Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Anamene I Inne Opowiadania

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 6 votes
Akcja: 100% - 7 votes
Wątki: 100% - 5 votes
Postacie: 100% - 7 votes
Styl: 100% - 8 votes
Klimat: 100% - 5 votes
Okładka: 100% - 10 votes
Polecam: 100% - 8 votes

Polecam:


Podziel się!

Anamene I Inne Opowiadania | Autor: Jakub Lisicki

Wybierz opinię:

czytacz1967

  Czytając kolejne opowiadania z tomiku „Anamene” Jakuba Lisickiego zawędrujemy w nieznane światy. A może to ten sam świat, tylko mający kilkanaście twarzy? Nie mnie rozstrzygać ten dylemat, i to na samym początkiem artykułu. Na wnioski przyjdzie czas. Odpowiedni czas.

 

Najpierw przyjrzyjmy się dokładnie „Anamene”. Co to są te nieznane światy, o których piszę w pierwszym akapicie? Jakub Lisicki sięga po różne opowieści mitologiczne, modyfikuje je na potrzeby poszczególnych opowiadań, łączy je ze sobą, kojarzy wątki tak różne, że w pierwszym odruchu oburzamy, aby egzystowały w jednym ciele. Lecz przypomnijmy Sfinksa, Hydrę Lernejską czy Cynocefala. To są przykłady na łączenie dwóch bytów w ludzkiej wyobrazni. A właśnie taki manewr robi Jakub Lisicki.

 

Łączenie wątków w „potwory” to niejedyna rzecz, która mnie oczarowała, zainteresowała. Otóż Jakub Lisicki wprowadził do wszystkich, no może prawie wszystkich, opowiadań, wątek lustrzanego odbicia, sobowtórów. Jest ich niezliczona ilość, jakby klonowanie było jakimś fetyszem. Lekiem na całe zło. Sobowtór będąc w innym miejscu niż ty, wykona za ciebie pracę, której nie lubisz, nie chcesz, nie możesz. Sobowtór to także dobry sposób na przedłużenie życia. Lub na zrozumienie prawd fizyki, chemii, biologii. Bo tak naprawdę opowieści Lisickiego są filozoficznym pytaniem o sens istnienia, o sens rozmnażania.

 

Oczywiście, jak już zasygnalizowałem, Jakub Lisicki, stosuje znane archetypy. Jest taka idea, upowszechniona przez modernistów, że w wieku dwudziestym pisarze zaczęli układać ( tworzyć, przepraszam) swoje własne opowieści z tego wszystkiego co dały im poprzednie stulecia, epoki. Czyli Jakub Lisicki nie jest żadnym wyjątkiem. Po prostu Autor wyciąga z szeroko rozumianej kultury te cząstki, które są mu niezbędne, tworząc nowe światy.

 

Czy jest epigonem w stosunku do poprzednich stuleci? Nie sądzę. Epigonem ( w sztuce) nazywamy bezmyślne, nietwórcze i bierne odwzorowywanie pomysłów już istniejących, szczególnie, gdy wzorce zostały zakwestionowane. W przypadku „Anemene” mamy do czynienia z modelem żyjącym od lat w świadomości literackiej, nikt nie skreślił mitów z listy dziedzictwa kultury świata. To byłoby niebezpieczne, wręcz głupie. Żyjąc w pośpiechu ( który to już wiek?) nie zdajemy sobie sprawy że otacza nas niewidzialna, lecz bardzo skuteczna w oddziaływaniu sieć powiązań między światem rzeczywistym a światem bajecznym. Nazywamy taki zabieg realizmem magicznym. Łączy go z oniryzmem to, że bohaterowie nie kwestionują logiki niezwykłego (onirycznego?) elementu, czyli niczemu niezwykłemu się nic a nic nie dziwią. Jakub Lisicki właśnie taki świat przekazuje czytelnikowi w „Anamene”.

 

Barwne są opowieści Jakuba Lisickiego. Nie chodzi mi tylko o łatwość poruszania między zdaniami, lecz przede wszystkim o użycie „kolorowych” przymiotników. Przymiotniki – to wiadomo nie od dziś, ubogacają treść opowieści. Robią tak zwany klimat. Na koniec tej sekwencji, uwaga dotycząca edycji „Anamene” Jakuba Lisickiego. Gdyby ilustratorem powieści był Zdzisław Beksiński, miałby w treści „Anamene” zbiór interesujących interpretacji do stworzenia obrazów. Tylko żal, że Beksiński już nie żyje, a po drugie szkoda iż Wydawnictwo opiekujące się Autorem nie ma zbyt dużego budżetu. Z pewnością owocem współpracy Lisickiego, Beksińskiego i Warszawskiej Firmy Wydawniczej byłyby dzieła na miarę światowej wystawy.

 

Warsztat literacki Jakub Lisicki ma opanowany w stu procentach. Widać w kolejnych opowieściach powtórzenia schematów konstrukcyjnych, być może Autor jest przyzwyczajony do takich a nie innych rozwiązań. A może to błąd debiutu. Nie poznał jeszcze Jakub innych kształtowań historii. Trzymał się jednego planu, projektu.

 

To jest dobra literatura. Bardzo dobrze i ciekawie łączy Jakub Lisicki prozę z liryką, dlatego też czytelnik dostaje baśniowy świat dla dorosłych. Być może odkryjemy nieznane lądy. W opowiadaniach i w sobie.

enlili

  „Zbiór poetyckich, pełnych oniryzmu opowieści” – tak blurb na tyle książki zachęca nas do lektury książki „Anamene i inne opowiadania” autorstwa Jakuba Lisickiego. I właściwie dostajemy to, co nam oferują.

 

Podczas lektury moja uwaga skupiona była głównie na świecie, takdobrze wykreowanym przez narratora. Uważam, że jest on nie tyle oniryczny, co baśniowy. Ale też: myśląc baśniowy od razu nasuwają się skojarzenia z „Jasia i Małgosi”, „Czerwonego Kapturka” czy „Śpiącej Królewny”. Tutaj dostajemy świat baśniowy w wersji dla dorosłych. Mamy morderstwa, podstępy, krew leje się na prawo i lewo. Makabra, frenetyzm i turpizm – wszystko w jednym miejscu, na kartach tej książeczki. Ale jedocześnie – co jest wszystkim baśniom właściwe – świat spowity jestaurą tajemniczości, która jak mgła osiada na wydarzeniach i uwypukla nastrój grozy.Zaletą są też postaci – mieszkańcy owego świata. O jednych wiemy więcej, o drugich właściwie nic, ale prawie każda z nich jest wyjątkowa na swój sposób i nie tylko ze względu na to, jakim „gatunkiem” jest, ale też na osobowość i zachowanie w danej sytuacji.

 

Ogromny plus za kilkakrotnie pojawiające się kompozycje klamrowe i pierścieniowe, dzięki którym historie zyskują wrażenie błędnego koła – wiecznie rozgrywa się to samo. Mały smaczek, ale dla mnie sporo zmienia.To pokazuje też, na jakich prawach działa świat przedstawiony i w jaki sposób funkcjonują w nim jego mieszkańcy.Z drugiej strony też: często nie dostajemy odpowiedzi na wszystkie pytania, a wątki, zakończenia, czy fabuła w ogóle, pozostają otwarte na interpretację.

 

Pojawiają się także obiecane nawiązania mitologiczne. Te bardziej oczywiste, ale też takie, nad którymi trzeba się zatrzymać, by je dostrzec – te nienazwane bezpośrednio.

 

Prawdą jest, że wczytując się w te opowiadania, a przede wszystkim zagłębiając się w tym świecie i w tym nastroju, który się wytwarza (a nad którymi będę się jeszcze pewnie przez chwilę zachwycać) przenosimy się jakby do innej rzeczywistości. Stajemy się naocznymi świadkami niezwykłych – i często niewytłumaczalnych bądź wręcz ciężkich do uwierzenia – sytuacji i wydarzeń, na które narrator (a może raczej narratorzy) swoje postaci skazuje. A możliwość przeżycia tego razem z nimi, sprawia, że każda z historii zapada w pamięć.

