Pyciaaa
-
We współczesnym świecie czasami trudno jest znaleźć balans pomiędzy rzeczywistością realną a wirtualną. Z problemem tym borykają się nie tylko nastolatki czy dorośli, lecz także dzieci. W przypadku najmłodszych jest to niezwykle istotny problem, ponieważ nie są oni w stanie sami zrozumieć, że wpadli w sidła uzależnienia od internetu, gier, komputera czy ogólnie elektroniki.
Dlatego ważne jest, by na straży czujnie stali nie tylko rodzice i nauczyciele, lecz także rodzeństwo i przyjaciele. Oni wszyscy są w stanie zauważyć, że z dziećmi dzieje się coś niepokojącego.
Lula jest wzorową uczennicą. Nigdy nie przyniosła do szkoły ćwiczeń z nieodrobioną pracą domową, a w domu zamiast marnować czas, lepi z modeliny i rysuje. Wszystko zmienia się po urodzinach jej starszej siostry, Wery. Tego dnia najmłodsza z rodzeństwa otrzymuje stary komputer.
Początkowe niezainteresowanie przedmiotem znika, gdy wszystkie dziewczynki w klasie zaczynają się śmiać z Luli, że nie gra w Kryształowy Zamek. Nawet Benia, najlepsza koleżanka dziewczynki, która jeszcze do niedawna była równie mocno jak Lula zainteresowana pracami manualnymi, teraz nie chce się z nią bawić. Z tego powodu trzecioklasistka postanawia sprawić, co takiego ciekawego wszyscy widzą w tej dziwnej grze komputerowej.
Pierwsze wrażenie o tej książce może być niezwykle mylące. Sam opis i okładka sugerują, że jest to opowieść dla dzieci i młodzieży powyżej dziesiątego roku życia. Dlatego tak też do tej powieści podeszłam. I początkowo poczułam się zawiedziona. Fabuła Już, już! rozwija się powoli. Na próżno można szukać w książce dynamiki i niespodziewanych zwrotów akcji. Jeśli miałabym porównać powieść do czegoś, to byłaby to powolna, lecz sukcesywna i wytrwała wspinaczka na wzgórze zakończona nagłym upadkiem. To nie jest książka, która ma bawić. Nie jestem nawet pewna, czy jest to historia przeznaczona dla niedojrzałego czytelnika.
Opowieść o losach Luli porusza, tym bardziej, że nie jest to fikcja, po przeczytaniu której łatwo jest pomyśleć, że to tylko fantazja autorki obudziła bohaterów do życia. Ta historia mogła przydarzyć się każdemu dziecku urodzonemu w świecie przepełnionym elektroniką; ta historia zapewne wydarzyła się wiele razy. Katarzyna Wasilkowska w prosty sposób pokazuje, że by doszło do tragedii tak naprawdę nie potrzeba wiele. Dziecko może być kochane przez rodzinę, mieć pasje i dobrze się uczyć. Wystarczy jednak kilka chwil nieuwagi opiekunów, a także odrobina zgryźliwych komentarzy ze strony innych, by rozpocząć łańcuch zdarzeń, który może skończyć się katastrofą.
Ukazanie tego ciągu przyczynowo skutkowego – historii dziewczynki, która powoli upada – sprawia, że Już, już! nie jest do końca powieścią młodzieżową. Tytuł ten powinien być prezentowany rodzicom i nauczycielom, by pokazać im powagę sytuacji. Jeśli chodzi zaś o dzieci i młodzież, być może powieść byłaby odpowiednia dla dziewczynek takich jak główna bohaterka – inteligentnych, aczkolwiek empatyczny, wrażliwych i podatnych na komentarze oraz sugestie rówieśników. Nie sugerowałabym jednak, by dawać ją dzieciom, które nie przepadają za czytaniem. Pierwsza połowa książki, będąca opisem codzienności Luli, może skutecznie zniechęcić je do czytania.
Już, już! w pierwszej chwili wywołało we mnie sprzeciw. Po zamknięciu książki pojawiła się w mojej głowie myśl, że tego typu historia nie do końca spodoba się dzieciom i nastolatkom. I po części dalej z tą myślą zgadzam się. Nie jest to typowa książka młodzieżowa. Mogłabym pokusić się nawet o stwierdzenie, że to tytuł skierowany do dorosłych czytelników. Nie znaczy to jednak, że powieść jest zła. Wręcz przeciwnie – to jedna z najbardziej wartościowych publikacji, spośród wszystkich przeczytanych przeze mnie w ostatnim czasie.