Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Bezkompromisowy Ironista Wierszokleta

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 1 votes
Akcja: 100% - 1 votes
Wątki: 100% - 1 votes
Postacie: 100% - 1 votes
Styl: 100% - 1 votes
Klimat: 100% - 1 votes
Okładka: 100% - 1 votes
Polecam: 100% - 1 votes

Polecam:


Podziel się!

Bezkompromisowy Ironista Wierszokleta | Autor: Andrzej Chichłowski

Wybierz opinię:

Bacha85

  Współcześnie wydawane tomy poezji zaliczyłabym do dwóch grup – z jednej strony te, które już od samej okładki krzyczą o wrażliwości autora sugerując, prawie zawsze słusznie, że są przede wszystkim spojrzeniem na rzeczywistość przefiltrowaną właśnie przez umysł twórcy. Z drugiej strony znaleźć możemy takie, które od okładki krzyczą o swojej kontrowersyjności, niczym kawa na ławę wykładając, że będzie wieloznacznie i na pewno w jakiś sposób gorsząco. Tym drugim typem jest właśnie tomik Andrzeja Chichołowskiego pod rozbudowanym tytułem „Bezkompromisowy Ironista Wierszokleta Rymopis Wulgarysta Prawie Ateista”.

 

To dość obszerny tom, na blisko stu stronach znajdziemy około pięćdziesięciu wierszy, debiutanckie tomiki, często są o połowę chudsze. Jednak objętość nie jest jedyną rzeczą, która mnie zaskoczyła przy okazji lektury utworów Andrzeja Chichołowskiego. Do tytułów kontrowersyjnych na siłę często podchodzę ze sporym dystansem. Wszak w czasach, gdy o tematy tabu coraz trudniej, nie tak łatwo jest kogoś zaszokować. Autor z jednej strony próbuje, z drugiej zaś nie jest w tym próbowaniu nachalny, pozostając naturalnym i zupełnie swobodnym. To dokładnie taki rodzaj bezkompromisowności, z którym mogę się utożsamić i który dzięki temu stał mi się bliski.

 

Autor komentuje rzeczywistość, bardzo często celnie, równie często jasno wyrażając swoje poglądy na pewne rzeczy i zjawiska jakie mają w niej miejsce. Nie przejmując się tym, że może kogoś urazić wciąż jednak robi to z klasą i choć spodziewać się tu możemy wulgaryzmów, poezja nie jest nimi przepełniona. Użyte zostają w konkretnych kontekstach, spełniając swoją rolę i idąc za myślą Jana Tadeusza Stanisławskiego możemy mówić tu o „Kulturotwórczej mocy brzydkiego wyrazu”. Dzięki temu nie rażą i nie drażnią stając się po prostu kolejnym określeniem rzeczywistości, względem której czasem te cenzuralne słowa nie wystarczają.

 

Pod względem konstrukcji dominują wiersze wolne ze ściśle zachowaną rytmiką, ale często pozbawione rymów. Zdecydowanie wolę jednak wiersze pozbawione rymów, ale posiadające swoiste metrum, niż takie, w których rymy wydają się wymuszone, wrzucone jakby na siłę, często najprostsze z możliwych i najbardziej oczywiste. Tu nawet jeśli się jakieś pojawiają znać w nich polot, swobodę w operowaniu słowem, dzięki czemu nie sprawiają wrażenia wymuszonych, na siłę upchniętych w formie wiersza.

 

Językowo tomik Andrzeja Chichołowskiego broni się bardzo dobrze. Znajdziemy tu całkiem bogate słownictwo, upakowane w związki frazeologiczne i liczne epitety, które potrafią zachwycić trafnością określenia. Dodając do tego wiele nawiązań do innych znanych dzieł kultury popularnej, czy klasyki literatury otrzymujemy bardzo przyjemną mieszankę, która może się podobać.

 

Z okładki do czytelnika przemawiają słowa: „Jeżeli lękasz się myśli innych niż własne, nie czytaj, bo możesz się zarazić” całkiem przewrotne motto na tomie poezji, który, jak każdą poezję zawsze odbiera się poprzez własną wrażliwość. Nie inaczej jest w przypadku „Bezkompromisowego...”, tu również właśnie wrażliwość na słowa czytelnika będzie kluczową w odbiorze poezji, a ta zakłada otwarty umysł chłonący inne, niż własne idee. To tomik, który lubi wyprowadzić czytelnika ze strefy komfortu zmuszając go do zastanowienia się nad rzeczami, nad którymi niekoniecznie ma on ochotę się zastanowić. Zdecydowanie polecam lekturę każdemu, kto traktuje słowa z pewną dowolnością.

