Beata Szwajdych
-
Rafał, główny bohater książki "Brak sygnału", ma dokładnie tyle samo lat, ile jej autor w momencie napisania swojego debiutanckiego utworu literackiego. Czyli nie mniej, nie więcej jak jedenaście. Tak, to nie jest pomyłka! Witold Stefanowicz urodził się w 2010 roku, a rynek czytelniczy już zdążył wzbogacić się o jego pierwsze dzieło. Jestem niesamowicie urzeczona talentem i determinacją tego młodego człowieka, który tak wcześnie zrealizował marzenie niejednej dorosłej osoby. Już na tym etapie składam wielkie gratulacje!
Powróćmy jednak do wspomnianego Rafała, kluczowej postaci w książce. Chłopak ten leci samolotem wraz z rodziną - mamą, tatą, siostrą Martą i bratem Maksem - na wakacje do Stanów Zjednoczonych. Samolot nagle ulega awarii i pilot decyduje o lądowaniu na pustkowiu. Po pełnym emocji posadzeniu samolotu, wszyscy łapią oddech ulgi, że udało im się ujść z życiem z tej bardzo niebezpiecznej sytuacji. Jak się okazuje, do celu podróży nie zostało tak wiele, a niezamieszkane tereny najsłynniejszej drogi w USA, Route 66, gdzie wylądowali, jednak nie są tak opuszczone jak mniemano. Rozbitkowie trafiają pod opiekę mieszkańców małego miasteczka, które lata temu zostało usunięte z map i oficjalnie wykreślone z państwowych rejestrów. Stało się tak za sprawą zbudowania alternatywnej, dużo wygodniejszej drogi. Choć mieszkańcy od tamtej pory są uznawani za przypadkowych podróżnych, a nie prawowitych obywateli miasta, to dalej tętni tutaj życie. Wiele budynków, firm i atrakcji podupadło, a niszczejące budowle skrywają wiele ciekawych tajemnic. Nasz młody bohater poznaje grono okolicznych dzieciaków i rozpoczynają się wspólne harce. Jakie to przygody czekają na tę postać? Aby poznać odpowiedź na to pytanie, zachęcam Was do sięgnięcia po tę króciutką, ale jakże treściwą książeczkę.
Fabuła rozwija się niesamowicie szybko, a wydarzenia kolejno po sobie następujące tworzą spójną całość i z pewnością nie pozwolą się nudzić małoletnim Czytelnikom. Bardzo ciekawa akcja już od pierwszych stron powoduje szalony zawrót głowy. Ta niepozorna książka w swoisty sposób niesie ze sobą też i pewne mądrości. Mianowicie w moim odbiorze pokazuje jak można doceniać zalety aktywnego wypoczynku, zamiast biernego siedzenia przy hotelowym basenie z telefonem czy tabletem w dłoniach. Nie tylko w czasie wakacji, ale też i na co dzień. Kiedy byłam w trakcie lektury, to zdarzyło się kilka chwil, gdy w moim oku zakręciła się łezka nostalgii. Dzięki książce można sobie przypomnieć uroki dzieciństwa i zauważyć, w jak bogatą fantazję jest wyposażony człowiek u progu życia.
Nie ma co ukrywać, że nie jest to lektura przeznaczona dla dorosłego Czytelnika. Książka napisana przez nastolatka znajdzie uznanie głównie wśród jego rówieśników. Autor w "Braku sygnału" posługuje się prostym słownictwem, ale adekwatnym do swojego wieku, a jednocześnie niezwykle urozmaiconym. Przypuszczam, że właśnie w związku z jeszcze stosunkowo niewielkim doświadczeniem młodego pisarza, w tekście można znaleźć drobne mankamenty stylistyczne i językowe. W żaden sposób nie wpływają one na odbiór lektury o szalonych wakacjach Rafała.
Uważam, że Pan Witold Stefanowicz jeszcze nie jeden raz nas zaskoczy i pokładam wiarę w to, iż w miarę kolejnych lat jego warsztat pisarski będzie coraz bardziej się rozbudowywać. Przecież większość osób w tym wieku nie myśli o pisaniu książek, a raczej zajmuje się ważnymi i błahymi sprawami dzieciństwa. Dlatego tym bardziej jestem zachwycona tą publikacją, biję głośno brawa i kibicuję kolejnym powieściom!
Joanna Kidawa
-
Wyobraź sobie, że lecąc samolotem do Stanów Zjednoczonych nieoczekiwanie lądujesz awaryjnie pośrodku prerii w okolicach opuszczonego i zapomnianego przez wszystkich miasteczka. Tam właśnie grupa Polaków próbuje zorganizować sobie codzienne życie szukając wyjścia z trudnej sytuacji. A to wszystko widziane oczami dziecka… Chodź, dzisiaj wraz z Witoldem Stefanowiczem zapraszam Cię do opuszczonej krainy…
KIM JEST AUTOR?
Zanim jednak udamy się do Stanów Zjednoczonych, pozwól, że przedstawię Ci autora książki „Brak sygnału”. Witold Stefanowicz to młodziutki kilkunastoletni chłopak, który napisał książkę w wieku zaledwie 11 lat. Na co dzień autor mieszka w Olsztynie, gdzie uczy się w szkole podstawowej. Fascynuje go historia, motoryzacja oraz lotnictwo. Uwielbia również powieści Edmunda Niziurskiego oraz sport, taki jak narciarstwo.
BRAK SYGNAŁU
Po krótkim przedstawieniu autora nadszedł czas na podróż do Stanów Zjednoczonych. Głównym bohaterem książki „Brak sygnału”, a zarazem narratorem powieści, jest 11-letni Rafał. Wraz ze swoją 14-letnią siostrą Martą, malutkim braciszkiem oraz rodzicami wyruszyli samolotem na wakacje do Stanów Zjednoczonych. Jednak, gdy już prawie dolecieli do celu, samolot awaryjnie musi lądować w środku prerii. Wraz z grupą polskich turystów trafili do zapomnianego przez ludzi miasteczka, które znajduje się przy opuszczonej słynnej drodze nr 66. W tym miejscu nawet brakuje zasięgu telefonicznego.
Grupa rozbitków, z pomocą nielicznych mieszkańców, próbuje przetrwać w oczekiwaniu na pomoc. Miejscowi ludzie udostępnili część swoich niewielkich domków.
Rafał zaprzyjaźnia się z mieszkańcem miasteczka Jackiem oraz chłopcem, który również był na pokładzie samolotu – Piotrkiem. Natomiast siostra Marta spędza czas z dziewczynkami, również w mieszanym towarzystwie.
Dziewczynki spotykają się w opuszczonym busie. Mówią, że czytają razem książki, ale czy na pewno? Rafał podejrzewa, że coś kombinują. Wraz z kolegami postanawiają je śledzić. Co wytropią mali odkrywcy?
Dodatkowo, nasi młodzi bohaterowie natrafiają na opuszczoną kopalnię. Czy dowiedzą się, jakie tajemnice w sobie skrywa? Co wydobywano w tym miejscu?
W międzyczasie chłopcy pomagają wraz z rodzicami w polu przy żniwach, a nawet uczą się jeździć konno. Stopniowo wtapiają się w codzienne, niespieszne życie w amerykańskim miasteczku. Pewnego dnia jeden z mieszkańców postanawia wyruszyć w poszukiwaniu pomocy dla rozbitków. Jak zakończy się amerykańska przygoda? Czy rozbitkom uda się powrócić do domów w Polsce? Jeśli zaciekawiło Cię którekolwiek z pytań, zapraszam serdecznie do przeczytania powieści „Brak sygnału”.
NA ZAKOŃCZENIE SŁÓW KILKA
Powiem Ci, że jestem pozytywnie zaskoczona książką „Brak sygnału”. Opowieść o nastolatkach jest raczej kierowana do młodszego czytelnika, a pomimo to przeczytałam ją z wielką przyjemnością. Lektura tej niewielkiej objętościowo, bo liczącej mniej więcej 100 stron książki zajmuje dosłownie jedno popołudnie.
Co mnie urzekło w powieści? W sumie to najbardziej to, że napisał ją zaledwie 11-letni chłopiec. Z ciekawością dziecka podążałam za Rafałem i jego kolegami tropiącymi o kilka lat starsze dziewczynki. Krótkie rozdziały kończą się w takim momencie, że nie sposób jest odłożyć książkę na półkę. Dodatkowo słownictwo jest tak dobrane, że naprawdę ciężko się domyślić kim jest autor.
