Falka
-
„Kim oni wszyscy byli? Jak naszkicować portret kogoś, kto nic po sobie nie zostawił oprócz kilkorga dzieci, paru krzeseł, stołu, kilku brzydkich zdjęć w idiotycznych pozach? Jak odnaleźć w nic cokolwiek, co pozwoliłoby wierzyć, że gdyby jeszcze żyli, coś by nas łączyło?" [1]
Powroty do korzeni mają zazwyczaj funkcję kompensacyjną. Cokolwiek by się nie mówiło o chęci poznania zamierzchłej przeszłości, zawsze doprowadzi nas to do wniosku o potrzebie potwierdzenia swojej aktualnej tożsamości jako ciągłej i zbudowanej na mocnych podstawach wspaniałości czynów przodków. Tych rzecz jasna idealizowanych, o życiorysach czytanych według potrzeb odbiorcy. Trudniej zaczyna się robić, gdy odłożymy na chwilę mitologię i zmierzymy się z faktami...
„Ballada o kapciach" to zbiór trzech esejów o charakterze rozprawy z przeszłością własną i społeczną. Wcale nie szumną, nie będącą powodem do dumy, a raczej odkłamaniem upiększającego upływu czasu. Zaczynając od historii własnego rodu, Kaczorowski zabiera nas w podróż do Sochaczewa, przedstawia plejadę niewybitnych postaci, których losy raz za razem gubią się w toku opowieści. Prowincja typowa, brudna, biedna, ludzie bez bohaterstwa trzymają się własnego życia. Ktoś ucieka do Ameryki, ktoś wozi bryczką właściciela lombardu, wszystkie te miłości i uprzedzenia. Czyta się to niełatwo (choć gawędziarski styl uprzyjemnia odbiór), bo zasłona rodzinnych koligacji raz za razem spada na treść historii, a te plączą się i nawarstwiają. Wątki urywane w toku narracji podkreślają jedynie nieważność całości, mówienie dla samego mówienia. Udowadniają, że rodzinne opowieści to żadne tajemnice, w których odnaleźć można sens swojego istnienia, poczuć spójność z przeszłością, a przez to dotrzeć do nieuchwytnej swoistości, którą trzeba potwierdzać ciągle w kontekstach.
Po rozprawie z historią własną przychodzi kolej na tę społeczną. Pisząc o Grodzisku i Żyrardowie podnosi odpowiednio tematy mitologicznej wizji przedwojennej Polski i antysemityzmu. Mowa tu między innymi o aferze finansowej, w której za przyzwoleniem wielu ogólnie szanowanych polityków, wyprowadzano z kraju znaczne ilości pieniędzy jak i sposoby walki z malwersantami. Na podstawie pamiętników Stanisława Rembeka przywołuje z kolei mechanizmy działań hitlerowców i społecznej ich aprobaty, co dowodzi powody ich czasowego sukcesu. Widoczna jest tu próba zerwania z narodową idealizacją działań Polaków, zmierzenia się z faktycznym stanem rzeczy, którego wydźwięk złagodniał poprzez upływ czasu.
„Nic więc dziwnego, że wiara w szlacheckie pochodzenie jest wśród rodaków równie rozpowszechniona jak ich przekonanie, że dziadkowie podczas okupacji ukrywali Żydów. Gdyby jedno i drugie było prawdą, nasz kraj byłby dziś istną Judeo-Polonią - <>" [2].
Kaczorowski postawił sobie zadanie niechlubne i niełatwe, bo jak odkłamać kreowaną przed lata idylliczną wizję przeszłości. Zaczynając od rodziny, a kończąc na narodzie ukazuje rzeczywistość może i nie piękną, ale zapewne bliższą prawdzie (autentyzm narracji podkreślają zdjęcia). Zerwanie z sarmacką dorodnością, odważną solidarnością i walecznością, w końcu wsią spokojną i wesołą, rodzinną doskonałością szlachecką to tylko niektóre aspekty, z którymi mierzy się autor. Obniżenie tonu nadaje całości wydźwięk co najmniej dwuznaczny, ni to masochistycznego odkrywania brudów przeszłości, ni to dążenia do walki o godność nieograniczoną zagłębianiem się w czyjeś życiorysy.
[1] A. Kaczorowski, Ballada o kapciach, Wołowiec 2012, s. 5.
[2] A. Kaczorowski, Ballada o kapciach, Wołowiec 2012, s. 40.