Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Banialuki Sztuki, Czyli Literatura Faktu

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 3 votes
Akcja: 100% - 2 votes
Wątki: 100% - 3 votes
Postacie: 100% - 2 votes
Styl: 100% - 2 votes
Klimat: 100% - 3 votes
Okładka: 100% - 2 votes
Polecam: 100% - 2 votes

Polecam:


Podziel się!

Banialuki Sztuki, Czyli Literatura Faktu | Autor: Włodzimierz Sojka

Wybierz opinię:

Justyna Z mojej strony lustra

  Niestety nie będę słodzić. Niestety bo lubię polecać i zachwalać to co czytam, ale jak wiadomo są gusta i guściki. Po kilkunastu stronach miałam ochotę rzucić tę książkę w kąt.

 

Po małej przerwie wróciłam i przeczytałam do końca. Przez większość czasu męczyło mnie pytanie dlaczego autor w ogóle poświęcił czas na pisanie tego a ktoś inny to wydał.

 

Na początku wierszyki. Odniosłam wrażenie, że podobne pisałam w podstawówce a niektóre wręcz nie były dokończone. Takie wyrwane nie wiadomo skąd myśli. Coś na zasadzie wpada mi myśl do głowy, zapisuję ją z zamiarem rozwinięcia kiedyś, ale to kiedyś nigdy nie nadchodzi. Jednak i tak postanawiam je wszystkie zebrać i wydać "tomik poezji".

 

Opowiadania to dla mnie zlepek różnych przysłów i powiedzonek, które krążyły gdzieś w Internecie czy normalnie w życiu. Kilka takich powiedzonek wplecionych do dłuższego tekstu mogą zrobić fajny klimat, rozbawić, ale nie niemalże całe opowiadania złożone z nich. Może i po części opowiadania prawdziwie opisują życie, ale to głównie opisy życia typowego Polaka - pijaka. Mamy tutaj sąsiada, który sika do butów innemu sąsiadowi, mamy panów prowadzących pojazd pod wpływem, mamy też typowe polskie wesele - oczywiście z bijatyką, wiecznie czepiającą się mamusią i podpitym zespołem. Może autor chciał zwrócić uwagę na problem alkoholizmu, ale z drugiej strony bardzo się boję, że ktoś może to wziąć za próbę normalizacji picia.

 

Bardzo przykro czytało mi się o psach. Kocham te zwierzaki i wyrażenia typu "zapchlony kundel" czy "spieprzaj dziadu" skierowane do psa bolały. Jest też w tej książce wierszyk o tym, że człowiek chorował bo pies mu przynosił choroby do łóżka. No cóż, było najpierw zadbać o zdrowie tego psiaka. W jednym miejscu Sojka pisze, że on pisze z sensem, ale ukrytym. Chyba nawet bardzo ukrytym. Mam nadzieję jednak, że nikt tych fragmentów z psami nie weźmie na poważnie i nie zacznie ich źle traktować.

 

W jednym fragmencie rzuciło mi się w oczy przekleństwo napisane z podkreślnikiem, dalej brzydkie słowa były już normalnie napisane w całości. Przypomniało mi to o jednych zajęciach na studiach (dziennikarstwo) gdzie wykładowca mówił, że nie ma sensu "wygwiazdkowywać" przekleństw bo i tak każdy wie o co chodzi a jak ktoś ma się nauczyć przeklinać to gwiazdka w środku wyrazu go od tego nie odwiedzie.

 

Autor już we wstępie informuje, że to jego kolejna książka. Poprzednia osiągnęła "zawrotny" sukces i sprzedała się w ilości jednego egzemplarza. Jeśli jest na podobnym poziomie to się nie dziwię. Nie wiem czy tam autor się chciał się pożalić czy po prostu uważa się za takiego geniusza i wydaje kolejne twory, ale może lepiej niech zostanie w tej swojej branży muzycznej. Lub po prostu ja już po nic więcej spod pióra tego pana nie sięgnę. Nie chciałabym być jakaś niemiła, ale wszystko ma swoje granice. "Banialuki sztuki" zachęciły mnie okładką w ulubionym kolorze i super opisem z tyłu książki. Nawet tytuł uważam za świetny, ale zawartość mocno odbiega od moich oczekiwań. Liczyłam na czas spędzony z humorem. Niestety podczas czytania towarzyszyło mi głównie zażenowanie.

