawiązuje wspaniałą przyjaźń z wiejskim chłopcem. Mały mieszczuch imponuje koledze swoją szkolną wiedzą, chłopski syn zadziwia go znajomością przyrody. Razem zastawiają sidła na ptaki i zapuszczają się w dzikie ostępy. Koniec wakacji i wyjazd do miasta jawią się Marcelowi jako coś w rodzaju końca świata, któremu koniecznie i wszelkimi sposobami należy zapobiec.
Trudno jednak wierzgać przeciwko ościeniowi, obowiązki wzywają do miasta. Na szczęście cała rodzina przywykła do życia wśród natury, Pagnolowie więc wracają do swego wiejskiego domu w każdy weekend, zawdzięczając tę możliwość kobiecej przebiegłości matki. Ona też zaczyna zajmować więcej miejsca we wspomnieniach syna jako czuła opiekunka, ale i osoba, którą należy się opiekować, szczególnie podczas uciążliwych wypraw na wieś – piechotą i z licznymi bagażami. Matce poświęcone są piękne słowa na zakończenie opowieści. Reszta najbliższych też portretowana jest z miłością, ale i leciutkim sarkazmem; są bliscy, najmilsi na świecie, ale nie znaczy to, że nie mają wad i słabostek.
Dawno nie czytałem takiej książki. Rozkosznej. Smakowitej. Pachnącej. Jakkolwiek banalnie to brzmi. Pachnie wyschniętą ziemią, upałem, wreszcie, a może przede wszystkim – jak to w Prowansji – ziołami. Bohaterowie smażą sobie w plenerach kotlety na żarze z rozmarynu. Z rozmarynu! A jeszcze dokoła cząber, tymianek, lawenda. I na dodatek w tle grają im cykady. Naprawdę ciężko było się otrząsnąć z oszołomienia tymi opisami, szczególnie że za moim oknem sikorki bogatki kłóciły się w karmniku o ziarna słonecznika, a z ziół dostępna była co najwyżej herbatka miętowa i suszony majeranek.
Wyglądam niecierpliwie kontynuacji wspomnień Pagnola, mam nadzieję, że Wydawnictwo Esprit nie każe mi długo czekać.