Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Ostatnia Podróż Winterberga

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 2 votes
Akcja: 100% - 2 votes
Wątki: 100% - 2 votes
Postacie: 100% - 2 votes
Styl: 100% - 2 votes
Klimat: 100% - 2 votes
Okładka: 100% - 2 votes
Polecam: 100% - 3 votes

Polecam:


Podziel się!

Ostatnia Podróż Winterberga | Autor: Jaroslav Rudis

Wybierz opinię:

Doris

       „Pomyślałem, że może tu zostanę.

       W tym kraju, który opuściłem.

       Który musiałem opuścić.

       Który mnie opuścił.”

 

       „Ostatnia podróż Winterberga” Jaroslava Rudisa – powieść drogi, sentymentalny powrót do przeszłości, do świata, którego już nie ma. Niemal stuletni Wenzel Winterberg, w towarzystwie swojego opiekuna – pielęgniarza Jana Krausa, wyrusza w trasę, śladem swojego życia. Pierwszy z nich to Niemiec, tęskniący do dawnej c. k. monarchii, drugi Czech, który po praskiej wiośnie zmuszony był uciekać z kraju. Winterberg poszukuje wieści o ukochanej, która zaginęła gdzieś w wojennej zawierusze, Kraus zaś najchętniej w ogóle nie przekraczałby już nigdy czeskiej granicy.

 

       Winterberg, ostatni motorniczy w Zachodnim Berlinie, nie wypuszcza z rąk swego największego skarbu – bedekera po Austro-Węgrzech, do którego co chwilę zagląda, czytając fragmenty, choć i tak zna je już na pamięć. Stale ma przy sobie „swoją książkę historyczną. Swoją biblię. Swój przewodnik z 1913 roku. Bedeker po Austro-Węgrzech. Bedeker po jego życiu (…) Ostatnie wydanie przed wojną i katastrofą.” Celem podróży jest Sarajewo, miasto, gdzie urywa się ślad po pół-Żydówce Lence.

 

       Opowieść toczy się powoli, panowie rozmawiają, stopniowo nieufność i wzajemne poirytowanie zmienia się w sympatię i zrozumienie. Monotonię krajobrazu za szybą urozmaicają dyskusje i wyjątki z bedekera. Po odwiedzeniu miejsc, które ich przyciągnęły, po noclegu w przypadkowej gospodzie, znów turkot kół i usypiające kołysanie wagonu. Ważne są te zaokienne pejzaże, wywołują wiele skojarzeń, wspomnień i historycznych dygresji. Jeszcze chyba ważniejsi są spotykani w drodze ludzie. Jadąc dławiącym się stale ciągnikiem na pole bitwy pod Koniggratz, bohaterowie słuchają zwierzeń Josefy, miejscowej kobiety, na temat jej życia, a także tej ziemi, zroszonej krwią. ”W lesie Svib znaleźć można najdorodniejsze borowiki w całej okolicy, każdy nam ich zazdrości, a to również za sprawą grobów, zmarłych i bitwy.”

 

       Winterberg, zwykle melancholijny, nudny, wręcz powtarzający monotonnie te same, jakby przyklejone do niego frazy, zmienia się całkowicie, gdy nachodzi go „atak historii”, „ta burza w jego duszy gnała go coraz dalej, nawałnica, która przestała być nawałnicą, a zamieniła się w orkan.”

 

       Fragmenty czerwonego bedekera, czytane na głos i szeroko omawiane w oparciu o liczne przykłady, wprowadzają nas w klimat Austro-Węgier. Te wszystkie pralinki, torty Sachera, piszingery, Tafelspitz i Kaiserfleisch, auszpiki i frankfurterki podawane do dobrze schłodzonego piwa w cesarskich jadłodajniach, kartki korespondencyjne nabywane w trafikach po 10 halerzy.

 

       Krajobrazy i budynki migające za szybą przywołują wspomnienia i prowokują Winterberga do częstych dygresji. Czy to most na rzece, czy grupa drzew tworząca zagajnik. To język niemiecki, to czeski, mieszają się melodyjnie. Chłopcy, którzy wsiadają z głośną muzyką ryczącą ze smartfonów wydają się tu nijak nie pasować.

 

       Nasi bohaterowie wysiadają na stacjach, udają się na przechadzki po okolicy, próbują gonić wspomnienia, rozpoznać znajome ulice, domy i place. W umyśle Winterberga przewija się raz wojna trzydziestoletnia, innym razem ta ostatnia, która pochłonęła Lenkę. Dworzec w Dreźnie, Dworzec Poczdamski, Dworzec Śląski, każdy posiada jakieś wyróżniające go cechy. Czas i położenie nie stwarzają myślom żadnych granic, mogą więc płynąć swobodnie. Kraus, sam obciążony traumatycznymi wspomnieniami, daje się ponieść opowieściom Winterberga.

 

       Te kolejowe perygrynacje przywodzą mi na myśl W. G. Sebalda, którego książki to także podróże w czasie i w przestrzeni, kolejowe dworce i cmentarze, łączone z wędrówkami w głąb siebie, a każdy pejzaż, poczekalnia dworcowa, budynek, wydobywają z pamięci nie mający końca łańcuch retrospekcji, komentarzy i spostrzeżeń, zagłębiający się w historię, literaturę i osobiste reminiscencje.

 

       Odmienny jest styl, który u Rudisa, też refleksyjny, ma jednak pewne cechy wspólne z Haskiem, choć daleko mu do jego humoru. Ale, jak mówi ze złością Winterberg, Czech skazany jest na melancholię, „dlatego usiłuje być zawsze taki dowcipny, stąd ten okropny czeski humor, nieważne, czy się mówi po niemiecku, czy po czesku, niczego bardziej nie znoszę niż tego okropnego czeskiego humoru, tak, tak, wszędzie, gdzie pojawia się mieszkaniec Czech, oczekuje się, że będzie zabawnie, że Czech przede wszystkim będzie żartować z samego siebie…”

 

       Czesi, zawieszeni pomiędzy sentymentem austriackim i czeskim, między protestantyzmem i katolicyzmem, witający z entuzjazmem Hitlera „na rynku przed ratuszem”, tęskniący za paradnymi mundurami c. k. armii – takich ich tu widzimy oczami Winterberga. Przypomina mi się od razu Joseph Roth i jego tęskne powroty w czasy austrowęgierskie, jego zafascynowanie tą epoką, co prawda bardziej środowiskiem galicyjskich Żydów, ale sentyment jakże podobny. Co takiego urokliwego, magnetycznego było w tym klimacie monarchii austrowęgierskiej, że tylu twórców uczyniło z niej stałe tło, a niektórzy nawet bohaterkę swoich utworów? Nietrudno się domyślić, czytając takie opisy: „tutaj się mówiło wyłącznie po czesku, ale oczywiście wszyscy rozumieli także niemiecki, tak, tak, tak to wówczas było, ludzie się rozumieli… Restauracja dworcowa, zajazd Grandhotel przy rynku, hotel przy dworcu, miasteczko na wzniesieniu nad Izerą…” – to powidoki tego, co już było i zniknęło, było, gdy Winterberg miał 20, 30, 40 lat, a nie jak obecnie dziewięćdziesiąt dziewięć. Ostatnia podróż zwykle jest lirycznie tkliwa, a nawet czułostkowa. Jednak w tym wypadku nikogo to nie rozbawia, wszak to pożegnanie. W dodatku okazuje się, że część dawnych budynków, tych zachowanych w sercu, zachowała się także w rzeczywistości, czyżby stół, przy którym siedzi obecnie przy kolacji w zajeździe Winterberg był tym samym, przy którym stracił życie jego ojciec?

 

       A że opowieści jest wiele, wpychają się jedna przed drugą tak szybko, że naszemu bohaterowi nie sposób przerwać, to dlatego, iż „Nie można opowiedzieć tylko jednej historii, jeśli pragnie się zrozumieć Historię, zrozumieć nas.”

 

       Jest to też opowieść o odchodzeniu, w wielorakim rozumieniu tego słowa. O odchodzeniu starego porządku, przebrzmiałego już świata, który zrobił miejsce nowemu, ale czy lepszemu? O odchodzeniu ludzi oraz żalu, pustce, jaką po sobie pozostawiają. Lenka, Carla, ojciec, siostra i inni bliscy bohaterów, bohaterscy wodzowie, legendarni władcy, wizjonerscy budowniczy, o których z taką swadą opowiada Winterberg, a wreszcie i on sam, żegnający się z życiem i przeszłością w tej ostatniej, przejmującej podróży.

 

       Wiele tu symboli śmierci. Począwszy od przywoływanych bitew i ich ofiar, których ziemia nie daje rady przetrawić, przez odejście ukochanych osób, w różny, nie zawsze naturalny sposób, przez grozę wojny i antysemityzmu, piece krematoryjne, tak różne od „spalarni”, co podkreśla Winterberg, aż do tego, czym trudni się Kraus – pomoc w przepłynięciu na drugą stronę. Kraus niczym Charon kieruje ostatnimi chwilami umierających, by bez zbytecznego „kołysania”, cierpienia, dobili do przeciwległego brzegu. Przypłaca to własnym emocjonalnym wypaleniem, które topi w alkoholu. Ale nie zamierza, nie może z tego zrezygnować. To nie zawód, lecz misja.

 

       „Ostatnią podróż Winterberga” można więc postrzegać na wiele sposobów. Jako sentymentalną wycieczkę w przeszłość bohaterów, ale też w przeszłość wielonarodowego kawałka Europy Środkowej, styku kultur i wpływów. Jako powieść na poły filozoficzną o kondycji człowieczej, jej sile i licznych słabościach. I w końcu również jako arcyciekawy wykład historyczny, z którego można zaczerpnąć wiele interesujących treści, ciekawostek, anegdot, a także faktów, których być może nie byliśmy do dzisiaj świadomi.

 

       Mistrzowski styl, forma przenikających się, porozrywanych wspomnień, stopniowa zmiana relacji między bohaterami, i te obrazy, obrazy, obrazy… Płyniemy więc sobie leniwie z nurtem myśli o „Winterbergu. O Lence Morgenstern. O jego córce Silke. O Reichenbergu i spopielarni. O tych wszystkich zwłokach i o miłości. O wojnie. O historii i o kolei. O Konniggratz i o Sarajewie” i nie bardzo nam się chce wysiadać z tego pociągu, który turkocze i kołysze nas w rytm niekończących się słów starego, zmęczonego człowieka.

 

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial