IDA
-
Miłka Malzahn jest autorką opowiadań o unikalnym, często nieco surrealistycznym charakterze. W swojej książce „Kosmos w Ritzu” zabiera nas w podróż przez w inny wymiar i czasoprzestrzeń, której nadaje cechy metaforycznej rzeczywistości. Ta niezbyt długa, ale bogata w treść książka, wciąga od pierwszych stron i staje się wymagającą lekturą, gdzie czytelnik musi stale kontrolować swoją percepcję. Ten świat jest pełen nieoczywistych postaci i spotkań. Znajdziecie się więc w centrum tajemniczych wydarzeń, łączących elementy codziennego życia z kosmosem.
Zacznijmy od głównego „bohatera”, a raczej miejsca, którym jest hotel Ritz. Podejrzewam, że wiele osób mogłoby być zaskoczonych faktem, że taki budynek naprawdę istniał w przedwojennej Polsce i to w Białymstoku, a nie w stolicy. Kilkadziesiąt, luksusowo wyposażonych pokoi, drewniane windy i reprezentacyjny wygląd obiektu czekało na gości w pobliżu pałacu Branickich. Hotel otwarto w 1913 roku i bywali tam zarówno ówcześni celebryci, jak Hanka Ordonówna, Stanisław Przybyszewski czy Pola Negri, jak i znani politycy, włącznie z Józefem Piłsudskim. To prawdziwy hotel, który istniał i niewątpliwie wzbudzał wiele emocji wśród lokalnych i nie tylko lokalnych mieszkańców Polski. Reprezentacyjny obiekt został w czasie I wojny światowej zamieniony w bazę dowództwa niemieckich wojsk, które wycofując się w 1944 roku podpaliły go, a reszty zniszczeń dokonały władze komunistyczne po wojnie.
Czyż więc taka historia nie może pobudzić wyobraźni i stać się punktem wyjściowym do stworzenia niesamowitej powieści? Według mnie tak i po przeczytaniu książki Miłki Malzahn, zauważam, że nawet potrafi poruszyć cały – lub pół kosmosu.
Czytamy więc opowieść o hotelu, który staje się miejscem spotkania nie tylko ludzi, ale również różnych światów, wymiarów i możliwości. Pozornie to tylko budynek, ale w tej historii staje się swoistym labiryntem pełnym tajemnic, gdzie czas i przestrzeń tracą swoje tradycyjne znaczenie. W Ritzu nic nie jest do końca przewidywalne, a odwiedzające go postacie na pewno nie można nazwać standardowymi.
Panowie Fronasz i Martyniec, detektywi wydają się jednymi z bardziej oczywistych i przewidywalnych. To ich przenikliwe umysły i doświadczenia zawodowe pozwalają nam obserwować to, co dzieje się za kulisami. W mojej pamięci na pewno na długo pozostanie Babcia Herc, jednak nie tylko ona jest tutaj kimś, kto przeczy utartym i znanym dotąd zasadom. Hotel Ritz, który wydaje się chwilami bardziej przestrzenią mentalną niż rzeczywistą, staje się miejscem, gdzie codzienne ludzkie doświadczenia przenikają się z kosmicznymi tajemnicami.
Autorka - Miłka Malzahn łączy lekkość formy z filozoficzną głębią przekazu. W „Kosmosie w Ritzu” znajdziecie więc poetyckie obrazy, jak i nietuzinkową narrację. Tutaj nie jest ważne to, co się dzieje, ale jak do tego dochodzi. Liczne niedopowiedzenia i symbolika stają ważniejsze od fabuły, bo liczą się ludzkie emocje. Nie jest to jednak książka dla każdego, zwłaszcza czytelnika oczekującego osadzonych w realiach wątków oraz klasycznej struktury tekstu i chronologii z wyraźnym zaznaczeniem początku i końca. Opowiadanie, podzielone na trzy części, wydaje się bowiem zmierzać w oczywistym kierunku, po to, by nagle zupełnie go zmienić i pozostawić czytelnika zaskoczonego pytaniami i wątpliwościami.