Cassiopeia
-
Dawno żadna nota wydawnicza tak mnie nie zachęciła do przeczytania książki. „Walka o przetrwanie”, „marynistyczny thriller”, „gotycki horror”, „podróż w otchłań grozy”, „rzetelna i wstrząsająca prawdziwa historia” – jak tylko ujrzałam te opisy, włączył mi się tryb łowcy i wiedziałam, że muszę zdobyć „Obłęd na krańcu świata”.
Kiedy już trzymałam książkę w swoich rękach i zasiadłam do lektury, jeszcze bardziej wsiąknęłam – przez przedmowę polskiego tłumacza, Miłosza Urbana. Od niego dowiedziałam się, że autor przygotowywał się do napisania tego reportażu 5 lat. Zbierał artykuły z XIX wieku, czytał dzienniki marynarzy, kapitanów, oficerów, nie tylko tych, którzy brali udział w Belgijskiej Wyprawie Antarktycznej, aby poznać lepiej tło historyczne i perspektywę człowieka ze schyłku XIX wieku. Polski tłumacz też wykazał się ogromną rzetelnością, sięgając do różnych źródeł, aby w przekładzie używać odpowiedniego słownictwa i stylu wypowiedzi.
To właśnie styl książki jest pierwszym, co mnie zaskoczyło. Myśląc o reportażu, wyobrażałam sobie raczej relację dziennikarską, może nawet naukową, a w „Obłędzie na krańcu świata” mamy do czynienia z lekko gawędziarskim i niekiedy ozdobnym językiem, kojarzonym z listami czy pamiętnikami z tamtej epoki. Z jednej strony więc autor z encyklopedyczną precyzją opowiada o genezie ekspedycji na Antarktydę, jak dzień po dniu ją przygotowywano, a z drugiej strony używa do tego pięknej prozy. Czytelników, których taki opis przeraził, bo na myśl im przyszła chociażby polska literatura pozytywistyczna (szkolne lektury, choćby nie wiem jak fenomenalne, niestety mogą zakorzenić uraz), pragnę uspokoić – „Obłęd” czyta się bardzo sprawnie i przyjemnie.
Korciło mnie, aby przed lekturą zapoznać się chociaż z wpisem na Wikipedii dotyczącym opisywanej ekspedycji, ale stwierdziłam, że nie będę sobie psuła lektury. Już i tak wiadomo mi było, że załogę czeka tragedia na biegunie południowym, więc nie chciałam znać szczegółów. Zanim do tragedii dojdzie, poznajemy nie tylko historię przygotowań do wyprawy, ale także życiorysy najważniejszych członków załogi. Niesamowitym jest przyglądać się, jak ich losy zmierzały do tego momentu, by wsiąść na Belgikę i wyruszyć w nieznane człowiekowi rejony. Coś co dla mnie jest dzisiaj nie do pojęcia (nawet z użyciem dzisiejszej technologii nie wiem, czy bym się odważyła wziąć udział w podróży na biegun południowy), dla nich wtedy było sensem życia i największą ambicją, niektórzy z nich od młodych lat przygotowywali się do tej wyprawy. Jedyne puste miejsce na mapie dla wielu było obsesją i marzyli o tym, by odkryć teren, który był totalną zagadką – nie wiadomo wtedy było, czy Antarktyda to „otwarte wody, ocean lodu czy bezkresny kontynent” i każdy chciał zapisać się na kartach historii jako pierwszy człowiek, który dotarł na biegun południowy.
Zanurzając się w życiorysy załogi a później w sprawozdanie z kolejnych dni wyprawy, odczuwałam napięcie i niepokój, wiedząc o czyhającej katastrofie. Przyznać muszę, że trochę jej wyczekiwałam, w końcu nastawiłam się na survival thriller. Dramatyczne wydarzenia rozpoczynają się w rozdziale drugim, czyli w sumie za połową książki. I tu muszę przyznać, że jednak nota wydawnicza, blurb z okładki i sam tytuł nabudował we mnie chyba zbyt wysokie oczekiwania. Mimo dramatycznej sytuacji utknięcia statku w lodowej pokrywie, nie odczuwałam tak mocno rozpaczy czy przerażenia załogi, a tym samym od czasu do czasu czułam się już znużona brakiem akcji, której do tej pory było bez liku. Oczekiwałam atmosfery obłędu czy relacji o krańcach ludzkiej psychiki, a tego mi niestety zbrakło. Więcej grozy poczułam, kiedy próbowałam sobie sama wyobrazić, jak miałabym przeżyć chociaż miesiąc bez słońca, w totalnej ciemności.
„Obłęd na krańcu świata” to skarbnica wiedzy o żegludze i człowieku końca XIX wieku podana w formie barwnej prozy. Opisywane w niej zagadnienia i wydarzenia są niesamowite i zostaną ze mną na zawsze i długo moi znajomi będą musieli znosić kolejne historie o tym, co w tym reportażu wyczytałam. Mimo że trochę zawiódł mnie oczekiwany pierwiastek thrilleru i survivalu, polecam „Obłęd na krańcu świata” każdemu.