Wielki szacunek dla młodziutkiego Witolda Stefanowicza. A ze swojej strony – polecam gorąco zabrać książkę w plener i zatopić się w lekturze. Cieniutka powieść zmieści się w każdej torebce czy plecaku. A przyjemnie spędzony czas – gwarantowany. Jednym słowem – polecam gorąco.
Pani M.
-
Do napisania tej recenzji zabierałam się kilka razy. Pozwólcie, że rozbiję ją na dwie części – uwagi z perspektywy czytelnika i redaktorskie przemyślenia. Z racji mojego zawodu nasunęło mi się kilka przemyśleń w trakcie lektury.
Ta książka to wspomnienia czternastoletniego obecnie Rafała, który 3 lata wcześniej wyruszył wraz z rodziną do USA. Dochodzi jednak do katastrofy lotniczej, w wyniku której chłopiec wraz z innymi pasażerami trafia do zapomnianego miasteczka przy opuszczonej Drodze 66. Nie ma kontaktu z innymi, więc nie wiadomo, czy ktoś ich odnajdzie. Pojawia się tutaj także wątek tajemniczej starej kopalni, ale na jej temat nic nie będę mówić, jeśli was zaintrygowała, odsyłam do lektury.
Autor tej książki napisał ją w wieku 11 lat. I to widać, ale żebyśmy się dobrze zrozumieli, nie jest to zarzut z mojej strony. Już po pierwszych zdaniach można wyczuć, że autor jest młodziutki i dopiero zaczyna szlifować swój warsztat. Jak wspomniałam wcześniej, tę opowieść snuje przed nami narrator, który ma 14 lat. No i tu zaczynają się schody, bo miałam wrażenie, że Rafał jest młodszy, niż pierwsze zdanie w książce nam na to wskazuje. Trudno jest wczuć się w skórę kogoś, kto jest od nas starszy, więc nie mam tutaj do autora pretensji.
Myślę, że ta książka może przypaść do gustu czytelnikom w wieku 11-13 lat. Dużo się tutaj dzieje, postacie są skonstruowane w prostu sposób, ale odpowiedni dla takiej grupy odbiorców. Może nawet będą w stanie nawiązać więź z bohaterami. Ja miałam wrażenie, że czytam wypracowanie ucznia, który ma lekkie pióro, nie porwała mnie ta historia, ale ja nie jestem jej odbiorcą docelowym, wyrosłam już z takich historii. Sięgnęłam po nią bardziej z ciekawości. Nie dłużyła mi się, ale raczej niedługo o niej zapomnę.
Teraz kilka słów z perspektywy redaktora. Praca z młodym autorem to nie lada wyzwanie. Dorosły redaktor może nieco przegiąć, jeśli chodzi o poprawianie zdań. Po redakcji mogą być zbyt „dorosłe”, tak jakby za autora napisali je rodzice. W tym przypadku interwencja była raczej znikoma. I o ile nie widzę nic złego w tym, żeby zostawić proste zdania, o tyle mam już ogromny problem w przypadku imiesłowów. Są tutaj używane w nieodpowiedni sposób i jako redaktor zwróciłabym uwagę, że w tym miejscu konieczna jest redakcja. 11-letni autor niekoniecznie musi wiedzieć, jak prawidłowo używać imiesłowów i nie ma co mieć do niego o to pretensji. Jestem ciekawa, czy redakcja wychwyciła te błędy i skonsultowała je z autorem. Podobnie jest z formą biernika „tą” - również jest używana niepoprawnie. Nauczyciele języka polskiego w szkole zwracają na to uwagę, dzięki czemu uczniowie na swoich błędach uczą się poprawnej polszczyzny. Według mnie również w przypadku książki powinno robić się podobnie. Może i się czepiam, może i to zboczenie zawodowe, ale takie jest moje zdanie. Nie ingerujmy w styl młodych autorów, ale zwracajmy im uwagę na błędy, jakie popełniają. Zostawianie ich w druku nie jest zbyt dobrym pomysłem, bo utrwala się używanie niepoprawnych form.
To niezła książka dla młodszych czytelników. Raczej nie powinni się przy niej nudzić. I chociaż miałam do niej uwagi z perspektywy redaktora, nie żałuję, że po nią sięgnęłam.
O Książkach I Nie Tylko
-
Bardzo lubię sięgać po książki debiutantów, ponieważ daje mi to takie pole do tego, by sprawdzić, czy dany autor przypadnie mi do gustu swoim piórem oraz daje ogromną możliwość odkrycia kolejnej książkowej perełki. Z ciekawością postanowiłam więc sięgnąć po powieść Witolda Stefanowicza, czyli Brak sygnału - książkę, którą napisał w wieku 11 lat. Czy tytuł ten okazał się na tyle fascynujący, że z ręką na sercu mogę go polecić każdemu? Odpowiedź na to pytanie poniżej.
Rafał wraz z rodziną wyrusza w podróż do USA. Przez myśl mu jednak nawet nie przejdzie, że tak wyczekana wycieczka skończy się w sposób tak fatalny... Dochodzi do katastrofy lotniczej, a pasażerowie - w tym Rafał z rodziną - trafiają w samiusieńki środek amerykańskiej prerii. Bez zasięgu, bez kontaktu ze światem zewnętrznym. Czy ktokolwiek ich odnajdzie i zabierze z powrotem do domu? No i co takiego skrywa miejscowa kopalnia, owiana tak wieloma tajemnicami?
Kiedy książka znalazła się już w moich rękach, poczułam się odrobinę przerażona jej objętością. Okazało się, iż Brak sygnału to nie kilkusetstronicowa powieść, a właściwie rozbudowane opowiadanie, liczące sobie niecałe sto stron. W pewien sposób było to dla mnie rozczarowanie, ponieważ opis sugerował coś naprawdę świetnego i podejrzewałam, że szczegółowo rozpisanego. No, ale może nie będę nastawiać Was tak negatywnie już na wstępie.
Głównym bohaterem jest jedenastoletni Rafał, którego historia rozpoczyna się dość specyficznie. Autor nie wrzuca czytelnika właściwie z miejsca w akcję, lecz ustami głównego bohatera przekazuje wstęp do całej historii – na zasadzie takiej, jakby Rafał nagrywał podcast i właśnie rozpoczynał swój odcinek “cześć, jestem Rafał i dziś przedstawię Wam historię taką i taką”. Przyznać muszę, że nie do końca jestem fanką tego typu wstępów i fragmentów, zdecydowanie bardziej już wolę, gdy początek książki jest zwyczajnym początkiem - no, ale każdemu odpowiada co innego, więc nie mogę dać tej kwestii jako minus opowieści.
Kreacja głównego bohatera wypadła całkiem ciekawie i uważam, że Rafał miał spore szanse na to, by stać się jednym z moich ulubionych bohaterów powieści bardziej młodzieżowych. Niestety, przez to, że książka jest tak krótka, autor skupia się bardziej na przedstawieniu historii i wspomnianego w opisie wątku kopalni (do czego za moment również przejdę), a postać Rafała w pewnym momencie schodzi na drugi plan. Szkoda, ponieważ bohater ten stanowi solidny fundament całości.
Sama akcja okazała się ciekawa i całkiem wciągająca, jednak po raz kolejny - objętość książki nie pozostawia zbyt dużego pola do popisu, przez co wszystko było tutaj pospieszone, bez pozostawionego czasu do zastanowienia się nad tym, co właśnie się wydarzyło w świecie bohaterów. Wątek kopalni miał rewelacyjny zamysł i muszę go tutaj docenić - przyznaję, że sama w pewnym momencie nie mogłam doczekać się rozwiązania całej sprawy i zdecydowanie uważam go za jasną część tego tytułu.
Witold Stefanowicz ma bardzo dobre pióro i jak na początkującego (i tak młodego!) autora – to również muszę docenić. Wiadomo, że nie jest idealnie, jednak widzę ogromny potencjał i z pewnością będę sięgać po kolejne książki spod pióra autora, by sprawdzić jego postępy - no i to, co jeszcze ma do zaoferowania jego wyobraźnia.
Brak sygnału to książka, która przez swoją objętość (tak, będę to powtarzać, jak zdarta płyta, wybaczcie) nie dała mi takiej stuprocentowej satysfakcji, jakiej oczekiwałam. Dała jednak nowego autora, którego literackie poczynania z chęcią będę śledzić i mam nadzieję, że w przyszłości sięgnę po kolejną jego książkę. Gdyby Brak sygnału miała chociaż ze sto stron więcej - z ręką na sercu dałabym jej bardzo wysoką ocenę i polecała każdemu. W tej sytuacji jednak muszę napisać - jeśli nie przepadacie za opowiadaniami, bo czujecie po nich niedosyt, ta książka również może Wam tego odczucia dostarczyć.