Szyszka
-
Czym różni się ta książka od setek innych podróżniczych? To była moja pierwsza myśl, ponieważ mam alergię na pozycje, które nie powstają w imię pasji, a jedynie z chęci zaistnienia. Przekonajmy się, z jakiego typu postacią mamy styczność podczas podróży „Z wiosłem i wiatrem. Kajakiem po wodach Północy”?
Autor, Zbigniew Szwoch, daje się poznać jako wielki miłośnik podróżowania z perspektywy kajaka, a w szczególności po zimnych i zdawałoby się niegościnnych regionach Północy. Książka zawiera opisy jego licznych wypraw do czterech krajów: Norwegii, Islandii, na Wyspy Owcze i Grenlandię. Już od pierwszych stron czuć, że jego umiłowanie do tak surowych krajobrazów nie jest wakacyjnym romansem, ale wieloletnią miłością, podsycaną z każdą kolejną wyprawą. A co najważniejsze, autor udowadnia, że podróżuje przede wszystkim dla siebie. Nie afiszuje się ze swoimi planami, nie szuka poklasku, a w rezultacie nie ulega wszechobecnej presji bycia naj. Po prostu spełnia swoje marzenia i przyjemnie jest móc przeżywać to razem z nim.
W początkowej części książki miałam lekki niedosyt pod względem informacji dodatkowych ponad przepłynąłem/przeszedłem. Na szczęście z każdym kolejnym wspomnieniem autor rozkręca się i opisy są już dużo bogatsze. Nie tylko o informacje geograficzne, historyczne czy społeczne, ale także prywatne przemyślenia i anegdoty. Wszystko to dodaje głębi treści i sprawia, że odwiedzane przez niego miejsca nie są już tylko dla czytelnika obcymi punktami na mapie.
Z własnej perspektywy zabrakło mi jeszcze map, po których mogłabym sunąć palcem i podróżować razem z autorem. Ponieważ poza samym położeniem geograficznym opisywanych państw i kilku znanym miastom, większość była dla mnie egzotyką, toteż książkę czytałam z mapą w telefonie, i oczami (opisami) Szwocha obserwowałam te dzikie tereny.
Początkowo zawiodła mnie również skromna ilość zdjęć. Z czasem jednak zrozumiałam, że to jest właśnie wartość tego autora. Podczas swoich podróży skupia się na byciu tu i teraz, na chłonięciu widoków, a nie szukaniu idealnego kadru. Na prawdziwym przeżywaniu tego, co się planowało miesiącami. Bez wspomnianej presji ze strony sponsorów i obserwujących profile społecznościowe, którzy muszą być na bieżąco i obowiązkowo celebrować sukces wyprawy, bo tylko ten się liczy. Szwoch udowadnia, że w sytuacji kryzysowej jest ponad tym wszystkim i potrafi podejść do tematu zdroworozsądkowo, a jednocześnie nie czuć przy tym zawodu. Piękna lekcja.
Wszystko te drobne mankamenty przyćmiewa jednak styl autora, który po prostu wciąga. Choć Internet jest zalany zdjęciami ze wszystkich zakątków świata, to Szwoch zabiera czytelnika w oryginalną podróż i pokazuje świat z zupełnie innej perspektywy. Z perspektywy ukochanego kajaka. I tu także dowodzi, że dla chcącego nic trudnego. Spakować się w 20-kilogramowy bagaż wliczając w to dmuchany kajak. No problem! Właśnie takich pozytywnych wariatów potrzebuje świat. Bo w tym wszystkim pokazuje, jak niesamowita, kojąca, ale zarazem nieprzewidywalna potrafi być natura. I dlatego trzeba zachować pokorę, a ona w zamian odwdzięczy się takimi widokami i przeżyciami, dla których będzie się chciało zatrzymać czas.
Jestem pewna, że Szwoch nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Choć teraz osiadł jako szczęśliwy tata dwóch uroczych elfów, to jestem przekonana, że u boku swojej Muzy, z dzieciaczkami pod pachą, zawstydzi niejednego, który na każde swoje marzenie ma wymówkę. Z wiosłem i wiatrem, i sercem – polecam!