Justyna
-
„Przystań śpiących wiatrów. Wiosna cudów” to najnowsza powieść Magdaleny Kordel. Jest to pierwszy tom sagi rodzinnej – główną bohaterką jest Stella, najstarsza z czwórki rodzeństwa.
Okładka książki sugerowała zupełnie inną historię – coś na kształt powieści historycznej lub podzielonej fabuły na „teraz i dawniej”. Tymczasem otrzymałam współczesną opowieść, która dzieje się w malutkim Kotkowie (to miejsce od razu skojarzyło mi się z Mazurami). Stella, samotna matka, traci pracę. Przez wykorzystanie naiwności, zostaje oszukana przez fałszywą przyjaciółkę – Aldonę, właścicielkę obiektu noclegowego. Kobiety prowadziły wspólnie biznes, wkładając w to siły i serce, niestety współpraca nie była sformalizowana. Stella zaciągała kolejne kredyty na remont obiektu, tracąc pracę została z długami i brakiem innej perspektywy. Kotkowo to mała miejscowość, plotki szybko się roznoszą. Centralnym punktem Kotkowa to piekarnia prowadzona przez siostry Kazimierczakówny – Alina i Misia. Siostry mają informacje z pierwszej ręki, wiedzą o mieszkańcach wszystko, ale też nie pozwolą skrzywdzić tych, na których im zależy. Pojawienie się w miejscowości dwóch tajemniczych mężczyzn wzbudza niepokój wszystkich mieszkańców, tym bardziej że jeden z nich interesuje się rodziną Stelli.
Dla Stelli budynek to nie tylko cztery ściany. Od dziecka potrafiła wyczuć ich emocje i nastroje. Dzieli domy na obojętne, niechętne i tęskniące. Przystań śpiących wiatrów to stary, piękny dwór. To miejsce od początku fascynowało Stellę, podobnie jego tajemniczy mieszkaniec. Jakie będą dalsze losy starego domu?
Choć lekko podkolorowana, to jednak historia która mogła zdarzyć się naprawdę. Istnieją przecież miejscowości podobne do Kotkowa, z małomiasteczkowym klimatem. Zdarza się, że przyjaźń się rozpada. Że zaufanie i współpraca może przynieść odmienne efekty.
Wiosna w tytule to nie przypadek. To przecież pora roku kiedy przyroda budzi się do życia po zimowym letargu, to czas rozmnażania zwierząt, czas porządków. Wiosna przynosi radość, na wiosnę się czeka, licząc na ogromne zmiany. Podobnie dla Stelli – to czas nowych decyzji, stabilizacji, uporządkowania kwestii zawodowych i prywatnych.
Nie będę szerzyć zachwytów nad tą powieścią – literatura obyczajowa nie leży w strefie moich głównych zainteresowań czytelniczych. Dlaczego więc po nią sięgnęłam? Lubię wychodzić ze strefy komfortu, poza tym nazwisko autorki często się przewijało i zwyczajnie chciałam poznać jej pióro. I?„Wiosna cudów” bardzo mi się podobała! Lektura zapewniła rozrywkę, a o to w czytaniu chodzi. Fabuła wciągnęła na tyle, że czytałam z zainteresowaniem. Owszem, główna bohaterka niemiłosiernie mnie irytowała, bo była zbyt idealna. Wątek wyjazdu rodziców Stelli mocno rozdmuchany, nierealny. Franio zbyt dorosły jak na przedszkolaka. Zakończenie zbyt cukierkowe, poza tym można je było przewidzieć.
„Wiosna cudów” to ciepła historia przede wszystkim o sile rodziny. Opowiada o relacjach międzyludzkich, wsparciu bliskich osób oraz dobrych i złych momentach w życiu. Pod pierwszą warstwą dotyka ważnych tematów jak oszustwo, fałszywa przyjaźń, znęcanie się nad starszymi i bezbronnymi osobami. Jest tu sporo schematów, bohaterowie choć mają wady i zalety to jednak za mało pierwiastka realności. Kulą u nogi są dialogi – przedłużane monologi, sztuczne kwestie wypowiadane przez bohaterów. Zaletą jest odwzorowanie klimatu małego miasteczka, jego atmosferę i postaci mieszkańców. Historia toczy się swoim rytmem, nie ma tu spektakularnych zwrotów, co raczej normalne w tym gatunku.
Drodzy Czytelnicy, jeśli macie ochotę na całkiem przyjemną lekturę sięgnijcie po „Wiosnę cudów”. Jest lekko, ale na szczęście nie infantylnie. Jest przyjemnie, z dużą dawką słodyczy. Czy sięgnę po kolejne części? Nie wiem. Zależy co mnie spotka na czytelniczej drodze.