Doris
-
Tym razem Iwona Gajda w serii „Granice Ziemi” zabiera nas do Kanady w czasie pandemii koronawirusa. Tematem przewodnim zaś czyni człowieka i jego niezbywalne prawo do wolności i decydowania o sobie. Prawo wydawałoby się oczywiste i bezdyskusyjne, a jednak wciąż naruszane, obchodzone fortelem, będące „obiektem” zakusów, szczególnie ze strony aparatu państwa.
Gdyby zapytać, z czym kojarzy się nam Kanada, to obok ostrego klimatu, pięknej przyrody i klonowego liścia, jeszcze do niedawna wymienilibyśmy tolerancję i przyjazne podejście do obcokrajowców, do imigrantów. Dziś jednak zbyt wiele wstrząsających historii z przeszłości (i to całkiem niedawnej) Kanady ujrzało światło dzienne, by można było dalej podtrzymywać ten mit. Wynaradawianie na siłę rdzennej ludności Kanady przy pomocy systemowych zarządzeń państwowych i przy wydatnym udziale Kościoła, oddzielanie dzieci od rodziców, przemoc psychiczna, fizyczna i wykorzystywanie seksualne bezbronnych dzieci w instytucjach państwowych, które powinny przecież być wobec nich opiekuńcze, to wszystko rzuciło głęboki i długi cień na nasze postrzeganie Kanady. Prawa tej ludności zostały nie tyle naruszone, co po prostu jej odebrane.
Iwona Gajda zestawia tę sytuację z przeszłości z ograniczeniami związanymi z szerzeniem się pandemii, które również odebrały ludziom ich prawo do swobodnego decydowania o sobie. Obowiązek zakładania maseczek, bariery w przemieszczaniu się, nakłanianie do szczepień… Na ulicy widać rozgorączkowane, skandujące tłumy, protestujące gwałtownie przeciwko narzuconym obostrzeniom, samochody blokują drogi, również w ramach sprzeciwu.
Przenosimy się w krainę duchów, by poznać prawdę o przeszłości Kanady, by ujrzeć jak została odkryta i przejęta jak własna, a Inuici i pozostałe plemiona, dotychczasowi pełnoprawni mieszkańcy tej ziemi – zepchnięci na margines, a w dalszych planach zasymilowani lub wybici.
Skaczemy tak wraz z Neo między przeszłością a dniem dzisiejszym, poznajemy problemy, te byłe i te tu i teraz. Ale Noe ma jeszcze dodatkowy kłopot. Gdzieś kręci się jego sobowtór, podając się za niego. Neo próbuje go namierzyć i dowiedzieć się, jakie są jego intencje.
Tak jak z innymi wyidealizowanymi obrazami w poprzednich częściach cyklu, tak i tutaj Iwona Gajda stawia nas w trudnej prawdzie o idyllicznej Kanadzie, nie oszczędzając jej ani trochę. Przeszłość nie przestanie boleć, póki się z nią nie rozliczymy. Trzeba pamiętać, że należy się to już od dawna ocaleńcom, owym potomkom ludności, której miało nie być, która miała zostać wchłonięta, pozbawiona tożsamości, wyrwana z korzeniami, drastycznie i w całym bólu swego jestestwa.
W książce możemy przyjrzeć się pięknym fotografiom Kanady współczesnej oraz tej dawniejszej. Na wielu zdjęciach figurują Inuici, ci na wolności, uśmiechnięci, odziani w tradycyjne stroje, ale też grupki dzieci w tych okrytych od niedawna złą sławą Residential Schools. Ostatnia taka szkoła zakończyła w Kanadzie działalność w 1997 roku, a żeby „oficjalnie uznano te działania za kulturowe ludobójstwo”, musiało upłynąć jeszcze 18 lat.
Temat prawa do wolności to priorytetowe zagadnienie, które winno być traktowane nadzwyczaj poważnie i rozpatrywane zawsze wnikliwie. Niemniej jednak, moim zdaniem, nie da się porównać scudzoziemczania, wykorzeniania, rozdzielania rodzin, wreszcie psychicznego i fizycznego krzywdzenia, z gwałtami i zabójstwami włącznie, do obostrzeń pandemicznych, które mają ograniczyć rozprzestrzenianie się wirusa w otoczeniu. Tutaj wchodzi w grę sprawa wolności pozostałej części populacji, która nie chce zachorować. Jak więc widać, wolność to temat szeroki i dobrze, że książka „Ocaleńcy” prowokuje do odkurzenia tej kwestii i rozważań nad nią w różnych aspektach i wariantach.