Szyszka
-
Znam Woodstock i kocham go całym sercem, więc jak tylko zobaczyłam okładkę, książka niemal z marszu trafiła na moją półkę. Uwielbiam tę odmienność kulturową, która w ramach festiwalu potrafi współistnieć i krzyczeć jednym głosem: miłość, pokój, muzyka! Hipolit Oliński w swojej książce Woodstock Generation, czyli Wyższa Szkoła Jazdy przedstawia pokolenie dawnych outsiderów, którzy swoim wizerunkiem i muzyką walczyli z systemem.
Pod ciekawymi ksywkami poznajemy grupę młodych ludzi, na widok których babcie mocniej zaciskają różaniec w dłoni. Długie włosy, glany i procentowy trunek nieustannie trzymany w ręku, to codzienność, w którą z niecierpliwością wplatają liczne festiwale muzyczne.
Liczyłam na historię, dzięki której poczuję, jakbym dosiadała się do paczki przyjaciół i przysłuchiwała ich rozmowie. A ta z kolei da mi odpowiedź na pytanie, kim tak naprawdę są? I tu niestety muszę stwierdzić, że bardzo mocno się zawiodłam. Zaledwie kilka razy mamy okazję być świadkiem wypowiedzi, z których wywnioskujemy, jaki stosunek dany bohater ma do innych subkultur, religii, rządu i ogólnie przyjętych praw społecznych. Jednak jest to kropla w morzu alkoholu, który w ich życiu jest wyżej ceniony niż woda.
Zdecydowanie zabrakło mi ukazania ich postaci w przestrzeni społecznej. Nie wiem, w jakich rodzinach żyją, i jakie mają relacje z najbliższymi. Nie wiem, czym się na co dzień zajmują, i skąd mają pieniądze na nieustannie towarzyszące im używki. Za to znam ksywkę, mogę powiedzieć w jakich rozweselaczach się lubują, i jakie festiwale odwiedzili. W moim odczuciu brak informacji poważnie spłaszczył cały temat, co dla osób niemających styczności z festiwalem, zostanie utrwalone jako jeden wielki obraz Sodomy i Gomory. Dla tych bliżej tematu, książka pewnie stanie się wyzwalaczem do wspomnień. Nie jestem tylko pewna, jaki efekt chciał osiągnąć autor.
„Nawet nie zauważamy, kiedy i jak staliśmy się skrępowani przez ideologie, stereotypy, osobiste przekonania, otoczenie, środowisko, używki, codzienne przyzwyczajenia”. Duże nadzieje pokładałam w tym cytacie, ale z przykrością stwierdzam, że osobiście nie znalazłam historii w książce, które by to pokazały. Pomiędzy powitaniami i pożegnaniami, pomiędzy ustaleniem czego i ile kupią, tylko sporadycznie pojawiał się jakiś wartościowy przekaz. Dla mnie to za mało.
Nie przekreślam jednak tej książki, bo pokazuje też pewien wycinek społeczeństwa, który niektórzy znają tylko zza zasłoniętej firanki. Jednak ze swojej strony nieco ostudziłabym oczekiwania, jakie pokłada czytelnik po zobaczeniu okładki i przeczytaniu opisu. Dla równowagi, duży plus za liczne teksty piosenek, które niosły ze sobą przekaz. Miło je odkurzyć.