Michał Lipka
-
Houellebecq i porno. Houellebecq i islamofobia. Houellebecq, po prostu Houellebecq. Jeden z czołowych enfant terrible literackiego świata, postać kontrowersyjna i… No co tu dużo gadać, opinię ma jaką ma, a powtarzanie tych utartych frazesów mija się z celem, bo wystarczy przeczytać o czym jest ta książka i wszystko staje się jasne. Nie powieść to, nie opowiadanie, właściwie esej ledwie, nie jakoś szczególnie rozległy, ale jednak esej bliższy jakiemuś prywatnemu wynurzeniu, niż czemukolwiek innemu. Forma prosta, acz skuteczna. I przyjemna w odbiorze, choć bynajmniej nie dla wszystkich, bo tematyka i sposób, w jaki pisarz do niej podchodzi sprawiają, że co wrażliwszym czytelnikom jednak ciężko będzie brnąć przez błoto i brud, jaki wylewa im pod nogi Houellebecq.
Książka traktuje o wydarzeniach, jakie w życiu pisarza rozegrały się między październikiem 2022 a marcem 2023 roku. Czyli świeżynka. A co w tym czasie się u niego wydarzyło? A choćby posądzenie o islamofobię – nie ze strony jakichś przywódców religijnych czy kogoś w tym stylu, jak sam zauważa, a całej reszty – no i wzięcie udziału w filmie porno. Z tym filmem to w ogóle pokręcona sprawa, bo niby z jego udziałem, ale bez jego wiedzy i… No i to już trzeba odkryć samemu.
To w sumie tylko sto stron czytania, a… No specyficzne to czytanie, bo i Houellebecq do typowych nie należy. To, co interesuje to, jak sam przekonuje, szczerość, żeby jakoś to wszystko przetrawić, poradzić sobie z tym, co przeżył – ogólnie „Kilka miesięcy mojego życia” to wyrzucenie z siebie tego, co leży mu na wątrobie, często wraz z całą, typową dla niego żółcią, ale i sesja autoterapii. I ta sesja to nie tak, że na kozetce autor „Cząstek elementarnych” mówi co trzeba i co powinien, a to co chce.
I to, co chce, obraca się wokół dwóch głównych tematów, które pozornie są od siebie daleko, ale okazuje się, że jednak łączy je wiele. Z jednej strony mamy rzekomą islamofobię – powieść uznaną za przejaw niechęci do przedstawicieli religii muzułmańskiej, ale i same wypowiedzi autora, które do takiego, a nie innego jego postrzegania się przyczyniły. Z drugiej ten jego udział w filmie porno, a co za tym idzie sporo dywagacji na temat seksu w ogóle – w tym też na tematy takie, jak groupies. Co je łączy? Poza dość ostrym podejście (ale o tym niżej)? A no głupota autora, której sam nie ukrywa i nazywa po imieniu. Wszystko, co go spotkało, spotkało z gigantycznego ego i swoistego samouwielbienia, napędzającego jego działania, nad którymi powinien się zastanowić. Czy to udzielając wywiadu plótł trzy po trzy, byle coś mówić, czy wziął udział w realizacji filmu, której w sumie nawet nie pamięta, wszystko to wynika z absolutnego braku myślenia. Bo może i Houellebecq jest przenikliwym i inteligentnym twórcą, ale jako człowiek to zwyczajny głupiec i gość, którego lubić się nie da. Co tej jego inteligencji mimo wszystko wcale nie umniejsza.
I właśnie taki obraz płynie z tej książki. Obraz człowieka pełnego goryczy, narcyzmu, ale i inteligencji. Umiłowania do kontrowersji i brudu, który piszą o ludziach, nazywa ich Gęsiami i Karaluchami, ale który jednocześnie umie przyznać się do błędów i dokonać jakiejś autorefleksji. Ot gościa rozdartego, pełnego sprzeczności, odpychającego, ale fascynującego. I potrafiącego świetnie pisać. A przy okazji tego jego portretu wyłania się z książki / eseju obraz świata, obraz ludzi, otoczenia, branży – niejednej zresztą – i czasów. Rzecz to nie dla każdego, ale jednak uwago warta.