Justyna
- Za pierwowzór bohaterki powieści „Kobieta, która kochała owady” Selji Ahava posłużyła biografia niemieckiej przyrodniczki Marii Sybilii Merian (1647-1717). Maria Sybilla Merian to postać niezwykła i niezależna, do historii przeszła jako entomolożka, która pierwsza sformułowała, zilustrowała i udokumentowała wygląd żywych owadów i ich cykl rozwojowy (jajo, larwa, poczwarka, imago), a także ich metody odżywiania i funkcjonowanie w środowisku. Bohaterka książki urodzona w epoce procesów czarownic, również od dziecka uwielbiała owady, przedkładając je nad dobra doczesne i relacje rodzinne.
Myślałam, że w książce jest błąd – główna bohaterka Maria rodzi drugie dziecko w 1669 roku, kilkadziesiąt stron ta sama Maria przytacza losy Japonii w 1868 roku. Przeskok o 200 lat? Tak, to możliwe. Życie Marii będzie podróżą – od czasów procesów czarownic, przez dawną Holandię i Japonię, aż do współczesnego Berlina. Selja Ahava zaciera granice czasu, przenosząc czytelnika do akuszerki, która macha ziołami nad rodzącą, przez życie dorosłej Marii – jej relacje z mężem, matką i córką, pobyt w klasztorze, podróż przez kolorową Japonię, na współczesnym Berlinie kończąc.
Początek powieści jest niezwykle intrygujący, a sama Maria nieprzeciętna. Śledzimy losy kobiety, która nade wszystko kocha skrzydlate i pełzające stwory. Jest mistycznie i tajemniczo. Ostrzegam, nie każdemu taki klimat może odpowiadać! Selja Ahava serwuje nam realizm magiczny w czystej postaci i najwyraźniej świetnie się w nim czuje. Przejawia się on w podróżach w czasie i w głąb siebie. Jak dla mnie, było tego za dużo, za bardzo, za zbyt.
Kojarzycie film pt. „Lucy” z 2014 roku, ze Scarlett Johanson w roli głównej? Jeśli dobrze kojarzę to jest taka scena: w brzuchu Lucy zaszyto dużą ilość narkotyków i gdy zaczynają działać to całe życie przelatuje jej przed oczami, zmysły poszerzają swoje oddziaływanie, bardziej czuje i odczuwa. W mojej ocenie Maria z „Kobiety, która kochała owady” to literacka Lucy.
Maria jest nietuzinkowa, przez co cała powieść taka się staje. W kilku opiniach spotkałam się z tym stwierdzeniem, ale ono pasuje do tej powieści idealnie. Kobieta zna swoją wartość, ma własne zdanie i twarde poglądy. Choć nie zawsze jest to łatwe na początku łańcucha życia i przetrwania stawia przede wszystkim siebie i swoje potrzeby. To generuje trudne relacje z matką, pozbawiony miłości dziwny związek z mężem, skomplikowane relacje z córką. Tylko obserwacje owadów dają jej szczęście i w pewnym momencie podejmuje decyzję, że poświeci się im bez reszty.
Mocno zaznaczony jest tutaj motyw natury – opisy anatomii owadów są bardzo szczegółowe i nad wyraz realne. Autorka nie boi się pokazania różnic, szczególnie tych kulturowych (podróż do Japonii). Zwróćcie uwagę na okładkę, grafiki przy kolejnych rozdziałach i ich nazewnictwo – idealnie wpisują się w klimat powieści i są dopełnieniem tematyki.
„Kobieta, która kochała owady” jest opowieścią o… kobiecie. Ukazuję siłę kobiet i ich determinację, wyzbycie się zasad, wyjście poza schemat, dążenie do marzeń, pielęgnowanie zainteresowań i pasji. Jest metaforą – jak przeobraża się owad od jaja po postać dorosłą, tak samo ludzie, a idąc szerzej i świat, doświadczają zmian, tworząc nowe zasady, stanowiąc prawo i zmieniając schematy.
Nie jest to łatwa i prosta w odbiorze książka. A przez to nie jest to powieść dla każdego. Pamiętajcie to nie jest książka o owadach, a wartościach i przekonaniach, determinacji, pasji, realizacji i spełnianiu marzeń. Szczerze, pokonała mnie taka dawka realizmu magicznego, ale może Wam się spodoba?