Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Witamy W Unterleuten!

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 2 votes
Akcja: 100% - 2 votes
Wątki: 100% - 2 votes
Postacie: 100% - 2 votes
Styl: 100% - 2 votes
Klimat: 100% - 2 votes
Okładka: 100% - 2 votes
Polecam: 100% - 2 votes

Polecam:


Podziel się!

Witamy W Unterleuten! | Autor: Juli Zeh

Wybierz opinię:

Pani M.

  Kiedy sięgnęłam po tę książkę, kompletnie nie wiedziałam, czego mogę się po niej spodziewać. Podejrzewałam, że to może być dość rozbudowana powieść obyczajowa, która przedstawi mi grono bohaterów z różnych światów. Mniej lub bardziej wykształconych. Rodowitych mieszkańców tej miejscowości albo przyjezdnych. I w sumie przeczucie mnie nie pomyliło, ale za tą historią kryło się coś więcej.

 

Akcja tej powieści rozgrywa się w Unterleuten, wsi położonej gdzieś w Brandenburgii. Życie toczyło się tam swoim torem. Ludzie żyli ze sobą, ale jakby obok siebie. Kiedy czytałam o mieszkańcach tej miejscowości, miałam wrażenie, że niektórzy są jakby z innej epoki i żyją oderwani od rzeczywistości. Pewnego dnia firma inwestycyjna postanawia wybudować farmę wiatrową. Jak możecie się domyślić, nie każdemu się ten pomysł spodobał. Na nowo wybuchają wtedy dawne, zamiecione pod dywan spory.

 

Początkowo miałam nieco trudności z tym, żeby wczuć się w klimat tej powieści, ale dość szybko udało mi się przezwyciężyć początkowy brak zainteresowania tematem. Im głębiej wchodziłam w tę powieść, tym trudniej było mi się od niej oderwać. Podejrzewam, że moje początkowe problemy ze skupieniem się w trakcie lektury brały się z tego, że zabierałam się za nią po całym dniu pracy, kiedy moja koncentracja była taka sobie i szybko gubiłam wątek. To była dla mnie jedna z tych książek, do których musiałam podchodzić ze świeżym umysłem.

 

Uważam, że jednym z najmocniejszych punktów jest klimat tej powieści. Przeniosłam się w miejscu do wioski, w której najlepiej by było, żeby wszystko pozostało bez zmian. Żeby obcy się nie wtrącali i każdy pilnował swojego nosa. W przeciwnym wypadku może dojść do niepotrzebnych nikomu nieporozumień, a i spod dywanu będą wychodzić niezałatwione sprawy. Dla niektórych mieszkańców to miejsce miało być azylem, do którego uciekli z wielkiego miasta, a okazało się zupełnie inne od przypuszczeń na jego temat. Farma wiatraków to dopiero wierzchołek góry lodowej. Nawet nie spodziewałam się tego, że ta powieść będzie się ocierać o sensację, a nawet momentami o thriller.

 

Siła tej powieści tkwi także w bohaterach. Żaden z nich nie był mi obojętny. Każdy z nich zapadał w pamięć. Niektórych się bałam, a inni znów wzbudzali moją sympatię. Problemy, w którymi się mierzyli, nie były wzięte z kosmosu. Myślę, że każdy z czytelników znajdzie tutaj kogoś, z kim może sympatyzować. Widać, że autorka włożyła wiele serca w zbudowanie tych postaci, mamy tutaj niesamowity przekrój różnych osobowości, ale dopieszczonych pod każdym względem. Motywacje, jakimi kierowali się bohaterowie, były dla mnie zrozumiałe. Jestem w stanie uwierzyć, że tacy ludzie mogą żyć obok mnie. Zwłaszcza jeśli chodzi o tych, którzy węszyli zarobek.

 

To była jedna z lepszych książek, jakie czytałam w tym roku. Początkowo nie wciągnęła mnie za bardzo, ale potem przepadłam. Trudno było mi po zakończeniu lektury wrócić do rzeczywistości. To chyba najlepsza rekomendacja, jaką mogę dla tej książki napisać. Radziłabym tylko siadać do niej z otwartym umysłem. Niby fabuła nie jest skomplikowana, ale ja łapałam się na tym, że gubię wątek, jeśli nie czytałam jej rano. Książka do najcieńszych nie należy, ale kompletnie nie czułam jej objętości w trakcie czytania, byłam wręcz zdziwiona, że tak szybko dotarłam do końca.

Doris

       Niewielka wioska Unterleuten w dawnej NRD. Sielskie widoki, lasy, pola, siedliska chronionych batalionów. „Po drugiej stronie lasu gruszowa aleja biegła dalej, łącząc się z innymi drogami, alejami wysadzonymi jabłoniami, śliwami, czereśniami, mirabelkami.” Niczym raj na ziemi, miejsce ze snów. Jednak zamieszkują je ludzie, a wiadomo, że „Diabelska część siły w człowieku bez wątpienia nieustannie pragnęła dobra, a czyniła spustoszenie.”

