mmichalowa
-
Doceniam, gdy autorzy budują swoje powieści na podwalinach historii oraz wydarzeń związanych z zamieszkiwaną przez nich okolicą. Za każdym razem, gdy w jakiejś książce natrafiam na nazwy pobliskich miejscowości, na mojej twarzy pojawia się nieśmiały uśmiech. W trakcie lektury „Aptekarki” autorstwa Magdaleny Skubisz okazji do niego miałam aż nadto.
Z twórczością przemyślanki zetknęłam się przed kilkunastu laty za sprawą jej głośnej wówczas serii o liceum. Pamiętam, jak „LO story” krążyło z rąk do rąk i gdy ponownie zobaczyłam w zapowiedziach znane mi już nazwisko, zastanawiałam się, co autorka przygotowała dla czytelników tym razem. Bez wątpienia elementem, który już od początku porywa w tej książce jest szata graficzna okładki. Zwraca uwagę i zapada w pamięci zwłaszcza, gdy ktoś tak jak ja, interesuje się ziołami. Ze względu na podtytuł bywa też odrobinę zwodnicza. Pierwszą myśl skupiłam na tym, czy w rodzie Tyszkowskich była jakaś aptekarka? Mam świadomość, że czytelnicy spoza Podkarpacia w tym samym momencie zastanawiali się nad tym, czy w ogóle był taki ród?!
Otóż, tak! Zupełnie blisko Przemyśla. Na ślady rodziny, która była inspiracja dla Skubisz , można natrafić m.in. w Birczy czy Kalwarii Pacławskiej. W samej powieści sporo jest odniesień, a dodatkowo dla zaintrygowanych prawdziwymi losami na ostatnich stronach umieszczono krótką historię i nieco zdjęć. Gdy tylko otworzyłam swoje wydanie i moim oczom ukazała się (stylizowana na stare egzemplarze) mapa, czułam że literacko jestem w domu.
„Aptekarka” to powieść obyczajowa z mocnym rysem historycznym jednak oczywiście sfabularyzowanym. Nic nie jest tu podane na tacy, a do każdej z sytuacji i emocji dochodzimy w spokojnym, miarowym tempie. Brak tu dosadnych opisów miłosnych aktów, do których przyzwyczaiła nas współczesna literatura, i myślę, że działa to na korzyść książki. Podstępnie rozwija wyobraźnię.
Przez moment zastanawiałam się nad tytułową „aptekarką”. Nie jest to najbardziej trafna charakterystyka głównej bohaterki, a jednocześnie jest. Młoda dziewczyna, z ogromną wiedzą zielarską, miejscowa szeptucha , a jednak prowodyrka - przecierająca szlaki. Krucha, a silna, zdecydowanie wyprzedzająca swoje czasy - również za sprawą swojego ciętego języka. Nieszablonowa. Zdecydowanie to słowo pasuje mi do zielarki Katji- najzdolniejszej w Galicji. Cóż z tego, że broni się swoją wiedzą, skoro żyje w czasach w których musi za nią przepraszać? W czasach, gdzie zdanie mężczyzny ma znaczenie, a ona sama jest wielokrotnie boleśnie ignorowana. Wydarzenia mające miejsce przed laty zdają się momentami naprawdę aktualne. We mnie jako odbiorcy- kobiecie wielokrotnie wywoływały skrajne emocje. Była we mnie niezgoda na to, co spotykało bohaterkę. To właśnie w książkach lubię, że potrafią wywoływać głębsze, nieoczywiste odczucia.
Magda Skubisz w pierwszym tomie sagi zabiera w podróż w czasie, na której końcu zamiast przyszłości jest przeszłość. Teoretycznie powinniśmy ją znać, a mimo to zaskakuje. Nie przepadam za seriami, ale kontynuacji „Aptekarki” sobie nie odmówię, bo to jeden z tych tytułów, który dał mi naprawdę kilka dobrych chwil odpoczynku od świata za oknem.
Doceniam, gdy twórcy zdają sobie sprawę z wagi detali. Główna z postaci ukierunkowała tytuł na powiązania z dawną, ludową medycyną. Skubisz była na tyle świadoma w trakcie realizacji swojego literackiego pomysłu, że dla celów pisarskich ukończyła nawet kurs zielarski. Nie można więc zarzucić autorce, że nie wie, o czym pisze.