Doris
-
O latach dwudziestych w Paryżu zwykło się mówić „szalone lata”. Wszystko tam było intensywne – emancypacja obyczajowa, rozwój sztuki wszelakiej, spontaniczna zabawa, kobieca niezależność, przekraczanie granic w wizji artystycznej i w życiu. Echa tego entuzjastycznego klimatu, zanurzonego w oparach papierosowego dymu i dźwiękach muzyki, płynącej z licznych kabaretów i domów uciech, wybrzmiewają dość głośno na kartach wciągającej biografii kobiety niezwykłej – kiedyś muzy i ikony paryskiej bohemy, dziś niemal zupełnie zapomnianej, Kiki de Montparnasse czyli Alice Ernestine Prin.
Nie ma się co dziwić, że to miasto „pokochała od chwili, gdy wyszła z dworca Gare de I`Est wprost w symfonię gwizdów, dźwięków i stukających kopyt”, ona, dziewczynka wychowana na prowincji, w gromadce podobnych do niej, nie znających swoich ojców kuzynów.
Historia Kiki to także fragment historii legendarnej paryskiej dzielnicy Montparnasse, z którą na zawsze złączyły się nazwiska największych malarzy Francji: Picassa, Braque`a, Matisse`a, ale też pisarzy, jak Hugo, Balzac, Chateaubriand, a później pomieszkujący tam Hemingway czy Scott- Fitzgerald. Nie pomińmy przypadkiem genialnego fotografa Man Raya, gdyż to z nim spędzi dekadę swojego barwnego życia nasza Kiki.
Świetnie czyta się zgrabnie złożone zdania, które potrafią nie tylko bezbłędnie oddać ówczesną gwarną, wszechświatową, swobodną atmosferę tej specyficznej dzielnicy, ale też z werwą opowiadają jej dzieje, przemiany, ewoluowanie od robotniczej do artystycznej, a co za tym idzie także ekscentrycznej i „niegrzecznej” części Paryża. Nikomu nie przeszkadza tutejszy bałagan, a nawet wręcz brzydota i zaniedbanie, pokrywa je swoją nonszalancją wolność, szeroka tolerancja na wszelką odmienność, dziwactwo czy nawet dewiację. W tym miejscu wolno dużo więcej niż gdzie indziej, jakoś oko władzy dziwnie często się przymyka, słuch tępi, a poczucie burżuazyjnej przyzwoitości zwija w senny kłębek.
Właśnie na Montparnassie przyszło Kiki wykuć swoją własną legendę, przyłożyć ekslibris Alice Prin. Z kolei zaś i ją ukształtowało owo miejsce, pozwoliło jej dojrzeć, określić się, a, co ważne – nie zginąć marnie, na co z początku poważnie się zanosiło. W owej XIV Dzielnicy znalazły się enklawy gotowe przytulić samotnego, bezdomnego wędrowca, jakim niewątpliwie w pewnym okresie swego życia była Kiki, ludzie od których biło ciepło i zrozumienie, jak Papa Libion, właściciel Rotonde, którą Kiki później niejeden raz wspominała z wdzięcznością: „Gdy przychodziłeś do Rotonde, to tak, jakbyś wracał do domu (…) Byłeś tam wśród swoich.”
Utrillo, Kisling, Mędrzecki, Soutine, Modigliani… jednak to Amerykanin, Man Ray, był jej przeznaczony, co oboje pojęli już w dniu poznania. Od tej pory Paryż i tych dwoje stają się dla nas jednością, cała zaś reszta pejzażu i towarzystwa służy za tło ich historii – misterium, artystyczno-miłosnemu spleceniu ciał i dusz pod błękitnym paryskim niebem. Oboje nietuzinkowi i utalentowani, zdecydowani samodzielnie kształtować swój los po świadomym zerwaniu z rodzinnym domem, byli dla siebie inspiracją i zwierciadłem.
Tym, co bardzo cenię w tej biografii, jest rzetelna wiedza, operowanie nazwiskami, nazwami własnymi, fragmentami obrazów z życia bohemy, wprowadzenie nas na Wystawę Światową i inne ówczesne wydarzenia kulturalne, a jednocześnie uczynienie z tych faktów, rzeczowych informacji, kalendarium zdarzeń – wspaniałej, pełnej anegdot, toczącej się wartko opowieści, w której wręcz możemy poczuć zapach paryskiej ulicy świeżo po deszczu. Nietrudno też wyobrazić sobie nam żółty poblask zapalanych wieczorem latarni, w świetle których spaceruje nasza Kiki pod rękę z Man Rayem, w rytm akordeonowych dźwięków niosących się Sekwaną.
Na myśl przychodzi mi rzecz jasna „O północy w Paryżu” Woody`ego Allena, jeden z moich ulubionych filmów właśnie ze względu na urok i atmosferę. Książka w ów klimat idealnie się wpisuje, ukazując artystów, których życie, całkowicie oddane sztuce, nie było wcale takie łatwe. Brakowało im niemal wszystkiego poza weną i fantazją, na co dzień borykali się z bardzo przyziemnymi trudnościami, co jednak nie było w stanie pozbawić ich entuzjazmu i radości tworzenia. Ówczesny Paryż to także silne, zdeterminowane kobiety, nie tylko muzy i kochanki, piękne ornamenty i obiekty westchnień, ale osoby twórcze, utalentowane, znoszące z podniesioną głową, podobnie jak reszta artystów, niepowodzenia, biedę i niepewność jutra. Autor doskonale to pokazał na przykładzie Alice vel Kiki, która pozostawiła nam niemały, artystyczny dorobek i charyzmatyczną osobowością wywarła wpływ na wielu wielkich swoich czasów.
Biografia Kiki jest wielobarwnym freskiem, ukazującym świat już miniony, kolorowy, nieprzewidujący ani przez chwilę nadciągającego wojennego armageddonu, oddychający sztuką i wolnością. Świat, o jakim chce się czytać i do jakiego chciałoby się choć na chwilę wniknąć, chwytając za rękę Owena Wilsona, by wraz z nim przestąpić próg czarodziejskiego portalu.