Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Miłość Niech Odpocznie Trochę

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 3 votes
Akcja: 100% - 2 votes
Wątki: 100% - 3 votes
Postacie: 100% - 3 votes
Styl: 100% - 3 votes
Klimat: 100% - 3 votes
Okładka: 100% - 2 votes
Polecam: 100% - 3 votes

Polecam:


Podziel się!

Miłość Niech Odpocznie Trochę | Autor: Drago Jancar

Wybierz opinię:

Doris

       „Zła nie można zatrzymać tak po prostu, jeszcze długo się sroży.”

 

       Drago Jancar to słoweński pisarz i dramaturg znany ze swojej aktywności politycznej w obronie wartości demokratycznych. Jednak „Miłość niech odpocznie trochę” to pierwsza jego powieść, jaką przeczytałam. I już wiem, że to dopiero początek mojego spotkania z twórczością Jancara, a także z literaturą słoweńską, której nie zdarza mi się często czytać. Cieszę się, że w ostatnich latach dużo się u nas tłumaczy i wydaje interesujących książek z regionów, które były dla nas do tej pory białą plamą na mapie literatury. Słowenia właśnie do nich przynależy.

 

       Akcja książki toczy się w czasie II wojny światowej w okupowanej przez Niemców Słowenii. I choć znaleźli się Słoweńcy, którzy czuli się bardziej Niemcami niż sami Niemcy, to wielu dzielnych ludzi wstąpiło też do partyzantki, do ruchu oporu.

 

       Nasza bohaterka, nieśmiała, delikatna Sonja, zostaje postawiona w niezwykle niebezpiecznej sytuacji. By ratować uwięzionego i torturowanego partyzanta, ukochanego Valentina, zwraca się o pomoc do Ludwiga, znajomego Słoweńca pracującego dla SS.

 

       Maribor, miejsce, gdzie zamieszkują wszyscy bohaterowie, to też rodzinne miasto autora. Możemy więc mieć pewność, że Drawa i cierpliwie tkwiący u jej brzegu wędkarze, wyspa – najpiękniejsze kąpielisko na rzece, park, stare ulice, Pohorje, gdzie zimą szaleje się na nartach, były mu co najmniej tak samo bliskie, jak bohaterom jego powieści.

 

       W 1944 roku nastroje były już inne niż wówczas, gdy wojska niemieckie wkraczały na Słowenię, witane radośnie chlebem, solą i kwiatami nie tylko przez tutejszych Niemców, ale też pewien procent Słoweńców. Gdy czytamy: „może nie trzeba było tylu ich zabijać?” – myśl, która znienacka nawiedziła Ludwiga i już z nim pozostała, odzywając się od czasu do czasu, to mamy nadzieję, że może obudziły się w nim jakieś ludzkie odruchy, czy choćby lęk przed przyszłością. Wszak wielu z tych, którzy mieli pecha i dostali się w jego ręce, to dawni sąsiedzi, znajomi, czasami pamiętający go jeszcze jako chłopca. Ale nie. Konkluzja z tych rozmyślań była z gruntu odmienna. Bardziej wyrachowana. Ci ludzie mogli się wszak na coś przydać, a teraz tylko kłopot z ich grzebaniem. Brak gwoździ do trumien, a krematorium nawet pracując pełną parą, nie nadąża. I mówi to człowiek, któremu podobno „nawet rybę ciężko jest zabić.” Zakłamanie, czy po prostu tak ogromna wiara w nazistowską ideologię? Bardzo ciekawie nakreślił autor sylwetkę Ludwiga, ogarniętego wręcz posłannictwem, by zaprowadzić w swoim kraju niemiecki ład, według niego najwspanialszy.

 

              Autor, co wcale nie takie częste, jest jednak sprawiedliwy przyznając, że wśród partyzantów także zdarzały się bestie. Pod względem rysunku postaci, ich motywacji, uczuć, różnorodnych reakcji, często nieprzewidywalnych, które jednak stają się dla nas zrozumiałe, Drago Jancar nie ma sobie równych.

 

       Powieść Drago Jancara to złożony portret miłości, nakładany mocnymi, gwałtownymi dotknięciami pędzla, a plamy, jakie go tworzą, układają się w nieoczekiwane, dramatyczne wzory. Bo to portret miłości skomplikowanej, gdyż na nie lada próbę wystawiła ją wojna. Nawet w okresie stabilności, gdy dni nadchodzą spokojnie i nieuchronnie jeden po drugim, gdy nie zadajemy sobie z obawą pytania, czy ranek zastanie nas we własnym łóżku, a nocą nikt nie załomoce kolbą karabinu w drzwi, nawet wówczas miłość nie jest prosta i trzeba ją starannie chronić.

 

       Sonja i Valentin mieli jednak pecha. Ledwie poczuli motyle w brzuchu, ledwie namiętność rozgrzała ich serca – wojna dotarła też na Słowenię. Obraz ich uczucia wzrusza, to zauroczenie dwojga młodych osób, które przyszło, jak zwykle, nagle, i nadało życiu sens. Życie jednak powiedziało: sprawdzam.

 

       Nagle spacery uliczkami Mariboru, pocałunki pod kasztanem, miłosne wiersze i objęcia wydały się niezbyt stosowne w sytuacji, gdy zaczęli znikać ludzie, wielu też przesiedlano, usuwano z uczelni, wszędzie pojawiły się niemieckie szyldy i napisy, na ulicy zaroiło się od niemieckich mundurów, a na słupach ogłoszeniowych od list rozstrzelanych. „Nagle wszystko okazało się silniejsze niż miłość.”

 

       Ta wojna odmieniła każdego i słowa, które tłoczą się Valentinowi boleśnie w głowie, dotyczą tak jego, jak i całej reszty mocno doświadczonych cierpieniem ludzi. „(…) krew, roztrzaskane kości policzkowe, wszystko to już widział, rozpryśnięty mózg na chropawym pniu świerka, ból i płacz, śmiech szaleńca, który go przesłuchiwał, wszystko to już zna. Przedtem był kimś innym, dawno temu, w mieście, był człowiekiem, który spaceruje po ulicach, siedzi w kawiarni i Sali wykładowej na uczelni, a teraz jest zwierzęciem bez wspomnień, które nie czuje bólu.”

 

       Ale „Miłość niech odpocznie trochę” jest nie tylko opowieścią o wojnie i o miłości. Jest czymś o wiele więcej. Zadaje ustami bohaterów pytania fundamentalne. Bo przecież wojna to zabijanie. I zabijanie w odwecie tych, co zabijali. Jakąkolwiek sprawiedliwością byśmy tego nie nazwali, to jednak człowiek stawia się w ten sposób na pozycji Stwórcy, decydując o czyimś życiu czy śmierci. Nie sposób więc, jeśli tylko posiada podstawową wrażliwość, by go to później latami nie dręczyło. Możemy tę powieść określić również jako rodzaj moralitetu, gdy człowiekowi każe się dokonać wyboru niemożliwego, po którym zawsze, bez względu na to, co zdecyduje, zostanie z zadrą w sercu.

 

       Dlatego też coraz częściej, gdzieś na skraju świadomości migocze niepewne: „nie wiem, co jest słuszne, a co nie, co jest dobrem, a co złem (…) Czy trzeba źle czynić, by przezwyciężyć zło?” i Jeszcze: „co Bóg ma wspólnego z tym, co robiliśmy, co robimy? Boga nie ma w wichurze i w huku, ale jest w szumie, w drżeniu liści topoli na równinie.”

 

       Niesamowicie smutna ta książka, ale też trudno, żeby było inaczej. Wojna i wplątany w nią podzielony słoweński naród. Część Słoweńców wcielana do niemieckiej armii i wysyłana na front stawała z karabinami naprzeciwko swoich rodaków. Uciekali, wstępowali do słoweńskiej partyzantki, choć tam z kolei podejrzewano ich o szpiegostwo. Bardzo złożona sytuacja, węzeł nie do rozplątania potem przez lata całe. Kto jest wrogiem, kto przyjacielem, kto się sprzedał Niemcom, a kto później komunistom Tity.

       Każdy kraj ma swoje ostre zakręty i ciemne karty. W tym zamieszaniu cierpią, znikają zwykli ludzie, tacy, którym nie w głowie wielka polityka, chcieliby tylko po pracy spokojnie złożyć głowę na poduszce albo patrzeć w oczy chłopakowi pod rozłożystym kasztanem. Tymczasem bywa i tak, że dziejowa burza oszczędza obojętny kasztanowiec, łamiąc ludzi.

 

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial