upupa_epops
-
Jeśli ktoś tak jak ja kocha dwudziestolecie międzywojenne miłością pierwszą - nie może przejść obojętnie obok takiej pozycji jak ta. Książka jest zbiorem wybranych tekstów pisanych przez Tadeusza Dołęgę-Mostowicza w latach 1925 -1932. W pamięci potomnych zapisał się on jako autor niezapomnianych dzieł jak: „Znachor” czy „Kariera Nikodema Dyzmy”, ale mało kto wie, że był on również w latach 20-tych felietonistą „Rzeczpospolitej”, na łamach której prezentował swoje publikacje. Warto nadmienić, że były one szczególne: prześmiewcze, sarkastyczne, bezkompromisowe i cięte do tego stopnia, że ich autor pewnego dnia został napadnięty i brutalnie pobity. Jak można się domyślić – zapewne przez kogoś, kto był bohaterem jednego z dosadnych felietonów. A pisał również o osobach z tzw. „świecznika”. Wśród postaci barwnie opisanych w mini dziełach literackich pisarza znaleźli się między innymi wielcy tamtych czasów jak: Kazimierz Bartel, Felicjan Sławoj-Składkowski, czy nawet sam Marszałek Józef Piłsudski.
Tematem jego zainteresowania było praktycznie wszystko. Zachwycał się osiągnięciami podróżników (wyprawa rowerowa Kazimierza Nowaka z Poznania przez Afrykę), wyśmiewał drobnomieszczańskie kołtuństwo, snobizm czy pogoń za modą, piętnował plagę rozwodów. Jednak najczęściej na jego warsztacie pisarskim gościła polityka, bo to ona rozpalała emocje Dołęgi - Mostowicza. Pisał także chętnie i często o mniejszościach: Żydach, Białorusinach, ale to Niemcy i kwestia niemiecka zajmowała go najbardziej. Śledził uważnie co dzieje się w Gdańsku, obserwował co dzieje się w Rzeszy i jak realizowane są postanowienia traktatów z Rapallo i Locarno.
Uwagę należy zwrócić na język, jaki autor się posługuje, by czytelnik, sięgający po „Lawinę Komunikatów” wiedział co go czeka. A czeka go uczta literacka, choć niewprawnemu odbiorcy może sprawić nieco problemów. Teksty falują, kpina i żartobliwa krotochwila miesza się w kolejnym felietonie z poważnym, bywa że wręcz żałobnym tonem.
Dla kogo to dzieło? Na pewno nie jest to lektura łatwa w odbiorze. Określiłabym książkę jako dedykowaną koneserom. Dlaczego? Trudność sprawia język, czasem archaiczny, czasem nadmiernie wysublimowany, z wieloma zapożyczeniami z języków obcych. Jednak nie to może stanowić trudność. Zdecydowanie wszystkie niuanse, przytyki i złośliwości zrozumieją jedynie Ci, którzy posiedli wiedzę historyczną w więcej niż zaawansowanym stopniu. Żeby móc zrozumieć wiele z zebranych tekstów i docenić w pełni maestrię autora w operowaniu środkami wyrazu literackiego niezbędna będzie właśnie dobra, pogłębiona baza historyczna. Czy może nawet historyczno-polityczna. Z drugiej strony to niesłychane, jak wiele rozterek związanych z obserwacją współczesnych autorowi omawianej książki wydarzeń politycznych jest udziałem i nas. Nas - ludzi żyjących sto lat później. Dołęga – Mostowicz piętnuje na przykład postać polityka- oportunisty wielokrotnie zmieniającego swoje barwy polityczne, zapewne po to, by móc znaleźć się zawsze po stronie wygranych. Czy nie widzimy tego samego na naszej scenie politycznej? Egzotyczne transfery polityczne dzieją się również na naszych oczach.
Reasumując: o ile autor opisując wydarzenia dostarczył nam, ludziom żyjącym wiedzy, dla nas już historycznej, wręcz kronikarskiej, ale jednocześnie dostarczył nam coś więcej. Jest to mianowicie: uniwersalna wiedza na temat ludzkich zachowań, przybliża nam naszych przodków, którzy staja się dla nas ludźmi z krwi i kości, ludźmi w kolorze, a nie ze zdjęć w kolorze sepii.