Sze-szepty | Autor: Majka Wielądek

       „Sze-szepty” – tytuł niezwykle tajemniczy, bo zgoła nic nie mówiący, bądź też, przeciwnie, przywołujący nazbyt wiele różnorodnych skojarzeń. To debiutancka powieść Majki Wielądek, pełna nieogranych, zaskakujących pomysłów. Gatunek? Jak najbardziej fantasy, z wszelkimi najważniejszymi atrybutami tejże literatury.

       Maks to energiczny, trzymający się konkretów przedsiębiorca, który nie zaprząta sobie głowy sprawami, na które nie ma wpływu i wierzy tylko w to, co widzi i czego może dotknąć. Znamy i mamy wokół siebie całe mnóstwo podobnych osób, mocno osadzonych w rzeczywistości i nie bujających w obłokach. Być może nawet sami tacy jesteśmy.

       Szepty, natrętne myśli, obsesyjnie pojawiające się mimo ich ignorowania, kojarzyć się mogą takim realistom co najwyżej z załamaniem psychicznym, nasilającą się chorobą.

       A jednak, gdy się pojawiają, Maks w końcu im ulega i wraca do rodzinnego domu. Zabiera z sobą poznanego podczas podróży do Chin człowieka, który może udzielić mu wskazówek i być pomocny. To starszy już Chińczyk Lu Sheng, mający związki z tym, czego umysłem i doświadczeniem nie da się zgłębić.

       Poznajemy historię Maksa, jego rodziny, babci. Zaczynamy coraz więcej rozumieć. Przede wszystkim to, że czeka nas niesamowita przygoda z czarną, groźną, niszczącą magią, ale tez z tą dobrą, będącą jej przeciwieństwem.

       Jedną z bohaterek książki jest Elena, wnuczka zielarki, także parająca się tą profesją. To już rodzinna tradycja. Maks spotka ją, gdy powróci w rodzinne strony i oboje, pod przewodnictwem doświadczonego i niezwykle mądrego, obdarzonego ogromną wiedzą Lu Shenga, będą musieli przeciwstawić się złu. I to złu, które nie pojawiło się dzisiaj, lecz czyhało długo na odpowiednią chwilę, by zacząć działać. Wspólna misja, to, że muszą na sobie wzajemnie polegać, niezwykle ich do siebie zbliży.

       Magia, przygoda, wartka akcja, która co chwilę nas zaskakuje… To wszystko sprawia, ze od książki wprost trudno się oderwać. Pomysłowość, debiutującej przecież dopiero autorki, nie może nie zaskakiwać. Czego tu nie ma? Magiczne zaklęcia i księgi, które mogą sprowadzić zagładę na ludzkość, tajemnicze amulety i obrzędy, mające z kolei moc zniszczenia zła.

       Maks i Elena podejmują się misji niebezpiecznej, której do końca nie pojmują, ale dają się w nią wciągnąć mimo woli, a później już nie mają wyboru. Czy im się powiedzie? Jakie będą konsekwencje ich działania?

       Jest i wątek romantyczny, który ubarwia akcję, są reminiscencje słowiańskie przejawiające się w mitologicznej odsłonie. Do tego sporo dialogów, które wiele wyjaśniają i każą nam galopować do przodu. No i akcja, akcja, przygoda… Coś w sam raz na długie wieczory przy zapalonej lampie i filiżance gorącej herbaty z malinowym sokiem