KlaudiaBacia
-
Staram się odkrywać nowe gatunki literackie i nie wzbraniam się przed sięganiem po książki autorów, których nazwiska kompletnie nic mi nie mówią. Co jakiś czas chwytam też za pozycje, których autor nie pochodzi z anglojęzycznych krajów czy z Polski. Fajnie tak od czasu do czasu wyjść poza swoją strefę komfortu i odkryć, co innego oferuje czytelniczy świat. Bywa, że jest to science fiction, czasem książka historyczna, czasem z akcją podczas drugiej wojny światowej, a zdarza się, tak jak dziś, że jest to książka o podróży w głąb siebie, poszukiwaniu sensu życia, i odkrywaniu Indii.
Główny bohater tego samego dnia traci pracę i rozstaje się z partnerką. Postanawia rzucić wszystko i wyruszyć do Indii, gdyż od dawna było to jego pragnieniem. Ma nadzieję, że ćwicząc jogę i rozmowy z indyjskimi mędrcami znajdzie odpowiedzi na dręczące go zagadnienia. Po przyjeździe do Waranasi gubi się wśród labiryntu uliczek i traci przytomność. Po przebudzeniu okazuje się, że w jakiś sposób znalazł się dokładnie w tym miejscu, którego tak usilnie szukał. Rozpoczyna się jego nowa droga, na której spotyka różnych ludzi, którzy dzielą się z nim swoim doświadczeniem i zmieniają jego patrzenie na świat. Mistrz sztuk walki, malarz, staruszka… To tylko część osób, które poznajemy razem z głównym bohaterem. Razem z nim spotykamy też mistrza Tatandźiego, mnicha żyjącego w aśramie. Mnicha, który kocha koty, bowiem te żyją razem z nim. To właśnie mistrz Tatandźi uświadomi głównemu bohaterowi najważniejszą prawdę ze wszystkich, które poszukuje.
Kripala, ponieważ takie imię otrzymał nasz główny bohater po przybyciu do aśramu, poszukuje sensu życia. Każda osoba, którą spotkał na swojej drodze zmienia jego patrzenie na świat kawałek po kawałku. Razem z mężczyzną odbywamy podróż w głąb siebie, przyswajamy informacje, których udzielają nam napotkane osoby. Bez ruszania się z domu możemy odbyć najważniejszą wycieczkę w naszych życiach i dostać mentalnego kopniaka do zmiany tego, co niekoniecznie na co dzień nam się podoba.
„Mnich, który kochał koty” jest książką, przy której albo nie rozstaniemy się z zakreślaczem i siedemdziesiąt procent każdej strony będzie pozaznaczane, albo zużyjemy cały zapas papierowych znaczników. Jest to pozycja pełna cennych i mądrych cytatów, które warte są zapamiętania. Jednak ma to swoje minusy, ponieważ dialogi stają się nienaturalne i przez to czasem traci się rozpęd w czytaniu, przez co wydaje się, że ta licząca niecałe trzysta stron książka jest dwa razy grubsza.
Myślę, że „Mnich, który kochał koty” jest idealną książką dla osób, które do szukania swojej drogi w życiu potrzebują jakiegoś przewodnika. Albo dla takich, którym wali się świat i sami rozważają rzucenie wszystkiego i wyjechania do Indii. Ja bardzo dużo wyciągnęłam z tej dość cienkiej książki, po każdym rozdziale dawałam sobie chwilę na przemyślenia. I choć sama nie pojadę w najbliższym czasie do Azji to miło było przejść się zatłoczonymi uliczkami, podglądać sprzedawców różnych smakołyków w mieście Waranasi, choćby tylko na kartach książki. Powiem też, że opowieść Corrada Debiasi zainspirowała mnie do spróbowania jogi i medytacji. W najbliższych dniach zamierzam rozwinąć matę do ćwiczeń i poszukać własnej duchowej ścieżki. Zobaczymy, jak mi te plany wyjdą. W każdym razie – polecam gorąco.