 

       Bo też każdy z tych ludzi ma wyraźną wizję swojego życia, jakie chciałby w tym spokojnym zakątku wieść. Tyle, że niekiedy te marzenia stoją ze sobą w sprzeczności. To, co podoba się jednym, w drugich rodzi sprzeciw, a nawet agresję.

 

       Gerhard i Jule pragną pięknego ogrodu, ciszy i zdrowego powietrza dla swojej nowo narodzonej córki. Linda chce założyć dużą hodowlę koni. Większość terenu to ścisły rezerwat przyrody, który trzeba chronić. A na dodatek nowy przybysz, trzymający się z daleka od wszystkich, Schaller, zgromadził na podwórzu góry złomu i pali w ognisku śmierdzące opony, których opary, unosząc się w powietrzu, powodują bol głowy i łzawienie oczu.

 

       Dwaj zagorzali wrogowie – lokalny właściciel ziemski i przedsiębiorca Gombrowski oraz stary komunista Kron staczają swoje bitwy już od pięćdziesięciu lat i roztaczają swoje wpływy nad resztą wsi.

 

       Oprócz z dawna zasiedziałych gospodarzy, są tu też nowi, wcześniej miastowi, którzy zapragnęli odmienić swoje życie, uczynić je spokojniejszym, bardziej ekologicznym. Okazuje się jednak, że problemy są wszędzie. Również w Unterleuten. Stare nie chce ugiąć się przed nowym. Dawne metody stoją w kontrze do dyrektyw Unii Europejskiej. I wcześniej konfliktów w Unterleuten nie brakowało. Jednak tym razem zawrzało na dobre, a źródłem tej potężnej burzy stali się nowi mieszkańcy wioski, a także pomysł wybudowania na jej terenie nowoczesnej farmy wiatrowej. Sprzeczność interesów stała się nie do pogodzenia, niechęć przemieniła się w nienawiść, pazerność stała się jeszcze większa. Emocje sięgnęły zenitu. Widzimy tu nierówną walkę ludzi z korporacyjną bezdusznością, idei z pragmatyzmem, za którym stoi pieniądz, a hamulce, dotychczas utrzymujące wiejską społeczność w ryzach, zaczynają puszczać.

 

       Wiele tu oddzielnych, osobistych historii, mniejszych i całkiem sporych życiowych dramatów. Autorka kreśli bardzo charakterystyczne, wyraziste portrety bohaterów, którzy w różnych, kolejno eksponowanych sytuacjach i relacjach ujawniają niespodziewane cechy charakteru. To doprawdy niezła galeria indywidualności, skrywających różne tajemnice.

 

       We wsi napięcie narasta, czujemy to wyraźnie i coraz mocniej wciąga nas ta cała historia. Zawiązują się sojusze, które nie zawsze wytrzymują próbę czasu, motają się intrygi i podstępne knowania w tym zamkniętym kręgu społecznym wychodzą w końcu na jaw, wywołując trzęsienie ziemi.

 

       W niedużym Unterleuten nie da się stać z boku, choćby nawet bardzo się tego pragnęło. Wszyscy znają się tu od dziecka, a nawet od pokoleń. Mieszkańców łączy poplątana nić powiązań, którą nie tak łatwo zerwać. Są zaprawieni w boju o swoje. Przeżyli komunistyczną NRD, przetrwali transformację, to poradzą sobie w każdej sytuacji.

 

       Za każdym z tych ludzi stoi jednak jakaś racja, wynikająca z jego osobistej historii, którą stopniowo, powoli, po kolei autorka przed nami odsłania.

 

       Z czasem zaś ta doskonała powieść społeczno-obyczajowa, z zacięciem psychologicznym, zmienia się w prawdziwy thriller. Znika dziewczynka. Mieszkańcy, przyzwyczajeni do załatwiania spraw po swojemu i prania brudów we własnym domu, sami wskazują winnego. Początkowe, powolne tempo akcji to już przeszłość, wydarzenia, najczęściej zaskakujące, wręcz się przepychają, by się nam zaprezentować. Potrafią też zasadniczo zmienić nasze wcześniejsze koncepcje rozwiązania oraz nasze, wydawałoby się, że już kompletne wyobrażenia o charakterze bohaterów. Niewiele zdołacie przewidzieć sami, zaskoczenie, i to niejedno, was nie ominie.

 

       To powieść wielowymiarowa, z intrygującymi aktorami nie tylko pierwszego planu, scalająca w jedno kilka gatunków i przedłużająca napięcie tak bardzo, że mielibyśmy ochotę przyłożyć za to autorce, bo nie możemy się oderwać od książki, a obowiązki przecież wzywają.

 

       Być może wielu z was zechce po lekturze odrzucić pomysł przeniesienia się na prowincję, której sielanka okazała się tutaj pozorna, a za prowizoryczną zasłoną skryło się niezłe piekiełko. Pamiętajcie jednak, że coś podobnego zdarzyć się może wszędzie tam, gdzie mieszka człowiek. „Ludzie są drapieżnikami. Każdy siedzi na swoim łupie i wali w pozostałych. Drapieżniki rozumieją tylko mowę twardej ręki.”

 

 

 
 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial