Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Pieprzyć Teraz To Tysiąc Dinarów

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 3 votes
Akcja: 100% - 3 votes
Wątki: 100% - 3 votes
Postacie: 100% - 2 votes
Styl: 100% - 3 votes
Klimat: 100% - 3 votes
Okładka: 100% - 3 votes
Polecam: 100% - 2 votes

Polecam:


Podziel się!

Pieprzyć Teraz To Tysiąc Dinarów | Autor: Boris Dežulović

Wybierz opinię:

Doris

       Czy nasze życie jest zbiorem przypadków nie do przewidzenia, czy też możemy za pomocą logicznego myślenia wpłynąć na nie tak, by uniknąć, niechcianego przecież, nieszczęścia? Zawsze mamy przed sobą co najmniej dwie drogi. Wybierając jedną, nie wiemy z czego nieświadomie zrezygnowaliśmy, ignorując pozostałe.

 

       Gdyby młody Chorwat, Paco, zdążył przed czterema miesiącami powiedzieć jedno zdanie: pieprzyć teraz to tysiąc dinarów, nie znalazłby się najprawdopodobniej na zaminowanym terenie, usiłując przedostać się przez obszar zajęty przez bośniackie wojsko. I to przebrany w mundur wroga. Ponieważ książka Borisa Deżulovica jest równie zwariowana, w najlepszym znaczeniu tego słowa, jak jej tytuł, to Bośniacy wpadają na identyczny pomysł. I jak tu teraz ustalić, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem? Wojna w Jugosławii w wersji slapstickowej komedii pomyłek? Proszę bardzo, można i tak, w dodatku bardzo udanie.

 

       W główny wątek wpleciono historie bohaterów oraz ich zabawne charakterystyki. Bośniak Cyga, nieustająco bezskutecznie walczący ze świerzbem, który „czmycha przed drapaniem niczym karaluch przed światłem i, nieuchwytny dokładnie tak jak małe czarne skarabeusze, swędzi najpierw trochę poniżej, potem nieco wyżej, za każdym razem umykając przed paznokciami, szczękami, nożem, gałęzią oraz innymi podręcznymi narzędziami pomocy (…)”. Ileż ten świerzb namieszał mu w życiu, w piłkarskiej karierze i w małżeństwie!

 

       Po przeciwnych stronach, z bronią skierowaną nawzajem na siebie, stoją młodzi chłopcy, jeszcze niedawno biegający za piłką i za dziewczynami. Bośniacy tak samo, jak Chorwaci, bez różnicy. Chodzili do tych samych szkół, w tych samych dzielnicach, kopali na tym samym boisku, przy brawach tych samych widzów i startowali do tych samych dziewcząt, tak samo z różnym skutkiem.

 

       Może cała ta wojna także diabelski zbieg okoliczności i gdyby nie jeden błędny krok, zagapienie się, chwila głupoty, w ogóle by jej nie było, a Bośniacy i Chorwaci graliby tylko przeciwko sobie w nogę na stadionie przy aplauzie widowni.

 

       Boris Deżulovic tropi absurdy wojny, a tych jest bez liku. Wydaje się też, że jeśli nikt nie słucha logicznych argumentów, rozsądnych propozycji, by nie eskalować tak bezsensownych konfliktów w obrębie jeszcze niedawno wspólnego kraju, nawet jeśli powstał on jako zlepek różnych narodowości, to najlepiej podziała właśnie śmiech. Wszyscy jednak zdajemy sobie sprawę z tego, ile ofiar zabrała ta wojna, więc za tym śmiechem wyczuwamy całą nagromadzoną gorycz, łzy i żałobę. A także pytanie – po co to wszystko? Czy nie można było inaczej?

 

       Tymczasem jedni i drudzy żołnierze, poprzebierani w mundury wrogiej armii sądzą, ze przyjdzie im strzelać do swoich, albo też zginąć z ich rąk.

 

       Co rusz powracamy do czasu sprzed wojny, do drobnych, najczęściej zabawnych wydarzeń z życia bohaterów, które doprowadziły ich do punktu, w którym teraz tkwią, nie bardzo wiedząc, co dalej robić, ani też kogo mają przed sobą. Do tej pory prowadził ich przypadek, może więc nie warto zbyt długo zastanawiać się nad dalszym krokiem, tylko zdać się na ślepy traf?

 

       Rzeczywistość, w której bez pytania o zdanie, bez głębszej refleksji, pozszywano kiedyś ze sobą na siłę, niczym patchworkową kołdrę, różne kultury, religie i uprzedzenia, licząc na to, że jakoś się zunifikują, została tutaj opisana bez patosu i koturnowości, poprzez z życia wzięte historie. Takie trochę śmieszno-smutne, bo nawet najszczerszy śmiech może zgasić w jednej chwili świadomość, jak łatwo od zabaw na podwórku można przejść do strzelania do człowieka. A jednak nie mamy siły oceniać tych chłopaków. Naszą sympatię i jakąś czułość wzbudzają zarówno Bośniacy, jak i Chorwaci. Ich wcześniejsze, przedwojenne życie, właściwie niczym się od siebie nie różniło.

 

       Och, wszystko tu jest zabałaganione, całkiem jak godło kompanii, gdzie czarne pumy, które przecież nie istnieją, reprezentuje wizerunek bengalskiego tygrysa. Cała ta przygoda, ta wojenna przebieranka, wydaje się nierealna, jak jakiś koszmarny sen. O wiele prawdziwsze zdają się owe powroty pamięcią do przedwojnia. Miłostki, zdrady, wspólne picie i wygłupy, zachwyt nad „Wejściem smoka” i nad umiejętnościami Bruce`a Lee. One pozwalają chłopakom nie zwariować, wspólne wspomnienia udowadniają im, że to są oni, choć czują się przecież inaczej. I czujemy, ze słowa wypowiedziane przez Dzio do kumpli w określonym kontekście: „Nie macie o niczym pojęcia, bando małolatów”, mają o wiele szersze znaczenie. Mogłyby stać się mottem tej historii.

 

       To wina sprytnej, przemyślanej manipulacji, że dotychczasowi sąsiedzi, szkolni koledzy, którzy przez lata potrafili współuczestniczyć we wspólnym, wielokulturowym życiu, teraz nienawidzą się do tego stopnia, by do siebie celować z ostrej broni. Są tacy, którym te nieświadome dzieciaki są potrzebne w określonym celu. Nie obchodzi ich, co się z nimi stanie. Niech to Tito! Warto o tym przez chwilę pomyśleć.

 

       Większość historyjek to gotowe kabaretowe skecze, mające swoją puentę i czasami wręcz absurdalny humor. Jak choćby ten o postoju, na którym taksówka musi zawsze czekać na tego, kto akurat będzie jej potrzebował, wiec nie może odjechać z pasażerem, który właśnie jej potrzebuje. Masło maślane? Tak. Dokładnie jak cała ta wojna i przebieranka żołnierzy. Nic tu nie trzyma się kupy i nie jest logiczne.

 

       I właśnie przy tej okazji muszę przytoczyć słowa Hunty, które można odnieść nie tylko do przywołanej powyżej scenki o postoju, ale rozciągnąć to porównanie na całą tę schizofreniczną sytuację i wygenerowanej nienawiści do sąsiadów, z którymi jeszcze niedawno paliło się razem papierosy na jednym podwórku. „(…) rzecz nie w tym, czego nie rozumiemy. Rzecz w samym rozumieniu, w tym, że nie rozumiemy, rozumiesz? Nie tylko, że nie rozumiemy, że oni nas nie rozumieją, ale i nie rozumiemy, że oni nie rozumieją, że my rozumiemy dlaczego.” Teraz widzicie, jakie to wszystko poplątane i trudno tutaj doszukać się grama sensu.

 

       Przez jeden długi dzień, przez 12 godzin, towarzyszymy chłopakom z byłej Jugosławii, niedawno ziomkom, obecnie zaś wrogom. Na ramieniu mają broń, ale gdyby nie mundury, nie można byłoby ich odróżnić. No właśnie… mundury przecież też nie są te, co powinny… przebieranka miała sprawę ułatwić, tymczasem jeszcze bardziej wszystko zamotała.

 

       Okazuje się, ze w głowach jednych i drugich tłoczą się wspomnienia z przeszłości, tak silne, że tracą czasami poczucie rzeczywistości. Gdzie się znaleźli? Kim są ci naprzeciwko? Nasi czy nie? Śmieją się tak samo, znają tych samych ludzi, co my, bywali na tych samych meczach piłki nożnej i wzdychali do tych samych dziewczyn.

 

       I kiedy niepewnie podają sobie ręce i mówią:

 

       „Najważniejsze, że są tu sami swoi.

         No właśnie…

       Swoi, nie inaczej – odetchnął Papac.

       Wszyscy, znaczy się, jesteśmy… swoi – potwierdził Wungiel.”

 

       to przecież mówią szczerą prawdę.

żuczek75

  Autor urodził się w Splicie w 1964 roku. W latach 1991–1992 był korespondentem wojennym. Jako pierwszy chorwackidziennikarz przekazywał relacje z okupowanego Vukovaru i z Sarajewa w czasie serbskiego oblężenia. Za jeden ze swoich artykułów został nawet oskarżony znieważenie prezydenta Republiki Chorwacji Franjo Tuđmana, ale pozew oddalono. Za swoją pracę dziennikarską był doceniany i nagradzany. Ciekawostką jest, że w 1984 założył w rodzinnym mieście grupę satyryczną Viva Ludež, która początkowo występowała na scenie, a w 1993 zaczęła tworzyć Feral – satyryczny dodatek do pisma Nedjeljna Dalmacija. W biografii Dezulovica najbardziej zaciekawiło mnie to, że w 1998 jako współautor przyczynił się do powstania „Antologii współczesnej chorwackiej głupoty”. Jako pisarz zadebiutował w 2003 powieścią science-fiction Christkind o etycznych aspektach uśmiercenia Adolfa Hitlera, kiedy ten był jeszcze dzieckiem. Najbardziej znana jest jednak jego powieść „Pieprzyć teraz te tysiąc dinarów”. O czym zatem ona jest?

 

Trwa wojna w byłej Jugosławii. Niedawno doszło do zmiany sytuacji, a dotychczasowi sojusznicy Chorwaci i Bośniacy zerwali porozumienie i rozpoczęli walki między sobą. Sześcioosobowy oddział, wydzielony z jednostki specjalnej wojsk chorwackich, przebrany w mundury armii bośniackiej wyrusza na tajną akcję. Z drugiej strony rusza oddział sześciu Bośniaków przebranych w mundury chorwackie. Obie grupy spotykają się w opuszczonej wsi Muzaferove Kuce. Dochodzi do konfrontacji, której przebiegu nie sposób przewidzieć. Jedno jest pewne – to nie może skończyć się dobrze.

 

Pierwsze co przyszło mi głowy czytając tę książkę, to myśl, że gdzieś już coś podobnego czytałem. No i po krótkiej chwili przyszło olśnienie. To przecież satyra wojenna, którą można porównać do „Paragrafu 22” Josepha Hellera. Podobnie jak w słynnym dziele opisującym czas II wojny światowej, tak i tutaj pokazano los zwykłych ludzi, którzy, nie zawsze zgodnie ze swoją wolą, zostali rzuceni w wir bezsensownego konfliktu. Płacą oni cenę, często najwyższą, za cele, o których nie mają pojęcia. Za cele polityków, którzy bezpiecznie siedzą w swoich gabinetach z dala od działać wojennych. Oczywiście nie jest to dokładna kopia „Paragrafu”, wyczuwam jednak pewną inspirację Josephem Hellerem. Tutaj jest to wojna domowa, w której biorą udział ludzie, którzy jeszcze niedawno byli sąsiadami i żyli w zgodzie. To zasadniczo pogarsza ich położenie.

 

Język książki jest bardzo dosadny, często wulgarny, ale przecież akcja rozgrywa się wśród żołnierzy, którzy raczej nie używają języka literackiego. Cała fabuła rozgrywa się w ciągu jednego dnia, ale autor postarał się urozmaicić opowieść o wspomnienia każdego z bohaterów. Są to opowieści o ich latach młodzieńczych, czasach snucia planów na przyszłość, pierwszych miłościach, często również o pierwszych konfliktach z prawem, bo nie czarujmy się, aktorzy tego nie przedstawienia nie są kryształowi.

 

To moja pierwsza książka poruszająca temat wojny na terenach byłej Jugosławii. Nie jest to książka historyczna, ale zachęciła mnie do sięgnięcia po inne pozycje, które umożliwią mi poznanie bliżej tego krwawego konfliktu, który toczył się pod koniec XX wieku tak blisko nas, a którego następstwem był rozpad Jugosławii i powstanie Bośni i Hercegowiny, Chorwacji, Czarnogóry, Serbii i Słowenii. Niestety pomimo upływu lat i zawarcia traktatów pokojowych, animozje między tymi państwami trwają do dziś. Na pewno daleko jest do konfrontacji zbrojnej, ale np. wydarzenia sportowe takie jak mecze piłki nożnej między drużynami z krajów byłej Jugosławii budzą wiele niezdrowych emocji i są pretekstem do bójek lub nawet zamieszek.

 

Warto wspomnieć o tytule książki, który moim zdaniem, pokazuje jak jedna, z pozoru błaha decyzja może przewrócić nasze życie do góry nogami, zniweczyć nasze plany i wplątać nas w pasmo nieszczęść. A co dokładnie chodzi? Nie zdradzę za wiele, jeżeli napiszę, że gdyby jeden z bohaterów wypowiedział w odpowiednim momencie tytułowe słowa, nie znalazłby się na froncie.

 

Oczywiście gorąco polecam tę książkę.

 

 
 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial