Wanda Rajska
-
Inga Iwasiów to polska krytyczna literacka, literaturoznawczymi, poetka i prozaiczka, profesorka nauk humanistycznych, aktywistka. Jest nauczycielką akademicką zawodowo związaną z Uniwersytetem Szczecińskim, na którym wykłada od trzydziestu lat. Zdobyła liczne nagrody literackie za swoją twórczość. Niniejsza pozycja, jak sama opowiada, narodziła się ze spontanicznych notatek zapisywanych w czasie podróży służbowych na karteluszkach, biletach i marginesach dokumentów oraz ze zdjęć robionych prostym aparatem, a potem już telefonem. A ponieważ podróży tych było bardzo, bardzo dużo (jak liczy Iwasiów – okrążyłaby już Ziemię co najmniej sześć razy), to powstał naprawdę bogaty zbiór.
W swoje liczne podróże Inga Iwasiów zabiera nas ze sobą. Jesteśmy z nią w kolejnych miastach, w kolejnych hotelach, a za ich oknami jawi się nam to samo, co i autorce. Może to być zatem mroźna zima w Wilnie i szybko ginące ślady proradzieckiego świata. Lub wyjątkowo upalna Florencja w środku lata. Leniwe przedpołudnie w Rzymie i stopy zdarte od zachłannego zwiedzania miasta. Ryga nieoczekiwanie podobna do Zurrichu. Wczesna wiosna w norweskim Lillahammer. Obok wielkich stolic, takie perełki jak Tarnowo koło Łobza, Ramin czy Pleszew. Głównie Polska, ale i Paryż, Berlin czy Haga. Głównie Europa, ale i Vancouver. Do tego wielka różnorodność hotelowych wnętrz. Czasem luksusowe, wielkie pokoje, innym razem mikroskopijne klatki bez okna.
Cel podróży nie jest tu ważny, czasem wypływa jakby przy okazji, zdawkowo. Ważny jest tylko ten rzut oka, to przysłowiowe mental picture zapisane w świadomości. Jak gdyby Iwasiów robiła swoje zdjęcia nie tylko aparatem, ale i szybkim spojrzeniem, a potem tak samo ulotnie, skrótowo – słowem. Czasem pojawi się jakiś człowiek, ale istnieje też zaledwie przez mgnienie oka. Nie znajdziemy tu zatem dłuższej opowieści, ciągu zdarzeń i rozwlekłych przemyśleń. Mamy zdjęcie, a do niego w komplecie zbiór wrażeń wynikających głównie z prostego, ale bardzo zaciekawionego i wnikliwego patrzenia. Z wrażeń tych wyrastają z kolei przeróżne skojarzenia, wyciągane z pamięci obrazy czy preteksty do snucia fantazji na określony temat. Styl jest adekwatny do treści – proste, krótko cięte zdania czy nawet równoważniki zdań. Szybkie przeskoki od myśli do myśli, od jednego obrazu do kolejnego, nie pozostawiając żadnemu zbyt dużo miejsca i czasu. I za ułamek chwili już jesteśmy w nowym miejscu i wyglądamy przez inne okno.
Doceniam pomysł na książkę, to naprawdę ciekawy koncept. A jednak ta pośpieszna podróż literacka dość szybko mnie zmęczyła. Obrazy nakładały się na siebie i kolejne przeczytane fragmenty szybko wypierały te poprzednie, nie zagrzewając na dłużej miejsca w mojej pamięci. Wrażenia, wrażenia – kolejne budynki, pokoje, ulice, dużo o pogodzie, rwane zdania, zdawkowe informacje. Ogólnie, jak dla mnie, wszystko mocno powierzchowne. Przypuszczam, że może tak właśnie miało być, ponieważ po kilkudziesięciu stronach ja sama czułam się jak w podróży służbowej – pośpiech, brak czasu na głębsze spojrzenie i spokojną refleksję, za to wyraźnie odczuwane wyczerpanie. Nie dałam rady czytać „ciurkiem”, tak jak robię to najczęściej. Potrzebowałam wielu przerw, trawiłam kolejne rozdziały powoli i krótkimi etapami. Nie do końca zrozumiałam, jaki jest cel tej pozycji lub zwyczajnie mi on umknął. Mam nadzieję, że inni czytelnicy łatwiej go odnajdą.
Kontynent Literatury
-
Lubicie podróżować? Bo ja lubię, chociaż ostatnio raczej rzadko gdzieś wyjeżdżam, ale doskonale znam odczucia towarzyszące podróżom. Gdy wyjeżdżam, najbardziej cenię sobie doświadczanie wszystkimi zmysłami. Patrzę, słucham, dotykam, wącham, staram się chłonąć atmosferę miejsca. To mój ulubiony sposób poznawanie miejsc, ludzi i czasoprzestrzeni. Inga Iwasiów to autorka, z którą miałam styczność około dziesięciu lat wstecz, czytałam wówczas jej dwie książki, a mianowicie „W powietrzu”, a także „Smaki i dotyki”. Pamiętam, że bardzo mi się obie książki podobały, że były przepełnione kobiecością, taką ciepłą i zarazem inteligentną. Potem, obserwując autorkę przez lata, tu i tam, miałam wrażenie, że pani Inga Iwasiów staje się coraz większą feministką, a właściwie coraz bardziej walczącą feministką. Jak to na mnie wpływało? Raczej niekoniecznie pozytywnie, ponieważ wojujący feminizm jest odwrotnością bycia produktem współczesnych czasów, a żadna skrajność nie jest dobra. Przynajmniej dla mnie.
I tak teraz trafiłam na książkę „Widok z okna w podróży służbowej” tejże autorki. W wyniku wcześniejszych doświadczeń i obserwacji, do tej książki podeszłam ze sporą rezerwą, bo kompletnie nie wiedziałam czego się spodziewać po tak długiej przerwie w lekturze twórczości pani Iwasiów. I cóż, dostałam do ręki książkę zupełnie niefeministyczną, a zwyczajną, ludzką i to bardzo mi się podobało.
W „Widoku z okna w podróży służbowej” mamy dziewięćdziesiąt trzy impresje na temat podróży służbowych. Zastanawiam się, czy to bardziej są impresje czy też raczej spostrzeżenia, refleksje albo wnioski z podróży w różne miejsca. Są to bardzo krótkie utwory, w różne miejsca, w większości w Polsce, ale mamy też tutaj kilka miejsc poza granicami naszego kraju. Do każdego rozdziału, każdego widoku mamy też zdjęcie tegoż. Niby te fotografie są różne, ale każda do siebie podobna. Czyżby widoki z okien miały ze sobą tyle wspólnego, a my tego po prostu nie zauważamy? A może po prostu na co dzień nie mamy tylu różnych widoków. Z reguły będąc w jakimś miejscu zamieszkanym mamy widoki miejskie lub wiejskie, ale same w sobie są do siebie podobne. Ale czy te podróże są takie same? Zazwyczaj nie. Z reguły każda jest inna, odrębna, każda wyzwala inne wspomnienia, refleksje, smaki i zapachy, a także przywołuje zupełnie różne skojarzenia. Iwasiów w swojej książce jest raczej oszczędna w ujawnianiu swoich emocji wprost.
Opisuje w tych króciutkich tekstach swoje spostrzeżenia dotyczące zewnętrza, zauważa przykładowo, że w Kołobrzegu w recepcji pani poinformowała ją o tym, że parking po jednej stronie jest bezpłatny, no chyba, że byłaby to sobota, to wszędzie, bo w sobotę parkingi w Kołobrzegu są bezpłatne. Albo na przykład Paryż, że był hotel obskurny, że wąskie schody czy mikroskopijna łazienka, a „francuska niby-pościel”, to„kawałek burej szmaty w towarzystwie prześcieradła”. Czy mi się to podobało? No niezupełnie. I cała książka złożona jest z takich właśnie opisów i trochę w to włożonych jest osobistych wrażeń autorki. Każda podróż jest opisana wyjątkowo krótko, jak taki flesz i połączona ze zdjęciem. Nie bardzo wiem, jak do tego podejść, jak to interpretować i nie bardzo też rozumiem, jakie było zamierzenie tej książki. Ogólny wydźwięk nie wydał mi się zbyt pozytywny, raczej narzekający.
Podsumowując – „Widok z okna w podróży służbowej” jest dla mnie książką, którą spokojnie mogłabym ominąć. Osobiście nie odnalazłam w niej niczego, co przyciągało by moją uwagę, co byłoby interesujące dla czytelnika, ani żeby cokolwiek wniosła w moje życie. Zastanawiam się jaki był cel jej wydania. Być może po jakimś czasie go odkryję, albo o nim przeczytam, a może ktoś mi podpowie. Na razie pozostaję w kropce, z poczuciem rozczarowania, bo do tej pory moje doświadczenia w twórczością Ingi Iwasiów były bardzo pozytywne.