Wanda Rajska
-
Autorką tej pozycji jest dobrze znana, a może wypadałoby raczej powiedzieć nikomu nieznana Elena Ferrante, ponieważ tożsamość tej włoskiej pisarki nadal jest skrzętnie ukrywana (chyba, że coś się zmieniło, a ja o tym nie wiem). Bardzo dobrze znana jest za to jej twórczość, głównie tzw. tetralogia neapolitańska zekranizowana ostatnio przez HBO, choć ja osobiście bardziej cenię jej pozostałe książki. Spośród innych jej powieści trafiły na ekrany także „Czas porzucenia”, „Obsesyjna miłość”, czy ostatnio „Córka”. Nad „Zakłamanym życiem dorosłych” pracuje obecnie Netflix.
Jestem absolutną miłośniczką prozy Eleny Ferrante, przeczytałam jej wszystkie książki. Dlatego nie mogłam przejść obojętnie obok jej najnowszej pozycji. Tym razem jednak nie jest to powieść, a zbiór 51 felietonów, które Ferrante co tydzień przez cały 2018 rok pisała do "Guardiana". Pomysł wysunęła gazeta, a pisarka – jak sama pisze we wstępie - z ciekawością, choć nie bez lęku przystąpiła do tego projektu.
Krótkie, oszczędne teksty kolejnych felietonów dotykają bardzo różnych tematów, zawsze jednak poświęcone są osobistym doświadczeniom i przekonaniom autorki. W mojej ocenie bardzo szczere i głębokie teksty krótko mówią o ważnych sprawach - o uczuciach, wspomnieniach z dzieciństwa, tradycjach i stereotypach, macierzyństwie, pracy, pisarstwie, religii, ekologii... Za każdym razem Ferrante, jak sama to określa „opuszcza wiadro do ciemnej studni głowy” i czerpie z tego, co sama przeżyła, odnosi się do tego, co prywatnie czuje i myśli. Przy okazji zdradza wszystkim miłośnikom swojej twórczości sporo informacji o swoim życiu. Mówi o dzieciństwie i zachwycie matką, który jednocześnie przyciągał i odpychał ją od niej. Opowiada o swojej pierwszej miłości i pierwszych pisarskich próbach.
O pisarstwie zresztą jest dużo więcej – co nie dziwi w przypadku kobiety, która poświęciła temu życie. Pisze o strachu przed śmiercią i przeżywaniu swoje tożsamości jako Włoszka. Opowiada o swoich doświadczeniach związanych z macierzyństwem i obserwowaniem dorastania swoich córek. O rozczarowaniu feminizmem i strachu przed konsekwencjami dewastowania planety. O sile i znaczeniu prawdziwej przyjaźni, która zdarza się może jeszcze rzadziej niż prawdziwa miłość. I dużo o uczuciach, emocjach, nawykach, drobnych przyzwyczajeniach i swoim spojrzeniu na otaczający świat.
W zadziwiająco wielu momentach myśli i opinie Ferrante były zbieżne z moimi, stąd towarzyszyło mi uczucie pełnego zrozumienia i zgody z jej przemyśleniami. Nawet w drobnych kwestiach – jak ona uwielbiam wszelkie gwałtowne zjawiska atmosferyczne, dostrzegam i piękno i udrękę macierzyństwa, przychylam się do jej zdania na temat polityki i religii, uważam, że wielokropek jest nadużywany, jako ostatnia wychodzę z imprez. Za to w przeciwności do niej wolę zwierzęta bardziej niż rośliny. Im dłużej czytałam jej kolejne przemyślenia, tym bardziej rozumiałam, dlaczego tak mocno oddziałuje na mnie jej proza i dlaczego jest jedną z moich ulubionych autorek.
„Przygodne rozważania” to lektura tak nasycona treścią i znaczeniami, że niewskazane jest zbyt szybkie jej pochłanianie. Ja czytałam powoli, po kawałku, dając sobie czas na spokojne przemyślenia. Oceniam ten zbiór jako bardzo wartościową literaturę, choć na ogół wolę beletrystykę. Tym razem jednak zdecydowanie warto było zmierzyć się z taką formą.