Doris

       Okładka nic nam nie mówi o zawartości poza tym, że poezja będzie niejednoznaczna, zabawna i szczera. Czarne litery na białym tle niczego nie i z chęcią zaspokojenia własnej ciekawości. I rzeczywiście natrafiamy na różnorodność, którą trudno zaszufladkować i opatrzyć jedną etykietą.

 

       Wiersze poważne, krytyczno-polityczne, odnoszące się bezpośrednio, bez najmniejszych osłonek do naszej najnowszej wojny polsko-polskiej („My, Polska rozbita, My, Rzeczpospolita”) towarzyszą wierszom prześmiewczym, złośliwym, z inteligentną puentą („Bohater”). I choć rymy tu niewyszukane, to nie sposób się nie uśmiechnąć, gdy czytasz:

 

„Każda miłość ma znaczenie.

Ona różne barwy miewa.

Czasem z nieba wprost pochodzi,

Czasem zaś z ziemskiego chlewa.

Tak to przecież w życiu bywa,

Że – tak zwana – zwykła świnia

I ta dzika, ta odmienna,

Każda pragnie być szczęśliwa!”

 

       I nasuwają nam się przeróżne aluzje, skojarzenia, któż to, jaki rodzaj człowieka, został tutaj tak „uzwierzęcony”, któż to by nam się ukazał po zdjęciu zeń świńskiej maski. Nie brakuje też nawiązań do politycznych roszad i rozwiązań, jakie mają miejsce w naszym kraju, a które, czego autor nie myśli ukrywać, ani trochę nie są mu bliskie.

 

       Tego typu wierszy jest tu sporo, różnią się poziomem i zacietrzewieniem. Niektóre z nich, jak choćby „Prześmiewca”, są niezwykle celne i nieźle napisane. Moje serce skradł wiersz „Kocham Tuwima”, w którym na wzór słynnej tuwimowskiej „Lokomotywy”, poruszającej się po polskich torach, autor przedstawił nam pociąg z pełną reprezentacją rodaków różnych opcji politycznych, różnorodnego podejścia do wiary i do uczciwości:

„Różni się do niej podoczepiali;

Czerwoni, Czarni, Różowi, Biali…”

 

       Oberwało się sprawiedliwie niemal każdemu. Zostało też, ku mojemu zadowoleniu, zachowane idealne tuwimowskie tempo, a także dowcip, za którego pomocą autor puentuje rzeczywistość, nie biorąc przy tym jeńców.

 

       Andrzej Chichłowski nie kryje swego podziwu dla tuzów polskiej poezji, którzy mogliby być wspaniałymi rozmówcami i mistrzami, niekoniecznie samego warsztatu pisarskiego, ale też po prostu życia.

 

       Są też wiersze romantyczne, z których „Tak blisko” odznacza się prostotą, przy której tym wyraźniej wybrzmiewa wzruszenie. Podobnie „Tak było” – wspomnienie młodzieńczego zauroczenia, dość kłopotliwego jak na małomiasteczkową społeczność – serce wszak bije tutaj do pięknej Cyganki:

 

„Ty wtedy…

Nosiłaś sukienki jak z Vogue`a

I krótkie, i słodkie, i piękne.

I byłaś jak desant od Boga”

 

       Celowo pomijam te wiersze, które są prostą odmianą we wszystkich niemal przypadkach kolokwializmów. Nie z pruderii bynajmniej, lecz z poczucia estetyki. Poezja kojarzy mi się z mniej oczywistymi porównaniami, z finezyjnymi zbitkami słów i mniej przaśnym humorem. Jest takich utworów kilka, bardzo możliwe, ze znajdą swoich admiratorów, nie wszystko wszak musi podobać się każdemu. Jest tu jednak dostatecznie dużo poezji udanej i różnorodnej, by zadowolić rozmaite gusta.

 

Sylfana

  Tytuł dzieła, a mianowicie „Bezkompromisowy Ironista Wierszokleta” autorstwa Andrzeja Chichłowskiego, bezwzględnie oddaje wymiar i tematykę samego stworzonego tekstu. Autor, tak samo zresztą jak postać podmiotu, która wypowiada się w utworach, jest bezkompromisowy, niezwykle ironiczny, a zdecydowanie staje się wierszokletą. Ten ostatni przydomek ma nieco negatywne zabarwienie, bo przecież kojarzy się z osobą, która „kleci” gdzieś, jakąś tam poezyjkę, która raczej na miano wielkiej nie zasługuje. Z jednej strony tak jest, bo ten zbiór jest właściwie takim tam tworem kulturowym jak wiele innych, ale odnajdziemy w nim przebłyski intelektu, świadomości, a przede wszystkim dystansu i ironii. Podmiot wie kim jest, zna swoją pozycję w świecie, ale jest również przekonany o swojej wartości, która jednak nie jest ostentacyjne pokazywana. Mamy więc do czynienia z wierszokletą błyskotliwym, obeznanym w wielu sprawach, ale jednocześnie podobnym do wielu innym wierszokletów, którzy też próbują zaistnieć w świecie literatury.

 

Bezkompromisowość publikacji polega natomiast na tym, że wyłożone w niej teorie egzystencjalne są wykreowane bezpośrednio, bez niepotrzebnej otoczki ostrożności i metaforyczności. Autor nie ubiera słów w kolorowe piórka, nie rozkazuje czytelnikom, aby szukali głębszego dna, interpretowali jego słowa na szereg różnych sposobów. Tak, jak jest podane, tak ma zostać odczytane. Pojawia się tu zatem pewnego rodzaju grubiańskość, która potocznie raczej z poezją nam się nie kojarzy. Współczesność jednak pokazuje, że literatura nie ma swoich stałych ram, nie ma wytworzonych szablonów, można w niej łączyć konstrukcje, pozwala się także na tworzenie poezji bezpośredniej, surowej, poodzieranej z górnolotnej symboliki i toposów historyczno – literackich.

 

Nie oznacza to jednak, że teksty są tu prostackie i banalne. Co to, to nie! Autor używa innych konwencji, które nadbudowują tekst w kontekst kulturowy, historyczny, czy też społeczny. Dosyć sprawnie posługuje się on ironią i sarkazmem, który może śmieszyć, choć często jest to pewien rodzaj czarnego humoru, który pod przykrywką śmiechu i radości, chowa pewne poczucie niezrozumienia, nieprzystawalności do świata.

 

Słowo „nieprzystawalność” jest tutaj kluczem do rozumienia całości. Coś tego naszego ironistę przytłacza, coś bywa dla niego dziwne i niezrozumiałe. Nieraz nie potrafi poddać się rzeczywistości, świat, który go otacza, przeraża. Ucieczką od lęku staje się nic innego jak właśnie ironia – ona odczarowuje zło, trochę je ośmiesza, nadaje bardziej ludzkiej struktury. Używanie ironii nie od dzisiaj jest narzędziem radzenia sobie z życiem i bardzo często spełnia swoją rolę, jest swoistą barierą między nami, a nieprzystającą egzystencją, która kładzie nam kłody pod nogi.

 

Ta pozycja czytelnicza jest zatem dosyć ciekawa, ale też nieidealna. Nie mamy tutaj styczności z literaturą wielką, natchnioną, wybitną. Jest to dziełko, które warto przeczytać, a potem może się zdarzyć, że o nim zapomnimy. Zdecydowanie nie będzie ono porywające (choć to oczywiście subiektywna opinia), ale po lekturze nie będziemy czuć niesmaku i rozgoryczenia. Śmiało można powiedzieć, że jest ono neutralne wartościowo, chociaż to też jest pogląd, który może być postawiony przed znakiem zapytania.

 

To, co znajduje się na samej okładce bardzo dobrze podsumowuje treści tekstów. Okładka jest nabazgrana wieloma słowami, właściwie wszystkim i niczym – to jest właściwie jedyny głębszy symbol kompozycyjny, jaki się tu pojawia – autor wspomnianą grafiką próbuje uświadomić czytelnika z czym będzie miał styczność, jaka będzie tematyka zbioru, a jest ona niejednorodna – staje się zapiskiem myśli spontanicznych o wielu sprawach, które dotyczą szeroko pojętego człowieka i całościowej ludzkości. Zagadnienia opracowywane zmieniają się ze strony na stronę, więc może każdy znajdzie tutaj coś dla siebie.

 

 
 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial