Doris
-
Czasy zabobonu i uprzedzeń, a także dużych wpływów Kościoła. XVII wiek. Słowacja. Wioska w pobliżu Bratysławy. Bohaterka książki, Agata, nigdy nie była ulubienicą sąsiadów. Od zawsze wytykana palcami, napiętnowana córka wyrodnej matki, która zostawiła dom, męża, dziecko i uciekła z treserem niedźwiedzi. A wiadomo, że jaka matka, taka i córka. Do tego, gdy w końcu ktoś się jej oświadczył, okazało się, że jest dużo starszy i woli mieszkać sam, w swoim miejskim domu, a z żoną widywać się okazjonalnie.
Jaki pech, czy inne czary sprawiły, że Agata została skazana na życiową samotność i wykluczenie? Można się zastanawiać nad tym, czy każda społeczność szuka swojego „kozła ofiarnego”? Na myśl przychodzi przecież przy tej okazji całe mnóstwo rozmaitych, choć podobnych przykładów, z różnych epok i krajów. Cechą wspólną jest z pewnością brak oparcia w rodzinie, To kuszące, gdy wiadomo, że ma się zapewnioną bezkarność, a w obronie nękanej osoby nikt nie wystąpi.
Agata, wróżka znanej w okolicy zielarki, również zna się na ziołach i leczeniu. Nie afiszuje się z tym jednak, a już z pewnością nie czyni nic złego. Ona nawet nie potrafiłaby pomyśleć o tym, by zrobić komuś krzywdę. I ta naiwna ufność, zwana też czasami głupią naiwnością, sprowadza na nią nieszczęście. W XVII wieku było to oskarżenie o czary i wysoki stos uderzający jasnym płomieniem w niebo. Dzisiaj są znacznie bardziej wyrafinowane metody, a także internet, który przyjmie wszystko.
W dodatku proces Agaty zostaje uknuty, spreparowany na życzenie biskupa, któremu przydałaby się przykładowa, odstraszająca pokazówka, by utemperować wiernych. Te metody są nam również świetnie znane współcześnie. Dziś działają tak samo skutecznie, jak niegdyś, a zapędzonej w pułapkę ofierze rzadko kto odważy się pomóc.
Trudno mi uwierzyć w tę dziecinną ufność Agaty. Sąsiadki dają jej tak wyraźne powody do podejrzeń, z daleka widać ich nieszczerość i podstęp. Agata natomiast daje się nabrać nie raz, nie dwa razy, ale wielokrotnie. Sama wskakuje ochoczo w zastawione sidła. Może dlatego, że nawet udawana przez chwilę życzliwość jest w obliczu tak wielkiej samotności nęcąca. Trzeba jednak, choć próbnie, założyć, że być może Agata tak po prostu naprawdę uwierzyła. Nie miała przyjaciół, tak prawdę mówiąc, nie miała nikogo, nie mogła więc zdobyć doświadczenia w kontaktach społecznych, by odróżnić prawdę od fałszu, wyrobić w sobie mechanizmy obronne i czujność.
Bohaterka wydaje się być wręcz papierowa, zbyt idealna, jednowymiarowa, nieciekawa i bezwolna. A może po prostu bezbronna? Jak wiele kobiet i dzisiaj atakowanych jest po prostu za to, że są kobietami właśnie, a jednak śmiały odrzucić jakieś awanse, molestowania? I, co ważne, nie mają męskiego obrońcy.
Nie powiedziałabym więc, że Agata to historyczna powieść o procesie czarownicy na Słowacji w XVII wieku. Bo nie o procesy czarownic tutaj chodzi. To tylko symboliczny i groźny przykład ostracyzmu i manipulowania ludźmi. I nie na samym procesie oraz „płomiennym” widowisku skupia się nasza uwaga.
To opowieść o niewielkiej, zamkniętej społeczności, pełnej uprzedzeń i zawiści. O nośnej i bezwzględnej sile plotki, pomówienia, nad którą nie sposób zapanować, która idzie jak burza w kierunku, który niekoniecznie był od początku zamierzony, ale który jest na rękę pewnym gremiom, siłom, czy osobom. I z pewnością zostanie skrzętnie wykorzystany. O podległości kobiet względem mężczyzn, choć akurat mężczyźni tutaj niezbyt się udali. Albo niezaradni, albo ostro pijący, albo lubiący podnieść rękę na żonę i dzieci, by poprawić sobie nastrój… Zdolne, sprytne i mądre kobiety, dzięki którym funkcjonuje rodzina, to dla nich policzek.
Niby historia prosta, postaci czarno-białe, a jednak bardzo wciąga i daje do myślenia. Prawdopodobnie dlatego, że jest pozbawiona egzaltacji, opowiedziana zwyczajnie, jakby z drugiego planu, bez emocji. Surowa i przykładalna do wielu współczesnych sytuacji, jakie sami mieliśmy okazję obserwować, a może nawet w nich uczestniczyć.
Uderza nieprzyjemna atmosfera panująca we wsi, brak wzajemnej sąsiedzkiej życzliwości, fałsz, obłuda. Wydaje się, jakby Agata była tu jedyną dobrą, prostoduszną osobą. Gdyby nie fakt, że zna się na wielu rzeczach i potrafi inteligentnie myśleć i analizować różne inne sytuacje, które nie są sytuacjami społecznymi, to pomyślałabym, że jest w jakiś nieznaczny sposób niepełnosprawna z tą swoją uległością, dobrocią, zdolnością przebaczania czy niedostrzegania złych, dwuznacznych intencji.
Wiem, że to, co teraz powiem, może wielu oburzyć, wydać się przesadne i nie na miejscu. Jednak nic nie mogę poradzić na to, że gdy czytałam o plądrowaniu domku Agaty, zamkniętej w celi i torturowanej przez kata, o wizytach sąsiadów, pod osłoną nocy grzebiących w szafach i skrzyniach, zabierających ubrania, materiały i inne wartościowe przedmioty należące do Agaty, bo przecież „drugiej takiej szansy na zdobycie takich dobrych rzeczy nie będzie, mówię Ci”, to przez myśl przechodziły mi sceny z wojny i grabienia żydowskiego mienia, bo, zacierano ręce, Żydom ono już się nie przyda. I także robiono to najczęściej w nocnych ciemnościach, jakby coś w rodzaju resztek sumienia i wstydu jeszcze się kołatało i wywoływało rumieniec na policzkach.
Gdy stos gaśnie, widzowie, niegdysiejsi sąsiedzi czy nawet udawani przyjaciele Agaty, biegną do domów na kolację, żałując, że muszą tak szybko powrócić do swojej szarej codzienności. Każdy z nich ma przecież nazajutrz swoje obowiązki. Świat, z Agatą czy bez niej, będzie trwał dalej.