Joan
-
Cierpienia młodego wampira to kolejny rodzaj książki, której jedną z niewielu zalet jest barwna i zwracająca uwagę okładka, stylizowana na rysunki powstające na marginesach, w czasie nudnych zajęć lekcyjnych. Tytuł książki miał być błyskotliwym nawiązaniem do dzieła Goethego, ale główny bohater ma z Werterem niewiele wspólnego, a już na pewno nie nosi, tak chętnie lansowanego na dziewiętnastowiecznych salonach, kanarkowego fraka. Analogię do Cierpień młodego Wertera uważam więc za nietrafną.
Główny bohater, co wynika z jakże pomysłowego tytułu, jest wampirem. Co za tym idzie – powinien spędzać dnie w ciemnej krypcie i nie ujawniać się za dnia. Od czasów popularnego Zmierzchu ewolucja, jaka się dokonała w celu ocieplenia wizerunki hrabiego Draculi, nie poszła na marne. Otóż, moi drodzy, współczesne wampiry nie boją się niczego! Na uporczywe słońce wystarcza im super mocny krem z filtrem, odbijają się we wszystkich lustrach, krucyfiksy i czosnek nie stanowią dla nich najmniejszego zagrożenia, co najwyżej obcowanie z religijnymi symbolami może skończyć się dla nich trzydniową migreną.
Nie jestem do końca przekonana o słuszności ocieplania wizerunku wampira, ale skoro autor książki postanowił obalić wszelkie stereotypy związane z wampirami, niech i tak będzie. Wracając do głównego wątku fabularnego powieści – książka stylizowana jest na pamiętnik młodego Nigela, który liczy sobie sto lat, chociaż fizycznie zamknięty jest w ciele piętnastolatka i używa języka charakterystycznego dla osób w tym wieku. Logicznie rzecz ujmując, ciężko jest mi sobie wyobrazić stuletniego wampira używającego języka piętnastoletniego chłopca, który cierpi z powoduj nieodwzajemnionego uczucia do swojej szkolnej koleżanki. Osamotniony Nigel pisze dziennik, w którym dzieli się z czytelnikiem swoimi lękami i obawami. Pozornie konwencja, jakiej użył autor, przypomina Dziennik Adriana Mole'a Sue Towsend, ale jest jej marną kopią. Podczas gdy Towsend wplotła w pamiętnik piętnastolatka satyrę na angielskie społeczeństwo, Tom Collins nieudolnie próbował zrobić ze swojego dziełka parodię wizerunku współczesnego wampira.
Warstwa językowa powieści również pozostawia wiele do życzenia – pełno w niej banałów i infantylnych zwrotów. Całość fabularna zamyka się (na szczęście) w tej jednej książce. Polecam gorąco dużo młodszym czytelniczkom, którym książka może przypaść do gustu. Ja nie znalazłam w niej niczego, co mogłabym ocenić na plus, za wyjątkiem okładki.