 

Są oczywiście historie bardzo dobre i te gorsze – zarówno pod względem sposobu pisania, jak i ogólnego pomysłu na ową opowieść. W niektórych brakuje mi… no właśnie, nie jestem pewna, czy jestem w stanie nazwać to „coś”. Niby mamy tu wszystko, czego od wspomnianej wyżej baśniowości i – w mniejszym stopniu, ale wciąż – oniryzmu moglibyśmy wymagać. I faktycznie tak jest. Nie zmienia to jednak tego, że nadal odczuwam brak tego niewyrażalnego „czegoś”. Mam wrażenie, że momentami mogło być w historiach „więcej”, mogło być „bardziej”, tak, żeby czytelnika aż wgniotło w fotel podczas lektury. Brak tego szczególnie, gdyż po większości opowiadań widać, iż Lisicki ma warsztat i dobre wyczucie pisarskie. Ale niestety tego „czegoś” mi właśnie zabrakło. To „coś” zostawiło mnie po lekturze z niedosytem.Czuję też, że o ile niektóre opowiadania kończą się w doskonałym momencie, tak niektóre mogłyby być troszkę bardziej rozpisane, by wszystko dobrze wybrzmiało i by ich puenta lub zaskakujące zakończenie mogły właściwie wybrzmieć.

 

Tak czy inaczej, niezaprzeczalna poetyckość tych opowiadań, ich ciężki do podrobienia klimat i wykreowany przez nie nastrój sprawiają, że opowiadania czyta się świetnie i często z zapartym tchem.

 

Książka nie jest długa, stanowi lekturę – przynajmniej w moim wypadku – na trochę ponad godzinę, ale z pewnością nie była to godzina zmarnowana.

inka

  Nie każdego zachwyci teatralna umowność wydarzeń przedstawionych w opowiadaniach Jakuba Lisickiego. Ich nieprawdopodobieństwo sytuacji. Ale trzeba pamiętać, że autor porusza się w obrębie pewnej konwencji, której jest wierny. Konsekwentnie przywołuje wątki oniryczne, funeralne, baśniowe, mitologiczne, filozoficzne. Inny wymiar rzeczywistości daje podstawy ku różnym ścieżkom interpretacyjnym. A barokowy, pełen ozdobników, język obrazujący malowniczość porównań, metafor i wszelkich możliwych środków stylistycznych nadbudowuje fabułę i wprowadza elementy ekspresjonistyczne.

 

Ta poetycka proza sięga po odrealnionych bohaterów o orientalnie brzmiących imionach: postacie mędrców, królowych, rycerzy, personifikacje śmierci. Występują też impresje słowno – malarskie na temat przyrody. Krótkie formy tekstów kondensują maksimum organoleptycznych wrażeń. Są smaki, zapachy, kolory układające się w ulotność fantasmagorii i rozważań egzystencjalnych. Jak w opowiadaniu Ostatni oddech, gdzie „Czerń śmierci została złączona z czernią życia, które nigdy nie istniało” lub: „struny deszczu zaczepione o fundament istnienia” z opowiadania Orfeusz. Piękne, obrazowe wykorzystanie nieograniczonych możliwości literackiego języka. Z kolei Thenratha to przykład, jak w plastyczny sposób dokonać animizacji przedmiotów (kamyki obserwowały, drzewa spoglądały, księżyc milczał). Rozrzucone pióra, wskrzeszona dusza to pean na cześć przyrody. Panują kolory, światłocienie. A w opowiadaniu Seonkaero również smaki. Tyle, że proustowska magdalenka przywołująca wspomnienia z przeszłości, tutaj ma smak cytryny.

 

Krótkie, obrazowe frazy zaskakują umownością skrótów. Nasuwają na myśl styl biblijnych historii. Mozaikowe mini opowieści układają się w ciągi fabularne. Ma się wrażenie, że teksty to strzępy wrażeń sztukowane przypadkowo. Miejscami chaos kompozycyjny bardzo przypomina mechanizmy snu. I taki oniryczny klimat utrzymuje się w całym zbiorze.

 

Równie często występuje motyw snu we śnie. Requiem zgłębia tajniki duszy, czasu, wędrówki. Widać tutaj wyraźnie ontologiczny charakter naukowych rozważań ubranych w metaforykę snu i klimatów Katedry Jacka Dukaja.

 

Nawiązań literackich jest więcej. W pierwszym opowiadaniu Przegniły owoc autor sięga do mitu o samounicestwiającym i samo odradzającym się ptaku Feniksie nadając mu patetyczny nastrój podobny w odbiorze do prozy Paolo Coelho. Orfeusz, to z kolei, kolejne odniesienie i trawestacja znanego motywu. Jakub Lisicki ponownie wykorzystał mroczny, tajemniczy nastrój, balansowanie na pograniczu życia i śmierci. Jest noc, cmentarz, żałobna suknia.

 

A w Przezmroku dodatkowo dochodzi Królowa Nocy i „armia szaleńców”. Ta pieśń – poemat kojarzy się mocno z Królem Olch Wolfganga Goethego.

 

Personifikację śmierci można też odnaleźć w tekście Rozgryziony cukierek. Tutaj autor zastosował zmianę narracji, z męskiej na kobiecą. Dzięki niej dowiedzieć się można, że Śmierć lubi landrynki. Te przejścia między poszczególnymi bohaterami są bardzo charakterystyczne dla Lisickiego. Sugerują alternatywną rzeczywistość i umowność postaci, będących innymi wersjami samych siebie.

 

Równie typowe są motywy turpistyczne. Znikające ciało oraz I błogosławię swej twarzy… podejmują temat cierpienia, rozkładu, vanitas vanitatum. O umieraniu i przemijaniu („triumf bezżycia nad bezżyciem”) są także Duchy kryształów.

 

Zupełnie inny nastrój panuje w opowiadaniu Przedżycie. Biblijny ton ma moc podkreślania, że „jest we wszechświecie miejsce, gdzie wszystko się kończy i wszystko zaczyna”. Poetyka słów to pomost łączący pojęcie jungowskiej jaźni i hinduistyczną reinkarnację.

 

Duchy lasu, Duchy mgieł oraz Powrót to jedne ze słabszych, przeciętnych tekstów. Zarówno pod względem formy, jak i treści.

 

I w końcu tytułowe opowiadanie Anamene. Zagubione wśród innych historii. Być może jest podsumowaniem projektu autora. Przywołuje uniwersum baśni, stopniuje napięcie, grozę oraz przeskoki czasowe ukazując dorosłą bohaterkę, niczym ćmę ulegającą transformacji. To również zbiór toposów, po jakie w całym zbiorze sięgnął Jakub Lisicki. Jest bowiem o wolności duszy, przemijaniu, wszechświecie i alternatywnych bytach.

Sasa

  O tym zbiorze opowiadań trzeba napisać chociaż jedno: jest niezwykle intrygujący. Historii jest dość sporo, a mała liczba stron rozbudza wątpliwość, czy są one w ogóle ciekawie napisane - niektóre opowiadania są naprawdę krótkie, a jednocześnie można je odebrać nawet jako nieczytelne. Jednak miejmy w głowie ten oniryzm, o którym wspomina opis z tyłu okładki. I choć jest dosyć skromny - rozłóżmy go na części.

 

Tenże zbiór jest idealnym przykładem - moim zdaniem - prozy poetyckiej. Pełno jest różnych metafor i opisów, które otaczają aurę fabuły pełną oniryzmu niemal liryczną wizją. Dobrze jest czytać te opowiadania ze świadomością, że są one pisane na kanwie snu - inaczej spędzimy większość czasu próbując zrozumieć logiczność opisywanych wydarzeń. Dzieją się dziwne, oj dziwne rzeczy - jednak senne podłoże czyni wiele rzeczy możliwymi. Czasami trzeba przeczytać jakiś opis parę razy, żeby uświadomić sobie, co właśnie się stało. Autor bardzo chciwie korzysta z tego, że kanwa oniryzmu nie ma granic - dosłownie wszystko jest możliwe.

 

Każde z opowiadań jest na swój sposób inne - nie nawiązują treścią ani wydarzeniami do siebie, ale wszystkie łączy jedno - ezoteryczny wymiar. Szczerze powiedziawszy nie udało mi się wyłapać więcej niż dwóch nawiązań mitologicznych, które zapowiada opis na odwrocie okładki, ale mogłam coś przegapić. Niemniej jednak, opowiadanie o Orfeuszu jest jednym z moich ulubionych. Opis na odwrocie okładki ostrzega nas też przed dużą ilością makabry i turpizmu. I tak naprawdę są to najlepsze określenia charakteryzujące ten zbiór. Większość tych opowiadań zawiera dość brutalne sceny, które momentami są jednocześnie zupełnie niespodziewane.

 

Każde z tych opowiadań ma spory potencjał na osobną historię, w osobnej książce. Zastanawiałam się, czy te opowiadania może łączą się ze sobą, ale ich jedynym wspólnym elementem jest właśnie oniryzm. Po przeczytaniu każdego rozdziału pozostawał mały niedosyt, że ta historia nie jest bardziej rozwinięta i rozbudowana. Ale w pewnym momencie naszła mnie refleksja, że każda z tych historii, urywa się równie gwałtownie jak sen. Autor nie był aż tak bezduszny, żeby urywać w połowie historii, ale widać, że zakończenia opowiadań są niezwykle gwałtowne. Można by się spodziewać, że tytułowe opowiadanie “Anamene” jest w jakiś sposób centrum całego zbioru i gromadzi w sobie nawiązania do motywów użytych w pozostałych historiach. Mi nie udało się wyłapać nic takiego - opowiadanie tytułowe jest równie indywidualne jak i reszta. Nie jest też ono najdłuższym ani najbardziej intensywnym, dlatego mogę jedynie spekulować na temat powodu, dla którego stało się ono tytułową historią.

 

W przypadku niektórych opowiadań - na przykład “Przegniłego Owocu”, czy też “Thenratha” - na początku naprawdę ciężko jest się połapać o co chodzi. Przez to, że opowiadania są inspirowane wizjami sennymi, często pojawia się wiele niejasności i nieoczywistych rzeczy, o których my, jako czytelnicy, jeszcze nie wiemy, lub nawet nie dowiemy się w ogóle. Mamy do czynienia z powtarzającymi się koszmarami, z dziwnymi wizjami niewiadomego pochodzenia. Niektóre opowiadania są nawet zbyt krótkie, żeby zrozumieć ich pełen sens - nie ma wystarczająco dużo tekstu, żeby połapać się w tym, co się dzieje.

 

Słowem końca, jest to dosyć ciekawy zbiór do przeczytania. Autor umie pisać w naprawdę intrygujący sposób. Jednocześnie jest to coś, z czym w literaturze nie mamy za wiele do czynienia - przynajmniej ja nie miałam - a oniryzm jest niezwykle ciekawą konwencją literacką. Polecam każdemu, kto chciałby przeczytać historie oparte na wizjach sennych - wbrew pozorom, nie zawsze wiadomo, czego się spodziewać.

Olga Piechota

  Sny potrafią nieść ukojenie. Przenoszą nas do innego świata, a czasami zdarza się nawet, że ten świat jest dużo lepszy niż nasz własny. Wtedy bez zastanowienia oddajemy się w objęcia Morfeusza i podróżujemy. Przypomina mi się tu scena z Harry'ego Pottera, gdy Dumbledore mówi "We śnie człowiek znajduje się we własnym świecie. Czasem pływa w głębokim oceanie, a czasem robi pierwszy krok w chmurach.". Bardzo spodobał mi się ten cytat. Miał w sobie piękno i prostotę. Jednak moje myśli idą dalej do innego Morfeusza, w popkulturze znanego jako Sandman. On doskonale wie, że sny mogą się przerodzić w koszmary, a koszmary ukojenia, a nawet odpoczynku już nie dają. A czy mogą dać coś innego?

 

Jak część z Was pewnie wie, nie jestem fanką opowiadań. Jednak bardzo je doceniam, ponieważ uważam za niesamowity kunszt przekazanie czegoś w tak krótki, ale dosadny sposób. Może właśnie dlatego mam wrażenie, że jest mało dobrych opowiadań. Niemniej jak sami czytacie, czasami decyduję się jakieś przeczytać i tym razem był to zbiór opowiadań "Anamene i inne opowiadania" Jakuba Lisickiego. Moje zaskoczenie było wprost niesamowite. Myślałam, że to będą po prostu przyjemne opowiastki, a tymczasem okazało się, że to jedna z najlepszych książek, które czytałam dotychczas. Dlaczego?

 

Sam pomysł wydaje mi się niezmiernie interesujący. Nieczęsto takie spotykam. Ogólnie mam wrażenie, że wykorzystanie oniryzmu jest czymś rzadkim. Z jednej strony jest dużo takich motywów, ale są one dość ubogie, dość spłycone. Tymczasem wykorzystanie snu (i nie tylko) ma w sobie coś kuszącego, ma w sobie moc. Bardzo to szanuję.

 

Pod względem stylistycznym książka okazała się dla mnie bardzo ciężka, co oznacza, że zaczęłam ją traktować jako rodzaj wyzwania. Myślałam, że przeczytam wszystkie opowiadania bardzo szybko, prawdopodobnie na jedno dłuższe posiedzenie przy książce. Tymczasem potrzebowałam więcej czasu na jej przeczytanie, gdyż wymagała ona skupienia, zaangażowania się, łączenia faktów i wychodzenia poza swoje własne granice. Wbrew pozorom dla niejednej osoby to bardzo trudna sprawa. Lubię, jak w literaturze pojawia się wyzwanie. Zawsze mam wrażenie, że to ukłon w stronę czytelników. Wtedy wiem, że pisarz traktuje swoich czytelników na równi ze sobą, a to wiele dla mnie znaczy.

 

Pod względem fabularnym dominuje właśnie ten oniryzm i według mnie autor po mistrzowsku prowadzi czytelnika przez ten świat. Tym bardziej że w książce "Anamene i inne opowiadania" jest trudno dostrzec jakąś główną oś. Każda historia żyje własnym życiem i wymyka się schematom. W wielu przypadkach nie można powiedzieć o rozpoczęciu, rozwinięciu i zakończeniu. To stanowczo szkolna sprawa. Tutaj jest większy chaos, który wbrew pozorom wydaje się bardzo dokładnie przemyślany i niosący za sobą pokłady zrozumienia.

 

Opowiadania mocno uderzają w wyobraźnię i zmuszają do przemyśleń. Gdy czytałam, miałam poczucie, że w tym wspomnianym chaosie, autor uderza w samo sedno i w ogóle nie obawia się tego robić. To część jego myśli, które w śnie ujrzały swoją drogę i prowadzą całość według wyznaczonego szlaku.

 

"Anamene i inne opowiadania" to od momentu przeczytania moja perełka. Oczywiście opowiadania były różne i jedne przemówiły do mnie bardziej, inne mniej. Jednak jako całość to wspaniała pozycja literacka, choć przyznam, że dla wytrwałych, która przedstawia wiele tematów na najróżniejszych płaszczach. Jeśli tylko lubicie takie klimaty, to ja bardzo polecam.

 

 
 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial