Sylfana
-
Myślę, że cyklu „Manitou” Grahama Mastertona nie trzeba szczegółowo przedstawiać, iż jest to już seria poniekąd kultowa, przynajmniej dla fanów literatury grozy i fantasy. To właściwie Masterton jest jednym z najważniejszych protoplastów tej hybrydy gatunkowej, oczywiście w kontekście współczesnej literatury popularnej. Wcześniej z podobnych narzędzi i konwencji korzystali między innymi Edgar Allan Poe, czy H.P. Lovecraft, jednak ich twórczość nie jest aż tak znana szerokiemu odbiorcy, jak dzieła Mastertona. Co właściwie może w nich urzekać? Chyba przede wszystkim ścisłe powiązanie technik tradycyjnych i sięganie po tematy klasyczne z kulturą popularną, masową, docierającą do czytelników lubiących dreszczyk emocji, napięcie, przy jednoczesnym zachowaniu zasad gatunkowych. Innowacja i tradycja to połączenie idealne. Jeśli jeszcze dodamy do tego swoistą estetykę brzydoty, turpizm i skrajny naturalizm, to mamy bez wątpienia receptę na sukces w kategorii literatury horrorystycznej, ocierającej się nawet o cechy charakterystyczne dla podgatunku „gore”. To wszystko, o czym mowa stanowi przepis na sukces i niezwykle wyważoną mieszankę kulturową.
Pierwsza część wspomnianego cyklu to prawdziwa gratka dla fanów klasycznej powieści grozy. Mamy tutaj do czynienia z motywem demona, który wraca po kilkuset latach, aby dokonać zemsty na amerykańskim społeczeństwie za wytępienie rdzennych mieszkańców. Demon ten nie ma litości i tylko podobna jemu magiczna, mistyczna siła będzie w stanie utrzeć przysłowiowego nosa. Krew się leje tutaj strumieniami, giną ludzie, a to wszystko w specyficznej scenerii szpitala, do którego trafia opętana dziewczyna. Jak to w klasyku bywa, pojawia się ta przeciwwaga energetyczna w postaci jasnowidza i współczesnego indiańskiego szamana. Fabuła, biorąc pod uwagę główny trzon narracyjny, jest ciekawa, wciągająca, mogąca się podobać, nawet laikom gatunkowym.
Trzeba przypomnieć, że „Manitou” to właściwie debiutancka powieść Mastertona i jak się okazuje, bardzo dobra pod wieloma względami. Choć napisał one sporo książek o różnej tematyce, to cykl „Manitou” jest właśnie jego wizytówką, znakiem rozpoznawczym na księgarnianej scenie światowej. Wynika to właściwie z tego, że ta konkretna seria jest nietuzinkowa, specyficzna, genialna w swojej prostocie i może świadczyć „usługi” rozrywkowe. Dlaczego rozrywkowe właśnie? Nie można pominąć faktu, że pisarz mocno osadzony już w kulturze popularnej, masowej, docierającej do rzeszy fanów, nawiązującej do popartu filmowego, muzycznego, malarskiego, a także do historii Ameryki, tej niechlubnej, wstydliwej, chcącej schować się przed całym światem.
W parze z popkulturowym charakterem idzie także język – prosty, nieskomplikowany w budowie i charakterze, oszczędny w ciężką terminologię. Dlatego też będzie ta pozycja docierała do gustów wszystkich – zarówno zmęczonych psychicznie pracowników umysłowych, jak i pracowników fizycznych, którzy po ciężkim dniu chcą się uraczyć prostą, czytelniczą rozrywką. Masteton znalazł wspólny mianownik między wieloma fanami czytelnictwa, wypośrodkował zapotrzebowania i oczekiwania odbiorców już na samym początku swojej kariery. Jest to niebywały sukces, który nie przygasł wraz z wydawaniem kolejnych powieści – trzeba oddać twórcy, że jego płodność tekstowa obrodziła w ogromne plony zachwytów, ciekawości i radości, a także zniecierpliwienia czytelników, którzy po dziś dzień czekają na wznowienia kultowych utworów.
Polecam zarówno tym, którzy już mieli do czynienia z Mastertonem, ale także tym, którzy jeszcze nie obcowali ze wspomnianym gatunkiem – wydaje się, że twórczość tego pisarza będzie dobrym pierwszym wyborem.