Klaudia Bacia
-
Są książki, które pochłaniamy w jeden wieczór. Są książki, które męczymy, męczymy i męczymy przez wiele długich dni. Są też takie pozycje, których nie chcemy skończyć za wszelką cenę, bo przyjemność z zapoznawania się z nimi jest ogromna. Reportaże to gatunek, który odkryłam stosunkowo niedawno. I muszę powiedzieć, że chyba jeszcze nie doświadczyłam uczucia szczęścia podczas ich lektury. Jest to prawdopodobnie wywołane tym, że zwykle traktują o rzeczach nieprzyjemnych, jak czyjeś nieszczęśliwe życie czy różnorakie światowe katastrofy. Są jednak takie reportaże, które sprawiają, że mam ochotę się z nimi zapoznać w pięć minut po premierze. Taką właśnie pozycją jest „Ghostland. Ameryka i jej nawiedzone miejsca”. Lubię od czasu do czasu trochę się przerazić, a ta książka od pierwszego momentu wydała mi się do tego idealna.
Colin Dickey wyruszył w podróż po Stanach Zjednoczonych Ameryki po to, by wyjaśnić zagadki, które sprawiają, że pewne miejsca uważamy za nawiedzone. Szpitale, bary, stare kina, rezydencje, opuszczone więzienia, wszystkie straszne miejsca, do których nie wybralibyśmy się po w dzień, a co dopiero po zmroku…
Co ciekawe, autor tego reportażu jest sceptykiem, toteż w swojej opowieści nie nakręca czytelnika, nie sprawia z premedytacją, że przechodzi go dreszcz przerażenia, w końcu to nie horror tylko reportaż. W racjonalny sposób, krok po kroku wyjaśnia fenomen odwiedzanych miejsc. Co oczywiście nie zabrania nam czuć ciekawości czy niepokoju. „Ghostland. Ameryka i jej nawiedzone miejsca” to pozycja, która mimowolnie pozwoli czytelnikowi poczuć gęsią skórkę, a jednocześnie uspokoi, że to, co podpowiada nam wyobraźnia na temat miejsc, „w których straszy” niekoniecznie jest prawdziwe. Każde miejsce, które poznajemy dzięki autorowi jest też okazją do poznania historii Stanów Zjednoczonych Ameryki, na przykład rasizm czy zakazanie na terenie całego kraju sprzedaży, produkcji i transportu alkoholu, nie wspominając o niewolnictwie czy nieludzkim traktowaniu pacjentów w szpitalach psychiatrycznych albo osadzonych w więzieniach.
Jednakże znajdą się też minusy tej pozycji. Jednym z nich jest to, że Colin Dickey odrobinę skacze z wątku na wątek. W jednym rozdziale zaczyna jakąś historię i opowiada o np. szpitalu, przechodzi do innego tematu, po czym wraca do tego wcześniej przerwanego. Taki zabieg niestety sprawił, że nie raz i nie dwa urwał mi się wątek i miałam lekkie problemy z wróceniem do tego pierwotnego. Szkoda, bo gdyby nie to to byłabym zachwycona.
„Ghostland. Ameryka i jej nawiedzone miejsca” to fantastyczna pozycja, którą czytało mi się z ogromną ciekawością. Nie powiem, żebym nagle przestała wierzyć w istnienie duchów, ale przynajmniej przestałam się niepokoić, że jakiś czyha w ciemnych zakątkach mieszkania. Po lekturze nabrałam też chęci na inne tego typu pozycje, więc w najbliższym czasie zapewne będę się w nich zaczytywała z wypiekami na twarzy. I przy oświeconym świetle lampki.
Nie będę Was przekonywać do istnienia bądź nieistnienia duchów. To, najlepiej po lekturze Ghostlandu… powinniście rozważyć sami. Myślę, że po książkę Dickey’a powinny chwycić osoby, które chcą zapoznać się z historią ameryki i jej ciemnej strony. Chłodne spojrzenie autora na ten temat z pewnością spodoba się wielu z Was. A i być może w przyszłości będziecie w stanie rozpoznać, które straszne miejsce jest autentyczne, a które to tylko dobry chwyt marketingowy.