Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Kółko I krzyżyk

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 2 votes
Akcja: 100% - 2 votes
Wątki: 100% - 3 votes
Postacie: 100% - 2 votes
Styl: 100% - 2 votes
Klimat: 100% - 3 votes
Okładka: 100% - 3 votes
Polecam: 100% - 3 votes

Polecam:


Podziel się!

Kółko I krzyżyk | Autor: Artur Frysztacki

Wybierz opinię:

Inka

  Książkę otwiera schizofreniczny monolog głównego bohatera. Z pewnością nietuzinkowego, jak wskazuje prolog: „Co obezwładnia moją percepcję i jaki świat się tutaj urealnia? Urealnia się otóż tutaj świat zablokowany (…)”. Właśnie na oczach czytelnika odbywa się rozbijanie na atomy szczegółów obserwowanej rzeczywistości. Są zakupy papierosów (tych i tylko tych), analiza temperatury (tej na zewnątrz i tej regulowanej kaloryferami). Autor raczy hojnie opisami blokowiska oraz parkingu dla inwalidów, wraz z rozważaniami nad przyznawaniem kodów chorobowych i już można się domyślać, że lektura Kółka i krzyżyka, licząca ponad sześćset stron drobnym drukiem, zajmie sporo czasu. Nie tylko ze względu na treść, ale i konstrukcję jej prezentacji.

 

Pierwsze skojarzenia: Obłęd Jerzego Krzysztonia skrzyżowany z narracją Złego Leopolda Tyrmanda. Śmiałe porównania. Czy słusznie?

 

Pierwszy argument „za”: Artur Frysztacki posługuje się literacką polszczyzną, cytuje łacińskie zwroty, sięga do ich etymologii, powołuje się na Słownik języka polskiego i zgrabnie dopasowuje do snutej historii, a nawet recepcji.

 

Argument drugi: liczne interrogacje świadczące o bogatym wnętrzu bohatera i jego potrzebie tłumaczenia wszelkich zjawisk; w tym wewnętrznych rozterek. Narrator zadaje mnóstwo pytań, często sam sobie na nie odpowiada.

 

Argument trzeci: bardzo sugestywnie odmalowany stan psychiczny postaci. Mężczyzny (to wiadomo na pewno) z licznymi fobiami i obsesjami. Traumami. Człowieka, który tworzy w uszkodzonym umyśle zniekształcony obraz rzeczywistości. Nadwrażliwca budującego kolejne, mniej lub bardziej, nieprawdopodobne scenariusze. Hipochondryka: „całkiem często ogarniam myślą swoje ciało, swoje wnętrze (…)” – przyznaje.

 

Wiele miejsca przeznacza na rozważania nad złem i swoimi histerycznymi reakcjami, pragnieniami. I zaskakuje, gdy abstrakcyjne byty potrafi spuentować przyziemnymi, czasem niecenzuralnymi, aczkolwiek śmiesznymi, epitetami.

 

Kolejny argument: plastycznie, sugestywnie konstruowane opisy otoczenia. Oddawanie szczegółowej topografii miejsc, budynków, murów wraz ze skrupulatną informacją o spotykanych ludziach. Najczęściej współlokatorach narratora. Pilnie przez niego inwigilowanych. Ujawnia się przy tej okazji niebywała przenikliwość obserwatora dokonującego trafnej analizy socjologicznej. Ba! To prawie wiwisekcja najbliższej społeczności: menelokratów, menelosamotników, dinozaurów.

 

Na uwagę zasługują ciekawe konstrukcje językowe i użyte środki stylistyczne trafnie dokumentujące aktualny stan emocjonalny bohatera, jego spostrzeżenia na temat sąsiadów: „Czasami wynoszą na śmieci jakby nienaruszone kawałki swojego życia (…)”. I czytelnik w takich momentach zmuszony jest do rozważań, czy kwestia segregacji to dosłownie potraktowany podział śmieci, czy jednak sprawa ma głębszy podtekst: „Przychodzi jednak taki dzień, kiedy kubły się przepełniają”. I odbywa się to „w ramach podstawowej dychotomii”.

 

Artur Frysztacki zaskakuje dojrzałością pióra. Utoczone przez niego frazy są nabrzmiałe od znaczeń, ozdobników. Przedmioty, które opisują, ożywają na kartkach książki właśnie za pomocą adekwatnie dobranych środków.

 

Równie oryginalny zabieg to poznawanie głównego bohatera przez pryzmat zawartości portfela i systematycznie wyrzucanych kart, wizytówek. To już nie jest „jakiś” mężczyzna, ale „ten” mężczyzna, który posiada legitymację Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie, paragony za koszulkę i ładowarkę sieciową. Człowiek, który sam siebie nie zna. Posiada o sobie tę samą wiedzę, co czytelnik. Kolejne informacje sączą się powoli. Są rekonstruowane jak podczas śledztwa. Narrator to tłumacz operujący pięcioma językami, magister lingwistyki stosowanej. „Jestem…” – pada po raz pierwszy.

 

Dystans, albo wręcz odwrotnie – jego brak i odbieranie bodźców ze świata zewnętrznego w tej samej skali zaangażowania widać w atencji, jaka główny bohater darzy wieprzową parówkę i jej przeciwieństwo: kiełbaskę sojową.

 

Kolejne powody, by zagłębiać się w lekturę to kwestie antropologii kultury. Frysztacki odmalowuje rodzimy, polski, współczesny świat mediów tradycyjnych i internetowych. Przywołuje nazwiska „gorących” celebrytów stawiając je w rzędzie tuż obok doniesień z Watykanu. Czuć coraz bardziej, że autor nie zawaha się naruszyć żadnych świętości i ustalonych kanonów. Że lektura nie okaże się stratą czasu. Że obnaży jeszcze niejedne mity. I nie zawodzi. Bo okazuje się, że proustowskie magdalenki wywołujące wspomnienia i cytowane w niewyobrażalnej ilości popularnej „pulpy” równie dobrze mogą być frysztackimi delicjami z dzieciństwa: biszkoptem z krążkiem galaretki oblanym czekoladą, czy cukierkami sonatkami. A nawet czekoladą mleczną Jagiellonką, wedlowskim ptasim mleczkiem… Prrr… Bo w kolejce już się niecierpliwi opis gofra. Tak. Frysztacki ma zdolność do zaciekawiania i podtrzymywania interferencji. Nawet jeśli chodzi o „zwykłe” pranie i funkcje automatu. Czy bardziej podniosłe rozważania o życiu i śmierci. Wszystko w zawiłym ingardenowskim stylu i zdaniami rozciągniętymi w nieskończoność. Zdecydowanie nie jest to lektura dla krótkodystansowców preferujących szybki i skrótowy, jasny przekaz. To literacka uczta, na której przechodzi się w dostojnym tempie od przystawek do deseru. Przykład? Mucha – obok materii, życia i rozumu – „osobna emergencja rzeczywistości” o imieniu Maria. Mnie zachwyca. Tak samo jak pojawiające się w fabule antagonizmy. Kwintesencja tytułowej gry logicznej w kółko i krzyżyk.

 

Frysztacki buduje strategię swojej powieści z dwóch znaków i zestawia je w dowolnych konfiguracjach. Bawi się z czytelnikiem, gubi tropy, manipuluje. Buduje niemal postmodernistyczną konstrukcję wymieszaną z umownymi symbolami, przypadkowych/ nieprzypadkowych słów: „Metafory padają jak muchy, a muchy uchylają porównania”. Frysztacki po raz kolejny i kolejny odsłania swoją twórczą inteligencję, gdy niczym Włodzimierz Propp w Morfologii Bajki, niby mimochodem, dokonuje analizy Kota w butach i Tomcia Palucha. Raczej niespotykane w beletrystyce rozważania na temat kultury mówionej i pisanej.

 

Proza Frysztackiego nasiąknięta jest antynomiami. Począwszy od tytułowego kółka i krzyżyka przez ład i chaos, pewność i wątpliwość, ogień – wodę, kawę – herbatę do zakazów i nakazów. Wszystko okraszone obrazowymi przykładami. Autor wiele uwagi poświęca kwestii szumu. Stawia go w roli refrenu: „Słowa są z szumu i do szumu muszą powracać”, „Szum to głos przeszłości i przyszłości, świat zastany i los”. Duży plus za otwartą formę zakończenia.

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial