Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Sprawy, Na Które Przyszedł Czas

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 2 votes
Akcja: 100% - 2 votes
Wątki: 100% - 2 votes
Postacie: 100% - 2 votes
Styl: 100% - 2 votes
Klimat: 100% - 2 votes
Okładka: 100% - 2 votes
Polecam: 100% - 2 votes

Polecam:


Podziel się!

Sprawy, Na Które Przyszedł Czas | Autor: Petra Soukopova

Wybierz opinię:

Doris

       Gdy widzę „Petra Soukopova”, to już wiem, że będą wzruszenia, że autorka ostre światło skieruje na zwykłą praską rodzinę, by następnie wziąć wszystkich jej członków pod szkiełko mikroskopu i dokładnie przyjrzeć się każdemu detalowi, drobnemu uczuciu, kłamstwu i przemilczeniu, skrytemu w mroku przymkniętych dyskretnie powiek. I w tym pozornie zdrowym organizmie każe nam szukać toczącego go wirusa, bakterii rozkładu, która wdarła się w sam środek i rozpoczęła już proces gnilny.

 

       Alice i Richard to para, którą obserwujemy od samego początku ich relacji, przechodzimy razem z nimi przez kolejne etapy, odnosząc wrażenie, że znamy ich już bardzo dobrze, wiemy o czym każde z nich myśli i czego oczekuje, o czym mówi głośno, a czego nie werbalizuje wcale, bo albo się boi, albo z góry zakłada daremność tego kroku. Sytuację rodzinną możemy ujrzeć oczami każdego z małżonków, a później również z perspektywy ich dwójki dzieci.

 

       To zwykła codzienność, jakiej doświadcza każdy z nas. Praca, zakupy, wychowanie dzieci, wspólne oglądanie telewizji czy wycieczka. Jak w tysiącach innych rodzin. Czasami nie mogłam powstrzymać uśmiechu, czy choćby westchnienia, gdy rozpoznawałam sytuacje jakby żywcem wyjęte, przekalkowane z mojego życia. I od razu z lekką paniką sięgałam pamięcią wstecz, pytając sama siebie: „czy ja też tak reagowałam?” W trakcie lektury ogarniał mnie coraz większy smutek. Żal mi było zarówno Alice, jak i Richarda. Chyba źle wystartowali, a późniejszy brak komunikacji pogłębiał jeszcze kryzys. Od ledwie lekkiej rysy do rozpadu na dwie części prowadziła długa, nieprzerwana droga, która musiała zakończyć się tabliczką: „droga bez wylotu”.

 

       Naszych bohaterów zetknął przypadek (zwykle przecież tak się dzieje), a oni biernie dali mu się poprowadzić. Zostali parą, a później małżeństwem żyjąc złudzeniami, nie chcąc widzieć ogromu pracy, jaka każdego czeka w związku, woląc łudzić się, że przecież nie jest najgorzej, choć najlepiej może też nie. Temperatura uczuć od pierwszego dnia była co najwyżej ledwie ciepła, nie ujrzałam tu namiętności, szału zmysłów, od czego zwykle się zaczyna.

 

       Wiadomo, ze nasze oczekiwania z reguły rozjeżdżają się z rzeczywistością, która potrafi być nieprzewidywalna. Musimy rezygnować z długo snutych planów lub też je modyfikować, przykrawać do możliwości. Czasami konieczne są poważne kompromisy. Wycieczka po Beskidach nie będzie trwała wiecznie. Rozpad, obojętnienie na siebie, narastanie wrogości, to zwykle jest proces. Sprzyja mu pielęgnowanie pretensji, chowanie w duchu urazy, brak szczerych rozmów, bez kłótni, a w celu wzajemnego zrozumienia się partnerów. Jeśli nawet ktoś mówi „było przecież tak dobrze”, to znaczy, że nie był dość uważny, nie zauważał symptomów, być może zbyt skupiając się na sobie.

 

       Jeśli jest silna chemia między partnerami, wzajemne przyciąganie, czułość, tworzą one piękną, silną podstawę do budowania i zacieśniania relacji na każdym innym polu. To jednak stały trud, który trzeba podjąć. Ja tutaj tego nie zobaczyłam. Bohaterowie nie potrafili znaleźć kompromisu nawet w kwestii konsekwentnego i zgodnego wychowania dzieci. Za to widziałam aż za dużo skrywanej frustracji i rozżalenia, które jednak nigdy nie zostały wypowiedziane inaczej niż w kłótni, a ta, wiadomo, nie sprzyja rozsądnej rozmowie.

 

       Tak naprawdę Alice i Richard od początku do końca się rozmijają. Gdy on chciałby ją przytulić, ona tego nie zauważa i przechodzi mimo niego, wówczas zaś, gdy Alice odczuwa potrzebę rozmowy, Richard jej nie słucha i chowa nos w laptopie. Nie winiłabym tutaj społecznych mechanizmów, ról, do jakich zostali przypisani mężczyzna i kobieta. To już nie te czasy. Widać, że na początku związku oboje próbują się trochę dostosować do potrzeb drugiej osoby. Ale tak naprawdę nie rozmawiają o tym, co im przeszkadza, a co jest wspólną pasją, każde próbuje partnera przykroić na swoją miarę. Czasami miałam odczucie, że są ze sobą, bo tak się złożyło i od początku sprawiają wrażenie lekko znużonego sobą tandemu z długim stażem . „Alice jest pewna, że Richard wcale nie marzył o żonie, która w złości rzuca w niego przedmiotami i budzi go w ciągu nocy, bo wkurza ją jego spokojny sen, kiedy ona sama z nerwów nie może zmrużyć oka (…) zdążyło jej zobojętnieć, ze Richard jest taki niemrawy, nudny, że nie zna się na żartach, wiecznie ślęczy w pracy i nic poza nią go nie obchodzi, że ma ją gdzieś, że ich życie przez ostatni rok, jeśli nie dłużej, przypomina relację przypadkowych współlokatorów, których jedynym tematem są dzieci(…)”

 

       Czytam ten przydługi wysyp skarg i w zasadzie nic mnie nie dziwi. To było widoczne od bardzo dawna, z czasem tylko się pogłębiało i utrwalało. Korodowało powoli, choć systematycznie. Gdy widzę słowa: „idą, Richard trochę przodem” uświadamiam sobie, że one powtarzają się co jakiś czas od pierwszych stron tekstu. Ta para nie wędruje przez życie razem. I nigdy nie wędrowała. Tylko im więcej czasu upływa, tym bardziej jest im wszystko jedno.

 

       Później to już niczym lawina kamieni: zarzuty, wymówki okraszone zjadliwością i poczucie krzywdy przesłaniające jasność myśli, przez co nie dostrzega się własnych błędów. To wszystko przytłacza ich oboje, a wzrastać w tej gęstej i ciężkiej atmosferze musi dwójka dzieci. To nie może mieć dobrego finału. I choć przez tyle lat starają się, udawać, że tego nie widzą, to w końcu pora przyznać, że „żona nie rozumie jego, a on jej, nie rozumie nawet własnych dzieci, co gorsza nie ma już nawet ambicji, by to zmienić.”

 

       Przez sam fakt, że życie rodziny toczy się tak powoli, zwyczajnie, że oddalają się od siebie stopniowo, nie w wyniku jakiegoś spektakularnego wydarzenia, jak to najczęściej bywa w literaturze i filmie, ale jakby mimochodem, z każdym miesiącem tych siedemnastu wspólnych lat systematycznie zwiększając dzielący ich dystans, wszystko rozumiemy o wiele lepiej i natychmiast wychwytujemy każdy kolejny stopień oddalania się od siebie Alice i Richarda.

 

       Petra Soukopova równie wnikliwie zagląda w duszę kobiety, jak i mężczyzny, obnaża je przed nami tak, że o wiele wcześniej niż sami bohaterowie możemy antycypować wydarzenia. Nikt w tej plątaninie uczuć, w tym pomieszaniu zniechęcenia, apatii przechodzącej w gniewny bunt, a później w poczucie winy, nie potrafi sobie poradzić, węzeł zaciska się coraz mocniej. Już nie sposób go rozplątać, można go tylko przeciąć.

 

       Autorka z maestrią oddała tutaj wszystkie odcienie miotających bohaterami emocji i rozterek, a także zagubienie dzieci, będących już w wieku, gdy wiele spraw zaczyna się coraz lepiej rozumieć, lecz wciąż trudno przyjąć je do wiadomości i zaakceptować. Tym bardziej, gdy oznacza to utratę dotychczasowego, kruchego przecież, poczucia bezpieczeństwa i całkowitą zmianę. To prawdziwe, wieloaspektowe i bardzo poruszające studium rodziny, jakich wiele wokół nas, jaką i my moglibyśmy być, czy może nawet jesteśmy…

 

       Duże wrażenie robią portrety psychologiczne dzieci, to zresztą zawsze udaje się Petrze Soukopovej rewelacyjnie. Doskonale potrafi namalować najdrobniejsze detale ich emocji, każdą, niewielką zmianę ich odcieni, to jak przekształcają się i dojrzewają wraz z dziećmi. Książka w dużej mierze opiera się na dialogach, które zostały w bardzo ciekawy sposób zindywidualizowane. Każdy z bohaterów mówi innym, własnym głosem. Tak więc ich wzajemne rozmowy dają nam dodatkowy wgląd w ich charaktery. Zarówno to, co dobitnie wyrazili, jak i to, co pozostało w zawieszeniu, w niedokończonym zdaniu, w owych dających pole do refleksji trzech kropkach…

 

       Zastanawia jedno, i jeśli tylko dobrze rzecz odczytałam, konkluzja nie napawa optymizmem. Czyżby autorka na tyle krytycznie oceniała człowieka, że nie wierzy w możliwość ułożenia sobie przez niego dobrych, otwartych relacji w związku? Wydaje się, że bohaterowie nie uczą się na własnych błędach, oczekując od życia zbyt wiele, zbyt szybko, idealizując rzeczywistość, co prowadzi niestety do nieuchronnego rozczarowania. Może jednak to po prostu jedynie ostrzeżenie dla nas, czytelników, byśmy w porę potrafili wyciągnąć właściwe wnioski. Bo to przenikliwe resume rodziny nie może nie wstrząsnąć, właśnie dlatego, że opisuje codzienność, powszedniość i przeciętność, a więc to wszystko, co, można powiedzieć, już było, jest nam doskonale znane. Ile w powieści zawarto obrazu nas samych, to wiemy już tylko my, i zapewne zachowamy to dla siebie.

 

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial