Tulliana
-
Debiutancki kryminał ze sporym potencjałem
,,Śmierć nad jeziorem” to podobno pierwsza powieść Malwiny Tylewicz. Książka ta zaliczana jest do gatunku kryminałów obyczajowych, ze względu na swą tematykę i sposób narracji powinna przypaść do gustu zwłaszcza kobietom, choć i panowie zapewne znajdą
w niej coś interesującego dla siebie. Książkę czyta się jednym tchem, bez wątpienia jej atutem jest dobrze poprowadzony wątek kryminalny oraz warstwa emocjonalna, jak również styl autorki, dzięki któremu czytelnik ma wrażenie, że opisywana historia dumnej Weroniki miała miejsce naprawdę.,,Śmierć nad jeziorem” to powieść odwołująca się do tematyki życia w prowincjonalnym miasteczku, do niezbyt szczęśliwego życia rodzinnego, znajdziecie w niej odniesienia do młodzieńczych błędów i ponoszenia konsekwencji nieudanych związków miłosnych. Utwór sprawia wrażenie do bólu szczerego za sprawą precyzyjnie stworzonych bohaterów, którzy potrafią nazywać swoje uczucia i nie wstydzą się rozmawiać o swoich rozmaitych emocjach.
Powieść zapowiada się bardzo ciekawie, ale po przeczytaniu jej całej odnoszę nieodparte wrażenie, że autorce zabrakło warsztatu pisarskiego, w pewnym momencie trochę pogubiła się w pogmatwanych losach swoich bohaterów. Z tego względu ,,Śmierć na jeziorem” staje się z każdą kolejną stroną książki coraz bardzie przewidywalnym utworem, za mało tutaj pogłębionej analizy psychiki człowieka uwikłanego w morderstwo, nieco zbyt dużo ckliwych wynurzeń dziewczyny, która po latach spotyka się z dawnym chłopakiem, a zarazem ojca swojego dziecka.
Mroczyce - tutaj nic nie jest oczywiste, a sprawy z każdym dniem mają się…tylko gorzej.
Akcja powieści Malwiny Tylewicz rozrywa się w małym miasteczku o nazwie Mroczyce, dokąd po dziesięciu latach nieobecności przybywa główna bohaterka utworu czyli Weronika. Kobieta ma zamiar sfinalizować sprzedaż rodzinnego domu, a po zakończeniu sprawy szybko i bezpiecznie wrócić do Poznania, gdzie aktualnie mieszka. Sytuacja zaczyna jednak bardzo się komplikować, gdy na terenie ponurego jeziora w Mroczycach ktoś znajduje zwłoki zamordowanego mężczyzny znanego głównie ze swojej słabości do alkoholu. Jakby tego było mało, Weronika dość nieoczekiwanie odnawia relacje z byłym partnerem, zaczyna spędzać z nim zaskakująco dużo czasu i zatrzymuje się w jego domu, ku oburzeniu nie tylko siostry i swej przyjaciółki, ale całej dość konserwatywnej społeczności rodzinnego miasteczka.
,,Śmierć nad jeziorem” to według mnie książka z kategorii niezbyt ambitnej, ale przyjemnej w lekturze powieści obyczajowej dla kobiet. Pomysł na cały utwór był całkiem niezły, ale od pewnego momentu książka Malwiny Tylewicz staje się przewidywalna, zaś główna bohaterka podejmuje wiele nieprzemyślanych decyzji, za wszelką cenę chcąc odciąć się od złych wydarzeń z przeszłości, a zarazem odsunąć o siebie podejrzenia o udział w zabójstwie nieszkodliwego raczej pijaczka, który okazuje się być jej ojcem ,,marnotrawnym”.
,,Śmierć nad jeziorem” można bez obaw zabrać ze sobą w podróż pociągiem, czytywać sobie wolnymi popołudniami, a nawet traktować jako niezobowiązującą lekturę tuż przed snem. Powieść zawiera uniwersalne przesłanie, to dzięki niej czytelnik będzie miał okazję zdać sobie sprawę ze struktury wartości życiowych, dopasować swoją osobowość do realiów codziennego życia, często obfitującego w niezbyt przyjazne niespodzianki od losu. Relacje Weroniki z rodziną nie należą do wzorowych, autorka bez cienia wstydu pisze tutaj o przykładach przemocy w domu.
,,Śmierć nad jeziorem” to także pouczająca przypowieść o szukaniu swojego życiowego powołania, o sztuce wychodzenia obronną ręką z nawet największych życiowych opresji. Póki co nie jestem jakoś specjalnie pod wrażeniem niniejszej opowieści i raczej nie sięgnę po kolejne utwory M. Tylewicz. Ale mimo wszystko zachęcam was do samodzielnej lektury ,,Śmierci nad jeziorem” i zbiorowej dyskusji nad sensem, wadami oraz zaletami recenzowanej tutaj powieści kryminalno-obyczajowej.
MagLaw
-
Debiuty mają to do siebie, że z racji tego, że autor dopiero jest na początku swej autorskiej drogi, należy mu się kredyt zaufania. Takim kredytem obdarzyłam zatem również Malwinę A. Tylewicz i jej „Śmierć nad jeziorem”, która wydana została przez Wydawnictwo E-bookowo.
Spodziewałam się interesującego kryminału, który przyniesie powiew świeżości, zaskakującą fabułę i ciekawie skonstruowaną fabułę, w której zagadka kryminalna stanie się wyzwaniem dla czytelnika, które prowokować będzie do myślenia i poszukiwania rozwiązań śmiertelnej zagadki.
Niestety, nie otrzymałam tego, czego oczekiwałam, a historia kryminalna mnie rozczarowała, gdyż okazała się zbyt oczywista i przewidywalna. To niestety nie wpływa pozytywnie na ocenę całości, gdyż rozpracowanie sprawcy intrygi na długo zanim dotrze się do finału, świadczy o błędach konstrukcyjnych, które dyskredytują całą opowieść. Przewidywalność jest bowiem dla kryminału przysłowiowym gwoździem do trumny.
Również konstrukcja samej fabuły nie niosła za sobą nieprzewidywanych wrażeń. Przeciwnie, zadziałała wręcz szablonowo – ona – po traumatycznych przeżyciach z przeszłości odcina się od swego dotychczasowego środowiska, w tym od rodziny na blisko dekadę, po to by z niechęcią powrócić po latach na stare śmieci. I chociaż ma mu za złe krzywdy z przeszłości pierwsze co robi to kieruje swe kroki wprost do niego, bo przecież niby stara miłość nie rdzewieje. On – odmieniony, niemal zupełnie inny człowiek, przez lata wzdycha tęsknie za nią, szukając ukojenia tęsknoty w pracy, po to aby oddać się jej na tacy jak tylko ponownie zawita w jego progi. Sęk tkwi jednak w tym, że w międzyczasie w pobliskim jeziorze, do którego dostęp jest niczym nieograniczony, odnalezione są zwłoki jej ojca, a podejrzenie zadania śmiertelnych urazów pada i na nią i na niego, bo chociaż nie mieli, to jednak mieli motyw. A że nawet dla bardzo niewyrobionego kryminalnego gracza ta intryga śmierdzi blefem na kilometr, toteż wiadomo, że sprawca ukrywa się gdzieś w pobliżu, ale póki co śledczy trafili kulą w płot. Kto zatem stoi za tą śmiercią i dlaczego pozbył się staruszka? Nie powiem, choćby mnie przypalali ogniem. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że wystarczy samemu sięgnąć, jeśli ciekawość weźmie górę nad rozsądkiem, i dojść do tego mniej więcej w połowie książki. Ta oczywistość końcowych rozwiązań niestety nie świadczy o wysokiej klasie tego kryminału, przeciwnie świadczy o tym, że gatunek literacki za jaki wzięła się autorka, aby był interesujący dla czytelnika wymaga gruntownego przemyślenia wszystkich wątków, tak aby zaskoczyć, zbić z pantałyku, wywołać okrzyk „wow” w czasie czytania. Wtedy punkt jest dla autora, a zero dla czytelnika.
W „Śmierci z jeziora” czytelnik bynajmniej nie zostanie wyprowadzony na manowce, nie pozostanie wstrząśnięty i niezmieszany, gdyż z wyrazem triumfu na twarzy będzie potwierdzał z każdą kolejną stroną od środka powieści, że ma rację jak stąd do wieczności.
Skoro już czepiam się „Śmierci” to niestety dużym minusem jest budowanie postaci. Nie ma znaczenia czy chodzi o postaci pierwszoplanowe czy drugoplanowe, one pozbawione są wyrazy, brak im wyrazistości, pazura, który zahaczałby skutecznie czytelnika, przyciągając do nich uwagę.
Wreszcie, w tekście wypuszczonym przez wydawnictwo, a tym samym poddanym korekcie, nie powinny pojawiać się błędy językowe Te zaś niestety czasem aż kłują w oczy.
Potencjał po stronie autorki zatem jest, ale trochę jak nieoszlifowany diament, wymaga jednak dłuższej pracy, tak aby po kilku ostrych cięciach i dalszym wypolerowaniu mógł lśnić i zachwycać swym pięknem. Czego niewątpliwie autorce życzę mając nadzieję, że w kolejnej książce zabłyśnie niczym supernowa.