enlili
-
Myślałam, że po lekturze „Teleny’ego” nic mnie już nie zaskoczy, a tu proszę. Ale zacznijmy od początku!
Bjørn Rasmussen w powieści„Skóra jest elastyczną powłoką, która otacza całe ciało”oferuje intensywne i prowokujące doświadczenie literackie, które zdecydowanie nie jest skierowane do szerokiego grona odbiorców. Nagrodzona Europejską Nagrodą Literacką książka balansuje na granicy sztuki i transgresji, eksplorując tematykę homoseksualnej erotyki, autodestrukcji oraz mrocznych aspektów miłości. To powieść, która przełamuje tabu, szokuje, a jej brutalna szczerość z pewnością podzieli czytelników.
Rasmussen zabiera nas do duńskiej prowincji, gdzie młody Bjørn próbuje zrozumieć swoją tożsamość seksualną w otoczeniu braci i matki prowadzącej szkołę jazdy konnej. Wkrótce wchodzi w związek ze starszym instruktorem, co staje się punktem wyjścia do skomplikowanej relacji, w której miłość miesza się z przemocą, a erotyka przeradza się w brutalny, sadomasochistyczny akt. Ten wątek sam w sobie jest niezwykle trudny i wywołuje skrajne emocje – od współczucia po obrzydzenie. Autor bez zahamowań obnaża ciemne zakamarki ludzkiej psychiki, ale robi to w sposób, który dla wielu może okazać się zbyt gorszący.
Warto podkreślić, że „Skóra jest elastyczną powłoką…” to powieść wyjątkowo osobista. Rasmussen, poprzez swojego bohatera, stawia pytania o tożsamość, miłość i destrukcję, ale nie udziela prostych odpowiedzi. Zamiast tego zabiera czytelnika w labirynt własnych myśli i traum. Ta intymność, połączona z brutalnością erotycznych scen, tworzy mieszankę, która z jednej strony fascynuje, z drugiej budzi głęboki niepokój.
Zarazem struktura narracyjna może być odczytywana jako próba oddania chaotycznej, młodzieńczej psychiki, pełnej niepewności i wewnętrznych konfliktów. Fragmentaryczne wspomnienia, przeskoki czasowe i perspektywiczne rozchwiania sprawiają, że powieść jest momentami trudna do śledzenia. Chociaż takie podejście może stanowić o jej artystycznej wartości, to jednak sprawia, że odbiór – dla czytelników przyzwyczajonych do bardziej linearnych historii – staje się męczący. Ułożenie fabularnych puzzli wymaga cierpliwości, a niektórym czytelnikom może brakować satysfakcji z lektury, której finał nie przynosi jednoznacznych rozwiązań. To książka, która prowokuje, ale czasem zdaje się prowokować tylko dla samej prowokacji, co może pozostawić uczucie niedosytu.
Jednym z głównych atutów powieści jest jej eksperymentalna narracja. Rasmussen celowo rozmywa granice między rzeczywistością a fikcją, sprawiając, że czytelnik nieustannie balansuje między faktami a fantazją. Narrator, rozproszony i niepewny, przeskakuje gramatycznie z pierwszej do trzeciej osoby, nieraz zdaje się obserwować samego siebie z dystansu. To rozchwianie, zarówno w narracji, jak i w faktach dotyczących bohatera, potęguje poczucie chaosu, które towarzyszy czytaniu. Urywki zdarzeń i odczuć, które Rasmussen serwuje, nie zawsze składają się w spójną całość – co z jednej strony może fascynować, ale z drugiej frustrować.
Język książki jest skrajnie różnorodny – poetyckie opisy przeplatają się z wulgarnymi, dosadnymi scenami. To odważnagra słowem, która ma na celu zarówno uwieść, jak i zgorszyć. Rasmussen testuje granice cierpliwości czytelnika, sprawdzając, jak daleko może się posunąć, zanim ten odrzuci książkę. Taka mieszanka poetyckości i brutalności może być atrakcyjna dla czytelników lubiących literackie eksperymenty, ale dla innych – zbyt chaotyczna i odstręczająca.
Podsumowując:„Skóra jest elastyczną powłoką…”to książka, której nie można nazwać łatwą ani przyjemną w odbiorze. To dzieło wymagające, kontrowersyjne i nieprzewidywalne. Rasmussen bawi się czytelnikiem, wywołując u niego skrajne emocje, ale w tym całym zamęcie narracyjnym łatwo można zgubić wątek i sens opowieści. Dla osób otwartych na literackie wyzwania, niebojących się wyjścia poza konwencjonalne normy, ta powieść może być interesującym doświadczeniem. Jednak dla szerszej publiczności, jej transgresyjny charakter może okazać się zbyt trudny do przyswojenia.
Książka to intrygująca, ale dla części odbiorców z pewnością będzie ona niesatysfakcjonująca w swojej chaotycznej formie i ekstremalnych treściach.
Agnesto
-
Zacznę od końca. Wypluta przez książkę Bjorna Rasmussena, albo raczej wyrzucona z niego, choć autor z odwagą powiedziałby „wyrzygana”. Siedzę i przetrawiam myśli, jakie „Skóra...” we mnie wybudziła z czarnej czeluści duszy, choć określenie „nagryzmoliła zniesmaczenie” byłoby odpowiedniejsze. Układam w sobie ten literacki chaos, zlepek wszystkiego jednocześnie i niczego po. Niektóre fragmenty tej historii mają sens, niektóre lewitują gdzieś ponad powierzchnią tekstu, niektóre układają się w jakiś sens, ale wszystko jest nieskładną kulą interpretacji.
Ktoś powie, że „Skóra...” jest obleśna.
Tak, jest. Nie zaprzeczę, wprost przeciwnie – przytaknę zgodnie z prawdą.
Ktoś inny stwierdzi, że „Skóra...” jest na wskroś przesiąknięta psychologią.
Pewnie tak, jest, acz psychologią kogoś, kto jest chory, kto kumuluje urojenia, miesza sen z jawą i radość z depresją.
Ktoś inny powie, że „Skóra...” jest wstrętna i że nie powinna nigdy ukazać się drukiem. Że obrazą jest publikacja takiej treści i zachwalanie jej na obwolucie – choć ta nie ma zbyt wiele wspólnego z treścią sensu stricte. Nie sposób odseparować szpetności treści od własnych emocji, choć po skończeniu czytania, po kilku długich dniach, zaczynają ci się kształtować nikłe spostrzeżenia. Coś zlepiasz, coś zestawiasz, coś plastycznie przekształcasz, jak plastelinę słów.
Bjorn Rasmussen pisze o sobie.
Wkłada sukienkę mamy, spraną, prawie przeźroczystą.
Nikogo nie ma w domu, ma go tylko dla siebie. Dom jest pusty z nim w środku.
Chodzi w sukience z piętra na piętro i podziwia dom, jakby go pierwszy raz widział. Przesuwa opuszkami palców po zimnym granicie kuchni, po słoikach z dżemem w spiżarni, po argentyńskiej porcelanie w witrynce w jadalni. Porusza się powoli, kontempluje otoczenie, nasłuchuje. Bose stopy piszą drewnianą podłogę, krok po kroku. Potem perskie dywany w pokoju kominkowym. Przechadza się rozkoszując prawdą o sobie. To homoseksualista, to ktoś inny, dziwny, coś na wskroś depresyjnego ekshibicjonisty, który nie kontroluje swojej seksualności.
Ale sam, w życiu, jest przepełniony lękiem. Ślizga się po nieprzeniknionej, przerażającej membranie życia. Szuka miejsca dla siebie. Tnie się, choć „... Interesuje mnie śmierć przez utonięcie. Interesuje mnie każdy możliwy sposób, w jaki można umrzeć, ale w utonięciu jest coś, co wydaje mi się szczególnie wyszukane; powolność, ciche wnikanie wody”
Bjorn jest człowiekiem w poczwarce, z której nie umie się wydostać, czy wyfrunąć. Miesza sny z jawą, miesza zapachy, dni, ludzi. Jednocześnie manipuluje i histeryzuje, by zwrócić na siebie uwagę. Jest workiem bakterii, który pokrywa skóra.
„Wmawianie sobie, że jest się kimś, to dla człowieka dość wyczerpujące, nieprawdopodobnie morderczy projekt, próbować wyrzucić z siebie wszystko, czym się nie jest”.
O tym jest w delikatnym zarysie ta książka. Wiele w niej dziwactw, bełkotu, chaotycznych wpisów, które się ze sobą nie łączą i w żaden sposób nie współbrzmią. Jest o matce, o nim samym, o majakach, wyuzdanych snach, o cięciu siebie i seksie bliskim zwyrodnialcowi. Jest smród odbytów, wynaturzenie, zezwierzęcone pragnienia orgii, czy miłości, która akurat z miłością ma mało wspólnego.
Jednak „Skóra jest elastyczną powłoką, która otacza całe ciało” to też pamiętnik o samotności, o pragnieniu bliskości i ciepła. To próba zapełnienia życia, by stało się ono kompletne, spójne niemalże. To historia pragnienia bycia komuś potrzebnym, bez przymusu i bez obowiązku. To tęsknota za drugą osobą. Za kimś, kto rano nie ucieknie z ciepłej po nocy pościeli i nie zostawi po sobie jedynie spermy na prześcieradle.
Rasmussen odważnie nakreślił siebie, jako kogoś, kto ma zagracone wnętrze. „Skóra...” to konglomerat wszystkich gatunków literackich i odczuć. Niby współczujesz bohaterowi, niby go przekreślasz i odsuwasz, czasem odwracasz się od niego z obrzydzeniem. Jednak Bjorn z powieści to bezradny człowiek, któremu się w życiu nie układa. Tkwi na dnie czegoś, czego nie potrafi nazwać i nie widzi dla siebie ratunku. Jest, bo jest on, ktoś obok, obcy w którym od razu pokłada miłość i oddanie. Wedel zasady ja cały dla ciebie, od razu.
Bjorn Rasmussen balansuje na cienkiej strunie, jaka odgradza miłość od dewiacji, miłość od samotności, czy choćby od tego, co tu, a kiedyś. To książka, która jest niesmaczna, trudna, obleśna.