 

"Głupota nie boli, bolą skutki głupoty" - to jedyny cytat, który zachowam sobie w głowie.

Pani M.

  Napisanie dobrej satyry to według mnie arcytrudne zadanie. Humor to kwestia subiektywna. To, co rozbawi jednego, u drugiego wywoła nieśmiały uśmiech na twarzy, a trzeciego zniesmaczy, czwarty zaś pozostanie niewzruszony. I nie ma w tym nic złego. Z pewną dozą niepewności sięgnęłam po publikację autorstwa Włodzimierza Sojki. Ostatnimi czasy książki z absurdalnym poczuciem humoru kompletnie mi nie wchodziły i nieco obawiałam się, że z tą może być podobnie. A gdzie tam, po przeczytaniu wstępu zalewałam się już łzami ze śmiechu. Zdecydowanie potrzebowałam takiej książki.

 

Trudno ją streścić. Mogę co najwyżej powiedzieć, że jest o życiu w krzywym zwierciadle, ale to nie odda jej treści. To nie jest książka dla każdego. Jedni będą dobrze bawić się w trakcie lektury, drudzy mogą czuć się urażeni tym, w jaki sposób autor opisuje ludzkie słabości, obsesje, pokazuje niedoskonałości otaczającego nas świata. Na innych czytelnikach zaś może nie zrobić wrażenia.

 

To nie jest książka dla osób, które nie mają dystansu do siebie i całej reszty. Będzie ona dla nich wręcz obraźliwa. A autor w bardzo inteligentny sposób rzuca nieco inne światło na naszą rzeczywistość. Robi to zarówno prozą, jak i wierszem. I tu muszę przyznać, że proza zdecydowanie bardziej do mnie przemawiała, lepiej bawiłam się, czytając ją. I nie zrozumcie mnie źle, nie uważam, że wiersze autorstwa Włodzimierza Sojki to grafomania w czystej postaci i należy spalić je na stosie, po prostu lepiej odnajduję się w prozie, mam problem z rymowanym słowem pisanym. Chociaż niektóre wiersze mi podeszły, na przykład „Ręce czy głowa”. Mimo wszystko więcej zostanie w mojej głowie po przeczytaniu fragmentów prozą.

 

Autorowi udało się, moim zdaniem, nie przekroczyć linii dobrego smaku w posługiwaniu się absurdem. Ani razu nie miałam poczucia, że czuję ciarki żenady i tekst idzie w złą stronę. Nawet nie spodziewałam się tego, że ta książka da mi do myślenia. Powiem więcej, sięgając po nią, nie miałam właściwie żadnych oczekiwań, a nawet miałam nastawienie, że niewiele z tej lektury będzie, o czym wspominałam wcześniej. A jednak nie potrafiłam się oderwać od tej książki. Śmiałam się do rozpuku w trakcie czytania, ale kiedy odkładałam ją na półkę, myślałam o tym, co przeczytałam, co autor miał mi do powiedzenia. Lubię inteligentne wbijanie szpileczki, tutaj znalazłam go sporo.

 

Ta książka to było dla mnie jedno z największych zaskoczeń literackich. Dobrze bawiłam się w trakcie czytania, spojrzałam na rzeczywistość z dystansem, pewne kwestie przemyślałam. Ta publikacja trafiła do mnie w dobrym momencie i chętnie jeszcze kiedyś do niej wrócę. Zwłaszcza do fragmentów słowotwórczych i tłumaczących etymologię niektórych wyrazów. Dla mnie to była wisienka na torcie.

 

Autor porusza sporo tematów, ale robi to w przemyślany sposób, nie wlewa swoich przekonań w gardło czytelnika na siłę i za to go cenię. Jak wspomniałam wcześniej, nie jest to książka dla każdego. I nie jest to zarzut z mojej strony. Nie każdy czuje satyrę, nie każdemu siądzie sposób, w jaki została podana. Cieszę się, że pomimo moich obaw zdecydowałam się na lekturę. Dała mi do myślenia i na długo pozostanie w mojej pamięci. Takiego krzywego zwierciadła rzeczywistości potrzebowałam.

Sylfana

  Książka „Banialuki sztuki czyli literatura faktu” Włodzimierza Sojki to zbiór refleksji satyryczno-ironicznych, które pokazują pewną prawdę o świecie i ludziach. Co ważne, za otoczką komizmu kryje się tu prawdziwa nauka o życiu, z której możemy czerpać garściami, bez względu na to kim jesteśmy, co robimy w życiu i do czego dążymy. Wspomniana prawda jest tutaj uniwersalna, daje do myślenia, pobudza komórki nerwowe do syntezowania i krystalizowania myśli. Słowem kluczem tu jest jednak właśnie ta ironiczność, która w literaturze jawi się jako swoista figura budująca tekst. Ironia w literaturze to figura retoryczna lub styl literacki, w którym autor wyraża coś innego niż to, co dosłownie mówi. Polega na wyrażaniu przekazu, który może być sprzeczny z rzeczywistością, intencją autora lub znanymi faktycznymi informacjami, w celu stworzenia efektu humorystycznego, satyrycznego lub sarkastycznego. Definicja ta doskonale pasuje do narracji prowadzonej przez twórcę i jest klasycznym przykładem utworu komediowo – obyczajowego: bawi i niesie naukę.

 

Włodzimierz Sojka stosuje w swojej liryce tzw. ironię sytuacyjną/podmiotową. Wspomniana ironia sytuacyjna to rodzaj ironii występujący, gdy wydarzenia w danym kontekście rozwijają się w sposób, który jest sprzeczny z oczekiwaniami lub pozornie niepasujący do danej sytuacji. Polega na paradoksalnym, czasem absurdalnym dopasowaniu okoliczności do konkretnych wydarzeń, co może wywołać humorystyczny, zaskakujący lub intrygujący efekt. Tak właśnie realizowana jest ona w „Banialukach sztukach…”.

 

Ironia sytuacyjna jest często wykorzystywana w literaturze, filmach i sztukach teatralnych, aby wzmocnić wyrazistość wydarzeń, zaskoczyć czytelnika lub widza oraz ukazać paradoksy ludzkiego życia. Często jest używana w celach humorystycznych lub satyrycznych, ale może również mieć głębsze znaczenie i służyć do przedstawienia trudnych sytuacji lub konfliktów bohaterów w bardziej wyrazisty sposób. Te wszystkie elementy ironii sytuacyjnej łączy w swoim dzieje Sojka dając do myślenia każdemu czytelnikowi. Puenty tekstów stanowią tu swoiste podsumowanie lub też bywają zaskakującym, tylko pozornie paradoksalnym konceptem, trochę w stylu takich, które były niegdyś stosowane przez poetów barokowych, między innymi Mikołaja Sępa Szarzyńskiego.

 

Mimo tego, że ironia ścieli się tutaj gęsto, to jednak po jakimś czasie czytelnik może poczuć przesyt tym indywidualnym podejściem do świata. Z jednej strony mamy tutaj teksty, które autentycznie mogą bawić, z drugiej inne nie mają czasami większego sensu, nie składają się w żadną logiczną całość i tym samym nie bawią. Im dalej w las… tym niestety w tym aspekcie jest gorzej. U Włodzimierza Sojki czasami wysublimowany komizm zamienia się w tzw. ciętą ripostę, która niejednokrotnie zamiast bawić, wzbudza w czytelniku niesmak, swoistą intelektualną niestrawność. Wydaje się, jakby momentami autor chciałby być na siłę zabawny, a wiemy jak kończą się eksperymenty robione na siłę, bez polotu i koncepcji artystycznej.

 

Powstaje nam zatem swojego rodzaju równia pochyła, która nijak nie chce przystosować się do gustów czytelników. Trochę szkoda, gdyż potencjał wydawał się dosyć duży. W dzisiejszych czasach potrzebujemy takiego komediowego podejścia do świata, gdyż za dużo wokół nas dzieje się rzeczy mrocznych, dziwnych i strasznych. Ironia może być zatem naszą bronią, która pomoże przetrwać najgorsze momenty, naładuje nas pozytywną energią. Taki ewidentnie był zamiar autora, jednak od zamiaru do realizacji jeszcze bardzo długa droga. Miejmy nadzieję, że kolejne dzieła Sojki okażą się być bardziej przystosowane, a przede wszystkim utrzymane na podobnym, wysokim poziomie.

Doris

       Trudno nie polubić autora, gdy widzi się tak sympatyczny i, musicie przyznać, że niespotykany, żartobliwy dystans do siebie, do swojej twórczości i do życia w ogólności. Po prostu chwytamy w lot, że ta „literatura faktu bzdurnego” jest osobliwie szczera, a więc musi podziałać oczyszczająco nie tylko na samego autora, ale też na nas, czytelników, równie zdumionych ilością życiowych absurdów.

 

       Teksty opublikowane w tomiku „Banialuki sztuki” są zróżnicowane, pisane zarówno prozą, jak i wierszem. Fraszki i limeryki dość średnie, jedne bardziej, inne mniej udane, jednak do Szymborskiej brakuje im lat świetlnych, a i dowcip tutaj jakiś taki wymuszony.

 

       Z prozą jest dużo lepiej. Autor stosuje humor bezpośredni, słowny, z wykorzystaniem znanych przysłów i powiedzonek, często wykoślawionych, zmienionych na potrzeby chwili. Można nawet mówić o istnej lawinie dowcipu, która nas dosłownie zalewa. I nawet w najbardziej zwariowanych przygodach, którymi wypełnione są dni bohatera 4-częściowej opowieści zwanej czteropakiem (tak, tak, moi drodzy, ja nawet po czteropaku piwa nie wymyśliłabym czegoś podobnego), tkwi jakaś część prawdziwego świata, który niekoniecznie trzyma się linearnie rozsądku, lubi sobie poszarżować i zaskoczyć.

 

       Teksty tutaj zamieszczone to ekwilibrystyczna żonglerka słowem. Z jednego słowa tworzymy całe ciągi, które nasuwają nam kolejne skojarzenia, kolejne żarty. I wyobraźcie sobie, że można tak w nieskończoność, nawet niespecjalnie się wysilając, gdyż po prostu jedno pojęcie zeswatane z podobnym brzmieniowo, tworzy nową przestrzeń do żartów. Przypomina to koraliki nanizane jeden za drugim, tworzące naszyjnik. Szczerze mówiąc bardziej bawi nas samo branie udziału w tej grze, domyślanie się dalszego ciągu, niż opublikowana finalnie treść.

 

„(…) każdy wie, kto to jest Bruce Lee, ale czy każdy wie, kim jest Bruce Liu oraz co to jest Librus?”

 

       Cytaty się tu mnożą. Od „Rejsu” przez „Stawkę większą niż życie”, po Lecha Wałęsę, który unieśmiertelnił kilka wyjątkowo kolorowych powiedzonek. Towarzyszą im zakałapućkane frazeologicznie teksty: „wtedy zdarzyła się turbospekularna wtopa wzmacniająca dramaturgię sytuacji”, czyli coś, co można rzec całkiem prosto i zwyczajnie, autor formułuje tak karkołomnie, że musi wywołać uśmiech, bo „nawet bezsens może mieć sens, ale zależy, w jakim jest użytym sensie…”

 

       Ponieważ życie jest pełne nonsensów, sytuacji trudnych do zrozumienia i wytłumaczenia, zaskakujących, a i ludzie przejawiają skłonność do niekonsekwentnych i nieprzewidywalnych zachowań, i to całkiem na trzeźwo, to i autor uznał, że tym właśnie banialukom i koszałkom-opałkom warto poświęcić trochę czasu i uwagi, pokazać nam, udowodnić, że czasem świat na głowie staje, a my, zamiast się denerwować i oburzać, obśmiejmy to, by choć na chwilę zapomnieć o naszym lęku o klimat na Ziemi oraz o coraz powszechniejszym populizmie, w który wierzą nawet mądrzy i wykształceni. Nie myślmy o nieszczęśliwych miłościach i przegapionych szansach, tylko spójrzmy na to ze stoickim spokojem:

 

„Co ma pływać – nie utonie

Raz na wozie – raz pod koniem.”

Uleczkaa38

Opisać nasz świat, naszą rzeczywistość, naszą współczesną polską kulturę za pomocą ironii, karykatury i dobrego żartu... - to sztuka niebywała i nie łatwa. Dokonał jej oto w znakomity sposób Włodzimierz Sojka, oddając w nasze ręce książkę pt. „Banialuki sztuki, czyli literatura faktu”, która ukazała się właśnie nakładem Warszawskiej Firmy Wydawniczej. Zapraszam do poznania recenzji tej pozycji.

 

 Najogólniej rzecz ujmując, książka ta stanowi ironiczny przegląd rozmaitych scen, sytuacji i wydarzeń z życia autora, ale i nie tylko. Scen, które w inteligentny sposób wyśmiewają naszą nadętą rzeczywistość, współczesne mody i obyczaje, stosunek do na samych. I służą tu ku temu zarówno krótkie historie bądź też mini opowieści, jak i zaskakująca swoją obecnością poezja - choćby w postaci fraszki. To humor, ironia, zabawa konwencją, której w mej ocenie nie sposób nie kupić i nie polubić.

 

 Można powiedzieć o tej pozycji również to, że stanowi ona swego rodzaju odbicie naszej rzeczywistości w krzywym lustrze - oczywiście odbicie jak najbardziej autorskie, subiektywne, czasami naprawdę odważne na polu żartu i ciętej riposty. I sprawa ma się tak, że mamy tutaj  de facto dwie opcje do wyboru - zaakceptowanie tej autorskiej konwencji, bądź też nie do końca. W przypadku pierwszego wyboru, będziemy cieszyć się naprawdę udaną rozrywką, która zaskakuje, intryguje, czasami zwraca uwagę na rzeczy, których raczej byśmy nie dostrzegli. W przypadku drugiej opcji, najlepiej będzie odłożyć ten tytuł na półkę, na inny czas.

 

 Jeśli chodzi o stricte moją osobę, to książka ta mnie zaciekawiła, zapewniła przyjemnie spędzony czas, kilkukrotnie rozbawiła do łez, jak i też wprawiła w bardzo dobry, gdyż niezwykle optymistyczny, nastrój. Być może jest to kwestią odnalezienia wspólnego języka z autorem, podobnego spojrzenia na rzeczy dziwne, zabawne, czasami też wcale nie śmieszne. W każdym razie dla mnie książka ta okazała się strzałem w dziesiątkę ku temu, by się odprężyć, zrelaksować, zapomnieć o wszelkich troskach i problemach.

 

 Oczywiście trzeba powiedzieć również to, że nie jest to literatura wybitna, piękna w szerokim rozumieniu tego pojęcia, zmieniająca nasze spojrzenie na świat i życie. Nie jest i chyba też być wcale nie musi, gdyż w mej opinii jest po prostu i zarazem „aż” dobra rozrywka, zabawa formą, znaczeniami, słowem, To humor, poezja, ciekawe refleksje i coś, czego nam Polakom chyba bardzo brakuje w ostatnim czasie – umiejętność śmiania się z samego siebie, co autor czyni w bardzo jawny i sugestywny sposób.

 

 Jeśli zatem macie ochotę na chwilę dobrego relaksu z książką w ręce, to ten tytuł wydaje się dla was idealnym wyborem. Ważnym jest jedynie to, by dać mu szansę, by chcieć wejść w myśli autora i by nie negować każdej rzeczy i każdej padającej tu myśli, która być może nie jest zgodna z waszymi poglądami. Przy takiej otwartości umysłu jestem spokojna o to, że będziecie się tu naprawdę świetnie bawić i że książka ta da wam wiele dobrych, przyjemnych, pięknych chwil.

 

Rzecz całą reasumując – książka Włodzimierz Sojka pt. „Banialuki sztuki, czyli literatura faktu”, to rzecz ciekawa, dobrze napisana, niejednokrotnie potrafiąca zaskoczyć i niosąca sobą wiele uśmiechu oraz radości. Z tych też względów polecam i zachęcam was do sięgnięcia po ten tytuł – naprawdę warto.

 

 
 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial