Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Okiem Markizy

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 1 votes
Akcja: 100% - 1 votes
Wątki: 100% - 1 votes
Postacie: 100% - 1 votes
Styl: 100% - 1 votes
Klimat: 100% - 1 votes
Okładka: 100% - 1 votes
Polecam: 100% - 1 votes

Polecam:


Podziel się!

Okiem Markizy | Autor: Monique LaRue

Wybierz opinię:

Doris

       Rozpoczynając lekturę książki Monique LaRue, uświadomiłam sobie, jak mało wiem o Kanadzie, jak bardzo ta moja mizerna wiedza jest powierzchowna. To nie pierwsze moje zaskoczenie związane z krainą klonowego liścia. Pierwsze wiązało się z wieloletnią opresją autochtonicznej ludności, o czym w ostatnich latach zrobiło się głośno dzięki wstrząsającym publikacjom, także reportażom książkowym.

 

       Powieść „Okiem markizy” bardzo głęboko wgryza się w kanadyjskość, w tożsamość, szczególnie francuskiej ludności Kanady, której niekoniecznie po drodze jest z symbolem brytyjskiej Korony i która coraz głośniej opowiada się za secesją prowincji Quebeck. Warto wiedzieć, że głosowania zwane referendami wolnościowymi, jakie miały miejsce w 1980 i 1995 roku, a które w książce LaRue pełnia rolę ważnego wyznacznika akcji i postaw bohaterów, zwolennicy odłączenia Quebecku od Kanady przegrali bardzo niewielką ilością głosów, co tylko podniosło temperaturę dyskusji.

 

       Całą tę historię widzimy okiem Markizy właśnie, z jej, chyba najbardziej wyważonej, bo osadzonej lekko z boku, perspektywy. Markiza stanowi rodzaj buforu pomiędzy dwoma swoimi braćmi, Louisem, przystojnym, pewnym siebie, ekstrawertycznym lekarzem i Dorisem, niewyrośniętym, zamkniętym w sobie i nerwowym florystą krajobrazu. Próba ich zrozumienia i dbanie o to, by się nawzajem nie pozabijali, stanowi nie lada wyzwanie.

 

       Niełatwe jest życie w podzielonym kraju, a taką widzimy tutaj Kanadę. Dziecinstwo i młodość rodziny Cardinal płynie w dwujęzycznym i dwunarodowościowym Montrealu. Na wschodzie francuskojęzyczni Quebekczycy, na zachodzie Anglicy. Wrogość między nimi jest wyraźnie wyczuwalna. Wszystko tu jest podzielone. Uniwersytet frankofoński i uniwersytet anglofoński, gazety sprzyjające jednej albo drugiej stronie, nawet kawiarnie, pracodawcy i szkoły.

 

       A gdy odłożymy na bok napięcia pomiędzy tymi dwiema grupami , pozostanie jeszcze nietolerancja w stosunku do „obcych”, jak choćby do chasydów, którzy przybyli tu licznie z Europy Wschodniej i Środkowej i osiedlili się w Montrealu, głównie w dzielnicy Outremont. Zaabsorbowani własnymi sprawami, wyznający niezrozumiałą, ortodoksyjną religię, różniący się wyraźnie wyglądem i strojem, sprawiają wrażenie mało przyjaznych i izolujących się od reszty mieszkańców. „R-r-r-asista. Rasista. Rasi-s-s-s-ta. Słowo, które dotąd spało sobie w słownikach, a teraz się przebudziło. Które długo drzemało na ulicach Montrealu, by wyskoczyć jak demon z pudełka nazajutrz po drugim referendum.”

 

       A zamieszania jest tu jeszcze więcej. Żona Dorisa jest Meksykanką, wchodzi więc w grę jeszcze jedna opcja: gringo – Latynos. Jej przyjaciółka, jedyna prawdziwa, najlepsza, jest Japonką. W fabryce obok pracują imigrantki z Włoch, a sąsiad Cardinali nosi polskie nazwisko. Czy w takim kulturowym tyglu, jakim jawi się Kanada, można mówić w ogóle o rasizmie? Trudno mi to sobie nawet wyobrazić. Wymieszane narodowościowo przyjaźnie, małżeństwa, wzajemne dostosowywanie się, wydawałoby się, że powinny raczej skłaniać do tolerancji. Co ciekawe, wielu przyjezdnych tak właśnie widzi Montreal, jako miasto, w którym chce się pozostać i zamieszkać. Noriko przypisuje „ów urok temu, że można tu żyć tak, jak się chce, nie będąc przez innych osądzanym.”

 

       Po pewnym czasie zaczynamy jednak zdawać sobie sprawę z całej złożoności owej materii. Na Noriko czeka w Japonii rodzinna firma, którą ma przejąć. Nie do pomyślenia dla jej ojca jest inny mariaż niż z solidnym Japończykiem. Tymczasem serce Noriko mówi inaczej. I oto kolejna opozycja: gajin – Japończyk. W Kanadzie najsilniejszy konflikt istnieje jednak miedzy opcją francuską i angielską. Jest bardzo silny i stale się zaognia. Nic dobrego nie może z tego wyniknąć dla żadnej ze stron.

 

       Niezwykle wnikliwe studium rodziny zaprezentowała nam autorka. Trójka rodzeństwa, a każde inne, relacje między braćmi niezwykle skomplikowane, niechętne, a nawet oziębłe. Siostra stoi pośrodku, niczym spoiwo, łącznik, bez którego rodzina już dawno rozpadłaby się na oddzielne, obce sobie elementy. Ich związki uczuciowe z partnerami też są niełatwe. Rozwody, rozstania, samotne ojcostwo, które oznacza opiekę nad wyjątkowo inteligentną, ale również nie bardzo przystającą do otoczenia córką.

 

       Miłość braterska bywa równie pogmatwana, jak każdy inny rodzaj miłości. Nie bez przyczyny autorka wspomina tutaj historię Kaina i Abla. Analogia jest dość czytelna. Doris również, w znaczeniu przenośnym oczywiście, „zabił” Louisa, odbierając mu nadzieję i jasno określając swój stosunek do brata. Ich więzi, coraz luźniejsze, wymykające się definicji braterstwa, śledzimy od dzieciństwa przez kolejne dziesięciolecia, co ułatwia nam zrozumienie ostatecznej decyzji podjętej przez Dorisa, mimo wszystko trudnej do pojęcia i zaakceptowania. Bohaterowie, nakreśleni przez LaRue tak precyzyjnie i z dużą uważnością na detale, to osobowości złożone i niejednoznaczne, podobnie jak zawiła jest rzeczywistość, w jaką zostali wrzuceni przez los. Przechodzą metamorfozy, które ich samych zaskakują, dojrzewają, szokują. Wczytujemy się w ich psyche niczym w szaradę i podążamy za nimi z zaciekawieniem i niepokojem przez pokręcone korytarze labiryntu życia. „Nasze życie można opisać jako trajektorię prawdopodobieństwa w obrębie pewnego obszaru. Trajektorię molekuły w swojej cieczy. Drogę zwierzęcia przez las. Kroki, które wiodą was do domu, po przejściu przez punkty, gdzie mogliście spotkać znane lub nieznane osoby albo i nie, pójść drogami już przetartymi lub nowymi, wyjść albo nie wyjść z dotychczas przemierzanej przestrzeni.”

 

       Czytając o rodzinie Cardinal, przyglądając się każdemu z jej członków z osobna, próbujemy antycypować ich zachowania i wybory, najczęściej jednak stanowią one dla nas zaskoczenie, tak jak to w życiu właśnie bywa, gdzie zbyt wiele składowych ma bezpośredni lub pośredni wpływ na obraną przez nas drogę. Sposób wnikania w człowieczą naturę, zauważanie wszelkich, najdrobniejszych wzajemnych zależności w relacjach, ich ewoluowanie w czasie oraz sprzęgnięciem z tym, co zachodzi dookoła, ze społecznymi, politycznymi, obyczajowymi, także ulegającymi zmianom zjawiskami i prawidłowościami, budzi podziw i w pewnym stopniu przypomina mi pisarstwo Jonathana Franzena, jego „Wolność” i „Korekty”.

 

       Jak bardzo kształtuje nas dzieciństwo, jak ważna jest więź łącząca dzieci z rodzicami, czym owocuje na przyszłość nierówne rozdzielanie rodzicielskich uczuć i jak długo pozostaje kłującym cierniem w sercu. I dlaczego ojciec, który nie uważał nigdy dotąd młodszego z synów za pełnowartościowego człowieka, nie okazywał mu innych uczuć niż lekceważenie i niechęć, nie może spokojnie umrzeć bez ujrzenia go ten ostatni raz. Wszyscy popełniamy błędy. Nasi bohaterowie też je popełniają. Z jednej drogi można jeszcze zawrócić, z innej jest już na to za późno.

 

       Wiele też mamy odmian miłości w powieści. Miłość małżeńska i miłość kochanków, miłość kobiety i mężczyzny, a także miłość w ramach jednej płci, miłość siostrzano-braterska, rodziców do dzieci i dzieci do rodziców, a także przyjaźń, która też jest rodzajem miłości. Każda ma swoją moc, słodycz i gorycz, momenty piękne i rozczarowujące. I doprawdy trzeba mieć dużą zdolność obserwacji i analizy ludzkiej natury, by tak wnikliwie, jak Monique LaRue ukazać jej wszelkie niuanse. Jak również to, jak nieprzewidywalne może okazać się życie, łącząc w jeden wielki patchwork osoby o najróżniejszych poglądach, o różnym stopniu tolerancji, przynależności etnicznej czy wierze. Wypowiadając zdecydowanie polaryzujące twierdzenia, zwykle nie bierzemy pod uwagę, że po latach możemy być zmuszeni do skonfrontowania się z nimi, a może i do ukrywania czerwonej ze wstydu twarzy. „Człowiek jest zwierzęciem historycznym (…) Kto chciałby żyć w niewiedzy błędów, jaką jego przodkowie włożyli mu do bagażu.” Taka właśnie sytuacja skomplikowała życie rodziny Cardinal na wiele dziesięcioleci. Warto więc stawić czoło przeszłości i uprzedzeniom, by w końcu poczuć się wolnym. To tylko jedna z konkluzji, jakie wynikają z tej wciągającej, wszechstronnej, sięgającej daleko w głąb poczucia tożsamości, człowieczeństwa i samoświadomości ludzkiej, powieści.

 

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial