Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Chmielew I Jego Mieszkańcy

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 3 votes
Akcja: 100% - 3 votes
Wątki: 100% - 3 votes
Postacie: 100% - 3 votes
Styl: 100% - 3 votes
Klimat: 100% - 3 votes
Okładka: 100% - 3 votes
Polecam: 100% - 4 votes

Polecam:


Podziel się!

Chmielew I Jego Mieszkańcy | Autor: Stanisław Gałązka

Wybierz opinię:

Biegający Bibliotekarz

Chmielew to niewielka wieś

 Pewnie każdy mówi sobie cześć
Wszyscy dobrze się tam znają
Nadal wiele do powiedzenia mają.

Jednak dawno, dawno temu,
mieszkał tam pewien pan i nie wiedzieć czemu,
Napisał pewną opowieść,
bo chciał czegoś dowieść?

A może chciał zostawić dla potomności,
wiele cennych wiadomości,
Pisząc ten tekst rymowany,
Został teraz mi poznany.

 

 Pewnie jesteście bardzo zdziwieni, co ten bibliotekarz wyczynia? Postradał zmysły, rymuje, choć nie za dobrze się w tym czuje? Miałem jednak pewien powód, by tak zacząć moją recenzję. Recenzję nietypowego dzieła, ponieważ autor Stanisław Gałązka, pewnie dla wszystkich, no może poza Chmielewem i rodziną, jest osobą nieznaną. Dla mnie również, ale zaintrygowała mnie przepiękna okładka oraz to, czego dowiedziałem się o tym dziele z ostatniej strony okładki. Z niego można się dowiedzieć, że został napisany niewiele ponad 100 lat temu. Poznamy w nim życie mieszkańców niewielkiej mazowieckiej miejscowości, położonej ponad 50 kilometrów na wschód od centrum Warszawy.

 

O autorze dużo się nie dowiedziałem. Mamy jednak jego zdjęcie, na początku tej niezwykłej opowieści, więc możemy go sobie wyobrazić. Ważne jest to, że tekst przetrwał do dzisiejszych czasów dzięki temu, że maszynopis przepisał syn autora, Euzebiusz. Jego wnuk Dariusz napisał wprowadzenie, jak i opracował przypisy w książce. 

 

Wspomniałem już, że mój wzrok przyciągnęła piękna okładka. Na niej znajduje się jeden z obrazów Stanisława Gałązki, który na okładkę trafił dzięki prawnuczce, Kindze. Obraz ten idealnie oddaje wieść z początków dwudziestego wieku. Mamy tutaj starą chatę, a w jej bliskości drzewo, które wydaje się brzozą, a wszystko mieni się kolorami złotej, polskiej jesieni. Do tego solidna, twarda oprawa. 

 

Ciekawią mnie historie o ludziach i to jeszcze z mojego Mazowsza. Jak żyli dawniej, co porabiali, jakie mieli problemy, co ich mogło spotkać w życiu. Nie spodziewałem się jednak, że pan Stanisław opisał swoje spostrzeżenia dotyczące Chmielewa i jego mieszkańców w takiej formie, jakby dzieło stworzył niejeden wieszcz. Mamy tutaj tekst w formie poematu, czyli utwór wierszowany, który tworzy fabułę, przedstawia mieszkańców wsi z punktu widzenia autora.Ciekawią mnie historie o ludziach i to jeszcze z mojego Mazowsza. Jak żyli dawniej, co porabiali, jakie mieli problemy, co ich mogło spotkać w życiu. Nie spodziewałem się jednak, że pan Stanisław opisał swoje spostrzeżenia dotyczące Chmielewa i jego mieszkańców w takiej formie, jakby dzieło stworzył niejeden wieszcz. Mamy tutaj tekst w formie poematu, czyli utwór wierszowany, który tworzy fabułę, przedstawia mieszkańców wsi z punktu widzenia autora. Autor zastosował rymy parzyste. To takie rymy, w których dwa kolejne wersy się rymują, układając się w schemat AABB. W literaturze nazywa się je także rymami sąsiadującymi.

