mmichalowa
-
Kryminał to jeden z tych gatunków, po jakie sięgam równie często, co po reportaż. Nie ukrywam, że czytając tytuły wydane na przestrzeni ostatnich kilku lat, można wśród nich znaleźć wiele elementów wspólnych. „Kryptonim Młot Thora” zupełnie nie wpisuje się w klimat i styl tamtych książek. W trakcie lektury czułam się nieco jak wtedy, gdy x lat temu, w moich dłoniach gościł ”Pan samochodzik…”.
Cała historia naprawdę długo się rozkręca, i gdyby nie moje umiłowanie do tematyki Riese – oraz ciekawość, nie wiem czy dałabym jej radę. Rozumiem, że potrzebne jest wprowadzenie do późniejszej akcji, ale w moim odczuciu mogłoby być ono nieco bardziej wartkie. Czasami czytelnicy odkładają książkę po kilkunastu albo kilkudziesięciu stronach, a tej zwyczajnie byłoby szkoda, bo od połowy zaczyna się tam dziać naprawdę ciekawie.
Bardziej niż kryminał pasuje mi do tej pozycji określenie powieść sensacyjna. Ostatecznie całkiem dużo dzieje się na jej kartach, a główny wątek splata nie tylko różne miejsca, ale także czasy. Sporo tu nawiązań do historii, aczkolwiek naprawdę delikatnie muśniętych, a możliwości były ogromne, bo kompleks Riese wciąż kryje w sobie tajemnice. Kto wie, czy i kiedy w ogóle nadarzy się możliwość by je poznać?! Być może nieco więcej uda się czytelnikowi dowiedzieć z zapowiadanej po cichu kontynuacji.
Ciekawe, że dwóch mężczyzn postawiło na wspólne pisanie beletrystyki. O ile przy książkach naukowych, reportażach itp. niespecjalnie to dziwi, o tyle przy kryminale zdarza się stosunkowo rzadko. Zawsze istnieje ryzyko, że autorom nie uda się zachować spójności pisarskiego stylu. Na szczęście w tym tytule nie jest wyczuwalna żadna zmiana i pozycję czyta się dość płynnie, chociaż posiada ona swoje charakterystyczne cechy. Można wśród nich umieścić jeden bardzo często pojawiający się zwrot „panowie” obecny w sporej liczbie dialogów, co jest jednak odrobinę nienaturalne w moim odczuciu. Na dobrą sprawę jednak nie wiem… Być może mężczyźni w swoim gronie rzeczywiście tak często się nim posługują?
Z jednej strony nie mam tej książce nic do zarzucenia, a z drugiej żyje myślą, że jedne z wątków można było zdecydowanie ciekawiej rozwinąć. Sam pomysł jest naprawdę ciekawy i nietypowy, bo grupa nurkujących mężczyzn znajdująca ważne dokumenty z czasów II Wojny Światowej nie jest zbyt częstym zjawiskiem. Fakt, że obcokrajowcy decydują się na przyjazd do Polski celem rozwiązania zagadki, na jaką trafili, również zaskakuje. Zwłaszcza że już tu na miejscu, w naszym kraju, zaczyna się dziać naprawdę niebezpiecznie. Okazuje się, że na znalezione przez nich materiały poluje sporo osób. Każda z nich ma w tym swój interes i nie zawaha się posunąć do zachować sprzecznych z obowiązującym prawem. Czy wszyscy bohaterowie wyjdą z tej historii cało? Poszukiwanie odpowiedzi na to pytanie pozostawiam już każdemu. Najlepiej sięgnąć po ten tytuł jeszcze teraz w okresie, gdy wieczory są naprawdę długie i dać się porwać zaplanowanej i spisanej przez autorów przygodzie. Dla niektórych będzie to zapewne podróż sentymentalna, inni zechcą po jej lekturze przeżyć podobną przygodę. Może zaowocuje to nowymi pasjami, a Dolny Śląsk dzięki tej pozycji odwiedzi znacznie więcej turystów. Chociaż mam nadzieję, że nie będą to samozwańczy poszukiwacze skarbów.