E.A.W.
-
Są w naszej literaturze i popkulturze postacie-legendy. Postacie-symbole. Postacie literackie, które już wielokrotnie były odtwarzane przez przemysł filmowy - i jako filmy pełnometrażowe i jako seriale. Postacie, które co jakiś czas do nas wracają w „odświeżonej” wersji, które zna każdy bez względu na wiek. I wciąż łapią nas za serce.
Sherlock Holmes. Chyba nie ma na świecie osoby, która nie zna tego sławnego londyńskiego detektywa, który wraz z przyjacielem - doktorem Watsonem rozwiązuje najbardziej zagmatwane sprawy.
Niedawno miałam okazję czytać jedną z historii o Arsene Lupin - francuskim odpowiedniku Sherlocka Holmesa i miałam pewien zarzut do tamtej lektury. W moim odczuciu bardzo źle się zestarzała narracja w książce o Lupin. Sam charakter i sposób wypowiedzi francuskiego genialnego złodzieja były ciężkie, momentami wręcz „niestrawne”. Nie mogę tego samego powiedzieć o Sherlocku. Świetnie zestarzał się ten tekst, nadal jest interesujący, ciekawy, nadal wciąga. Język jest jasny, przejrzysty, pozbawiony zbędnych „ozdobników”. A sam Sherlock jest bystry, dowcipny i przenikliwy.
W „Dolinie Trwogi” mamy de facto dwie historie - jedna związana z dochodzeniem w sprawie morderstwa Johna Douglasa w Sussex. Morderstwa przeprowadzonego w zamkniętym domu otoczonym fosą, w którym znajdujemy kilka osób z motywami. Morderstwa, które poprzedzone zostaje tajemniczą notatką dostarczoną prosto do Sherlocka Holmesa na Baker Street 21. I druga dotyczącą już bezpośrednio „Doliny Trwogi” - przedstawiająca realia ludzi żyjących na prowincji w XIX i XX wieku w USA. Czasy, w których małe miasteczka terroryzowały mafie, a porządek dopiero się kształtował. Smutny obraz świata, w którym ludzie szukali szansy na spełnienie marzeń, a dostali jedynie strach i obawę o własne życie. I wybór, który opierał się na zasadzie: jesteś z nami czy przeciwko nam? Obie historie są świetnie poprowadzone, nie nużą ani przez chwilę. A teraz na moment zatrzymajmy się nad faktem, że Arthur Conan Doyle pisał tę opowieść 1915 roku! Nie można ująć mu wnikliwości, wiedzy i zaangażowania w sprawy społeczne - bo któż inny pisał w tamtym czasie o Masonerii? Kto inny pokusiłby się o tak szczegółową i obszerną analizę stanu społeczeństwa? Warto tutaj zaznaczyć, że oryginalnie ta powieść ukazywała się drukiem na łamach miesięcznika w odcinkach.
Nie oszukujmy się Arthur Conan Doyle to marka sama w sobie i to klasyka angielskiego kryminału (jak i kryminału ogólnoświatowego), którą każdy powinien znać. Jest coś niesamowicie satysfakcjonującego w towarzyszeniu Sherlockowi Holmesowi w rozwiązywaniu sprawy. Jego skrupulatne podejście, dyskretne i umiejętne przepytywanie ludzi. Szacunek wobec oficerów policji i szczera chęć pomocy im. To wszystko składa się na obraz człowieka o ogromnej inteligencji i ogłady. Człowieka, który czasem na chwilę znika - niewiadomo gdzie i niewiadomo z kim - po czym pojawia się z gotowym wyjaśnieniem całej sprawy. Oczywiście nie zapominajmy w tym wszystkim o dzielnym Watsonie, bez którego żadna z tych historii nie ujrzałaby światła dziennego. Ten nasz dobroduszny doktor, który jest opoką, hakiem rzeczywistości dla Holmesa, również potrafi nas zaskoczyć wnikliwą analizą sytuacji.
Nie jestem fanką kryminałów, ale jest w Sherlocku Holmesie coś, co sprawia, że z radością do niego wracam. Może to jego ekscentryczne zachowanie, może światły umysł? A może po prostu przyciąga mnie pewność, że będę się dobrze bawić, że spędzę miło czas przy Baker Street 21. I nawet już nie jest ważne, czy w moich myślach Sherlock to Robert Downey Jr. czy Benedict Cumberbatch - najważniejsza jest zagadka i droga do jej rozwiązania.