 

Sporym utrudnieniem jednak jest staropolski język, pewne zwroty używane na początku lat 20. ubiegłego stulecia. Mimo że utwór ma charakter żartobliwy, należy być bardzo skupionym, by wszystko zrozumieć. Ten specyficzny język i styl pokazuje, jak wyglądała niewielka wioska ponad sto lat temu. Z utworu czuć, że mieszkańcom nie było łatwo. Panowała bieda, więc kradzieże dóbr pól i sadów często padały łupem sąsiadów czy mieszkańców okolicy. Kłótnie o miedze czy wodę w studni były na porządku dziennym. Pan Stanisław, mam takie wrażenie, znał wszystkich mieszkańców, kto z kim się zadawał, jakie miał porachunki lub z kim spotykał się i było mu blisko do żeniaczki. A to wszystko w okresie tak trudnym dla losów Polski. Tuż po odzyskaniu niepodległości, po wojnie z bolszewikami w 1920 roku. 

 

Jeżeli chcecie pobawić się taką formą pisania tekstów, spróbujcie. Przecież widzicie, mnie również udało się cokolwiek stworzyć. Może Wasze refleksje przetrwają pewien okres dziejów, a potem prawnuki postanowią, że warto przypomnieć historię danego miejsca i ludzi tam żyjących? 

 

Pozostaje mi pokłonić się potomkom Stanisława Gałązki, że mogłem poznać losy niewielkiego miejsca na mapie Polski, na mapie świata. Dziękuję Wam za to.

czytacz1967

  Oczarować może okładką. Jak we wnętrzu książki czytamy widzimy na niej obraz Stanisława Gałązki. Tego samego, który napisał „Chmielew i jego mieszkańcy”. Najwidoczniej Gałązka był wszechstronnie utalentowany. Utalentowany, lecz, tak myślę, nieznany szerszemu gronowi czytelników/zwiedzających malarskie galerie.

 

Bogiem a prawdą książka została wydana dzięki rodzinie pana Stanisława. Syn Autora, Euzebiusz, przepisał tekst czyli przygotował go do druku. Wnuk, Dariusz, napisał słowo wstępne. Prawnuczka, Kinga, wybrała jeden z obrazów swego antenata, by zaprezentować go na okładce. Śmiem wątpić, żeby tekst „Chmielew i jego mieszkańcy” dotarł choćby do … Warszawy. Byłyby na ten temat jakoweś wzmianki w przedmowie.

 

Z Warszawy do Chmielewa, w roku 2022, jedzie się, tak na oko licząc, dwie godziny. Niezbyt długa to podróż. Jednak sięgając po książkę Gałązki, musimy mieć świadomość iż są to jednak dwa różne światy. Sto lat temu, gdy tekst „Chmielewa” powstawał, te dwa miejsca zapewne jeszcze bardziej się różniły niż teraz. Nowy Świat, Krakowskie, Marszałkowska oświetlone neonami. Co krok kawiarnia, gwar, śmiechy, muzyka.

 

A w Chmielewie … Z ballady którą zostawił nam Stanisław Gałązka, wynika jedno. To nie było dobre miejsce dla ludzi. Częste kłótnie, o drobiazgi dnia codziennego, wyciągnięte wprost z komedii Zbigniewa Chęcińskiego „Sami swoi”, są wątkiem przewodnim „Chmielewa”. Drugim wątkiem opowieści Gałązki powinny być miłość, ślub i wesela. To jakoś ze sobą współgra, współbrzmi. Z jednej strony wyzwiska, z drugiej marsz weselny. Czyż tak nie było w przypadku Ani Kargulówny i Zenka Adamca? Polska wsi spokojna, polska wsi wesoła, cytując klasyka. A może inne zdanie zastosujmy: „Taka gmina”. Ten głos w sprawie polskiej wsi, autorstwa Wojciecha Młynarskiego, jest jednoznaczny. Nic nie zmienisz, człowieku, na to wszystko. Już tacy jesteśmy.

 

Podejrzewam po cichu, że Stanisław Gałązka niezbyt lubił swoich pobratymców, i mógł tu i tam, jak to się mówi potocznie, zbyt subiektywnie popatrzeć na wydarzenia. Mógł nadużyć owej szczerości pisarza-biografisty, którą powinien posiadać każdy kto pisze o miejscu w którym się urodził i wychował. Nie wiem co powodowało panem Stanisławem, lecz niezbyt mi się to podoba. Obiektywizm w przypadku takich publikacji jak „Chmielew” jest wskazany.

 

Z drugiej strony miedzy można powiedzieć że sąsiedzi pana Gałązki nie byli bogatym narodem. Stąd te wszystkie kradzieże, frustracje, kłótnie. Ale czy tylko złe rzeczy działy się na terenie wsi Chmielew? Oczywiście – nie. Ale nie opowiem o nich, sami zajrzyjcie do książeczki.

 

A przecież Stanisław Gałązka znał wszystkich swoich sąsiadów. Czytając dokładnie „Chmielew” rozrysujemy plan wsi, zakreślimy gdzie kto mieszkał, poznamy każdą miedzę i wszystkie ścieżki. I niejedną opowieść która może stać się kanwą noweli filmowej.

 

„Chmielew” został napisany w latach dwudziestych dwudziestego wieku. Nie tylko odległość geograficzna dzieliła wieś od Stolicy Polski. Również gwara. A właśnie gwarą mazowiecką jest napisana opowieść o Chmielewie. Czytanie dzieła Stanisława Gałązki nie jest łatwe, nawet z przypisami. A tych jest sporo. Podał je Euzebiusz Gałązka oraz wydawca. Oczywiście czytelnik może dzięki temu rozszerzyć wiedzę na temat języka którym posługiwali się ( a może nadal posługują) mieszkańcy południowej części Mazowsza.

 

Niby blisko, a daleko. Niby tylko sto lat, a już dawno temu. Niby inni ludzie, a tacy sami jak my. Chmielew, a tak naprawdę my – ludzie.

Helluo_librorum

  Rok 1922. Luty. Pius XI został wybrany 259. papieżem. Egipt uzyskał niepodległość od Wielkiej Brytanii. W Paryżu została wydana powieść Jamesa Joyce’a „Ulissess”. A w małej wsi, położonej około siedmiu kilometrów od Warszawy niejaki Stanisław Gałązka, być może z pomocą krewnych, powróciwszy z wojny polsko-sowieckiej kończy swój „żartobliwy opis życia mieszkańców Chmielewa”. Sto lat później jego zstępni przygotowują tekst do druku. Syn autora, Eugeniusz Gałązka, przepisuje maszynopis, wnuk, Dariusz, opracowuje przypisy i wprowadzenie, natomiast prawnuczka Kinga spośród obrazów pradziadka wybiera ten, który zdobi okładkę książki, okazuje się bowiem, że autor tekstu był człowiekiem wielu talentów. W ten sposób światło dziennie ujrzewa rymowane opowiadanie, osadzone w realiach polskiej wsi początków XX wieku, tuż po I wojnie światowej, opisujące niewielką osadę oczami jednego z jej mieszkańców.

 

W swoim opowiadaniu autor w zabawny sposób przedstawia mieszkańców osady, przy okazji komentując współczesne sobie wydarzenia z życia społeczności. Polacy, Żydzi i Niemcy żyją w niej wspólnie i wspólnie przeżywają małe i wielkie sprawy codziennego życia – wesela, zabawy, ale i częste konflikty czy kradzieże. Dzięki autorowi mamy okazję razem z mieszkańcami przeżywać ich radości i troski. A są to radości i troski autentyczne, bo i każdy z bohaterów opisywanych przez autora to rzeczywisty mieszkaniec Chmielewa, żyjący w nim w trzeciej dekadzie XX wieku.

 

Można odnieść wrażenie, że autor nie pałał, przynajmniej do niektórych ze znajomych, przesadną sympatią. W przedstawianiu swoich sąsiadów nie szczędzi drobnych złośliwości, można też odnieść wrażenie, że nieco wyolbrzymia niektóre ich przywary. Już we wstępie widoczne jest także rozgoryczenie i żal za Chmielewem, jaki autor ma w swojej pamięci, a który jest dla niego tylko wspomnieniem. Brak bezstronności u autora nie jest jednak wadą jego dzieła. Trudno oczekiwać po autorze obiektywizmu godnego kronikarza, nie taki był bowiem cel jego dzieła. Opowiadanie „Chmielew i jego mieszkańcy” należy traktować jako, tylko i aż, lekką, satyryczną rymowankę, choć nie sposób jej odmówić ogromnej wartości historycznej. Duża w tym zasługa nie tylko samego autora, ale również jego wnuka, Dariusza Gałązki, który włożył wiele pracy w to, aby dowiedzieć się, kim były opisane przez autora osoby oraz co on sam mógł mieć na myśli, stosując niektóre przezwiska i powiedzenia.

 

Opowiadanie Stanisława Gałązki to także doskonała okazja do zaobserwowania ewolucji języka. Choć w tekście zostały wprowadzone drobne zmiany redakcyjne, wciąż jest on cennym materiałem obrazującym polszczyznę sprzed wieku, pełnym także autorskich powiedzonek Stanisława Gałązki oraz miejscowego żargonu. Choć autorowi nie zawsze udaje się zachować jednakowy dla wszystkich strof rytm, a rymy często nie są dokładne lub wręcz nie ma ich wcale, i tak zasługuje na duży podziw za to, co stworzył. Mimo że nie był wszechstronnie wykształcony, ukończył jedynie trzy klasy szkoły powszechnej, to właśnie jemu zawdzięczamy tę swoistą kapsułę czasu, jaką jest jego opowiadanie. Dodając do tego zdolności malarskie autora, wyłania się obraz człowieka utalentowanego, choć niedocenionego.

 

Czytając opowiadanie Stanisława Gałązki trudno uniknąć porównywania mieszkańców Chmielewa do współczesnych mieszkańców naszego kraju. Okazuje się, że pomimo upływu stu lat, problemy i przywary Polaków obecne w nich dziś i wtedy nie są wcale tak odległe. W ciągu minionego wieku nie zmieniliśmy się tak bardzo, jak być może chcielibyśmy, a tekst Stanisława Gałązki na pewno nam to uzmysłowi.

 

„Chmielew i jego mieszkańcy” to książka niełatwa, ze względu na specyficzny język, jednak zdecydowanie warta przeczytania. Niech nie zniechęca wierszowana forma opowiadania, jego żartobliwy charakter sprawia, że czyta się je dość szybko, pomimo licznych przypisów i trudnych do zrozumienia słów. Wbrew żartobliwemu charakter tekstu, jego wydźwięk jest jednak dość gorzki. Polska wieś międzywojnia z opowiadania Gałązki to już nie sielankowa osada z dzieł Kochanowskiego czy Karpińskiego. To miejsce trudne do życia, biedne, pełne mniejszych i większych kłótni jego sfrustrowanych i małostkowych mieszkańców. A z perypetii jego osadników dowiadujemy się, że, pomimo upływu lat, nasze wady wciąż pozostają takie same.

Doris

       Szarość nieba, żółć liści brzozy i zgrudlonej ziemi, a z boku maleńka, zagubiona nieco w tym smętnym, melancholijnym krajobrazie, skromna chłopska chałupina, przygięta do gruntu ciężarem spadzistego dachu, jakby już weń wrosła, całkiem jak ci chłopi, pracowici mieszkańcy Chmielewa. Bardzo klimatyczna to okładka, idealnie wpisująca się w treść powstałej sto lat temu opowieści o niedużej, przeciętnej mazowieckiej wiosce, której autor znał tam każdą piędź ziemi i każdego człowieka, a którą po stu latach przypominają nam jego dzieci i wnuki, pięknie ją opracowawszy. Ilustracja, którą się zachwycam na początku, także jest dziełem autora, jak widać artysty z powołania.

 

       Narracja również jest niecodzienna, stworzona rymowanym wierszem, raz bardziej, kiedy indziej mniej udanym. Niemniej ma ona swój urok, który w połączeniu z walorami faktograficznymi (wszyscy tutaj wymienieni, jak również opisane wydarzenia, są prawdziwe, zoczone i usłyszane, a później przeniesione na papier przez autora) czyni z tego maleńkiego dziełka swoistą osobliwość etnograficzno-obyczajową.

 

       Widzimy więc, że życie wioski w latach po pierwszej wojnie światowej nie było łatwe i raczej nie obfitowało w dobra. Za to wymagało wiele pracy i zapobiegliwości o gospodarstwo, o zasiewy i zbiory. Chmielew Stanisława Gałązki to kronika życia wsi, dni smutnych i wesołych, pogrzebów, wesel i świąt. To także jedna z najbardziej złośliwych i plotkarskich charakterystyk sąsiadów, nieporównywalna z żadną inną. Każda rodzina została wymieniona z nazwiska i krótko opisana, a autor doprawdy ma talent w wynajdywaniu ludzkich przywar i niedostatków. Wygląda na to, że mieszkańcy są mistrzami w dokuczaniu sobie, w podkładaniu sobie nóg i wyśmiewaniu. Jednak wiele tu też przykładów sąsiedzkiej pomocy: przy pożarze, przy zbieraniu jadła dla chorego. Ci, którzy na co dzień zaglądają sobie zawistnie przez sztachety, potrafią też wspólnie pić i bawić się donośnie na weseliskach. Tchnie polskością z tych kart, wiejską czerstwością i wiatrem pochylającym kłosy pszenicy na polu. To wieś , jakiej już nie zobaczymy, nie znająca technologii, pestycydów, pośpiechu, żyjąca w zgodzie z rytmem natury, od świtu do zmroku, pachnąca obornikiem i ozonem po burzy.

 

       Tę stuletnią próbę czasu, która wszakże pozwoliła utworowi przetrwać, słychać również w nie do końca zrozumiałym, dość archaicznym języku. Od wieku zmienił się on na tyle, że nie jesteśmy niekiedy pewni, czy zrozumieliśmy tekst właściwie. Cenne są tego typu „cymelia”, przywołują to czego już nie ma, a co warto sobie przypomnieć. Jak polska wieś żyła dawniej, jak bawiła się i pracowała, co ich śmieszyło, co złościło, czego sobie zazdrościli. A nawet jakie mieli gospodarstwa, współmałżonków, udane lub mniej udane dzieci, czy też jakie przydomki. Może i literacko nie jest to dzieło wysokich lotów, ale jako świadek historii, samo będące historią, warte jest przypomnienia.

 

Inka

  Film, literatura, sztuki plastyczne, czy muzyczne, oprócz ogólnopaństwowego obiegu w kulturze, posiadają jeszcze nisze, w których rozkwita klimat „małych ojczyzn”. Jan Jakub Kolski stworzył oryginalny świat jańciolandu z magicznym realizmem przeniesionym z gruntu iberoamerykańskiego pod polskie strzechy (dosłownie). Kresy, Wileńszczyznę można odnaleźć w twórczości Adama Mickiewicza, ale i Czesława Miłosza lub Tadeusza Konwickiego. Nie ma tez żadnych przeszkód, by na Śląsk patrzeć oczami Kazimierza Kutza. Gdańsk promują utwory zarówno Güntera Wilhelma Grassa, jak i kryminały Marka Krajewskiego.

 

Książka Stanisława Gałązki nie jest może pozycją wybitną, ale z pewnością wyjątkową. Autor umieścił swój wszechświat w małej miejscowości na Mazowszu, niedaleko Warszawy. Czas akcji – datowany na 1922 rok. Tekst wydany przez Warszawską Firmę Wydawniczą to rezultat pracy samego twórcy (na okładce obrazek namalowany osobiście, utrzymany w klimacie jesiennych kolorów i szumiącej brzozy), ale i jego bliskich. We wstępie znajduje się informacja, że maszynopis przepisał syn – Euzebiusz Gałązka, wprowadzenie i przypisy czytelnik zawdzięcza wnukowi – Dariuszowi Gałązce, a sam projekt graficzny zawdzięczamy prawnuczce Kindze Gałązce.

 

Chociaż forma przekazu jest raczej krótka, została opracowana nad wyraz solidnie. Zawiera historyczny, zwięzły rys historyczny uwzględniający zmiany demograficzne i językowe. Sięga do państwowych archiwów w poszukiwaniu rzetelnych źródeł. Nota edytorska natomiast informuje o wszelkich zmianach w stosunku do oryginału, przykładowo w interpunkcji i ortografii, nazewnictwie własnym. Odsyła też do Słownika języka polskiego Jana Karłowicza, Wielkiego słownika języka polskiego z 2018 roku i internetowej wersji Encyklopedii PWN. Cenną kopalnią wiedzy o minionych czasach i ludziach są także bogate przypisy na dole strony, w stopce, co nie zaburza toku narracji i nie przerywa rytmu tekstu. A jest on bardzo ważny. Bowiem, chociaż na początku publikacji pada określenie: opowiadanie, utwór ma zdecydowanie formę poematu. Na pewno nie tak patetycznego jak u Mickiewicza (Stanisław Gałązka ukończył jedynie trzy klasy szkoły podstawowej, więc porównania do wieszcza byłyby nie na miejscu), ale klimat sielskiej małej ojczyzny utrzymuje się niemal od początku do końca. Jest tutaj i lekkość pióra i satyryczny, miejscami nawet sarkastyczny ton opisu rzeczywistości tytułowego miejsca i jego mieszkańców. Staranie wybrane rymy parzyste odwzorowują w tym czterozgłoskowcu bardzo dokładnie topografię, przedstawiają wydarzenia z perspektywy naocznego świadka, samego autora.

 

Ale jest też przestrzeń na refleksję. Twórca tekstu nie ukrywa swojego żalu, nuty nostalgii za idyllą krainy dzieciństwa i młodości przypadających na okres międzywojnia a surowym, powojennym rozczarowaniem. Z niezwykłym, niemal reporterskim zacięciem, autor przytacza opisy swojego mikroświata. Na karty książki przywołuje postaci z krwi i kości, ocala ich od zapomnienia wspominając konkretne nazwiska, przydomki. Doceniając lub obśmiewając ich zalety i wady.

 

W Prologu czytamy: „Za to ja postaram się odkryć owe tajemnice (…), opowiem, jak żyją chmielewscy ludzie”. I nie są to zapowiedzi na wyrost. W książce Chmielew i jego mieszkańcy naprawdę ożywa miniona epoka. Czytelnik ma okazję zobaczyć, odczuć organoleptycznie, jak wyglądała polska wieś na początku XX wieku. I są tutaj dosłownie wszystkie tematy składające się na obraz danej społeczności: od narodzin po śmierć, przez życie doczesne. Jest i o kłótniach, i weselnych zwyczajach, o zabawach, o tragediach. O jabłkach w sadzie i zupie gruszczance. O trudnej koegzystencji Polaków, Żydów i Niemców, wojnach, a z drugiej strony –rubasznie: o ciążach wiejskich dziewcząt. Prawdziwy przekrój kolorowych obrazków utrzymany w ironicznie ciepłym, dowcipnym stylu.

 

 
 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial